Na pożegnanie! O muzyku i jego muzyce

Anna Woźniakowska / "Życie Duchowe"

Henryk Mikołaj Górecki - wybitny polski kompozytor - zostanie w środę 17 listopada pożegnany w Katowicach. Artysta zmarł w piątek 12 listopada w szpitalu, po ciężkiej i długiej chorobie.

- W każdym skomponowanym przez Góreckiego dźwięku czuło się polskość - mówi Zygmunt Konieczny, który z twórczości Góreckiego ceni najbardziej Symfonię Pieśni Żałosnych. To właśnie ten utwór przyniósł kompozytorowi światową sławę, sprzedając się w ponad milionie kopii na całym świecie. O utworze tym pisze Anna Woźniakowska, teoretyk muzyki, krytyk muzyczny oraz wieloletnia publicystka rozgłośni Polskiego Radia w Krakowie i „Dziennika Polskiego”.

Symfonia pieśni żałosnych Góreckiego

W 1992 roku firma fonograficzna Nonesuch Records nagrała III Symfonię. Symfonię pieśni żałosnych Henryka Mikołaja Góreckiego. Nagrania dokonała Londyn Sinfonietta pod dyrekcją Dawida Zinmana. Solo śpiewała Dawn Upshaw. Rok później płyta znalazła się na listach bestsellerów także muzyki pop. Specjalistyczne pisma donosiły, że popularność Symfonii Góreckiego jest porównywalna z zainteresowaniem, jakie budziły płyty Elvisa Presleya czy Beatlesów. Tylko w 1993 roku sprzedano pięćset tysięcy egzemplarzy płyty.

Symfonia Góreckiego w triumfalnym pochodzie przeszła przez największe i najpoważniejsze estrady świata. Mimo upływu czasu i dziś gromadzi tłumy w filharmonicznych salach. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że utwór powstał przeszło piętnaście lat wcześniej, a nagranie dokonane przez Nonesuch było jego czwartym z kolei zapisem fonograficznym.

Co więc się stało, że światowy rozgłos zyskało nagle trwające blisko godzinę poważne, wręcz żałobne dzieło, na które wcześniej nie zwracano uwagi? Niektórzy uważali, że sukces odniosła nie tyle muzyka, co raczej reklama, jaką wytwórnia poprzedziła wydanie płyty, a powodzenie nagrania dowodzi, że w dzisiejszych czasach w odpowiednim „opakowaniu” można sprzedać wszystko. Z pewnością odpowiednia promocja pomogła dystrybucji płyty, ale sprawa wydaje się znacznie bardziej skomplikowana.

Kompozytor osobny

Urodzony w 1933 roku Henryk Mikołaj Górecki był zawsze twórcą podążającym własną drogą, na co niewątpliwy wpływ miał jego osobisty los: wczesna śmierć matki, nieszczęśliwy wypadek owocujący kalectwem, trudna droga do muzyki – dopiero w wieku dziewiętnastu lat Górecki rozpoczyna regularną edukację muzyczną. Te wydarzenia, kształtując charakter młodego człowieka, zdefiniowały także jego zainteresowania twórcze. Interesując się – podobnie jak jego rówieśnicy – nowościami estetycznymi i formalnymi docierającymi po 1956 roku do Polski z Zachodu, pozostawał bardzo silnie osadzony w muzycznej tradycji nie tylko europejskiej, ale przede wszystkim polskiej, także religijnej. Śledzili to muzykolodzy analizujący partytury Góreckiego. Gdy w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku czas zachłyśnięcia się awangardą powoli dobiegał końca, dostrzegli to również słuchacze.

Kompozytor coraz częściej penetrował możliwości ekspresyjne ludzkiego głosu, zarówno w zespole chóralnym, jak i wykorzystywanego solo. Zawsze też przywiązywał wielką wagę do umuzycznianych przez siebie tekstów, szukając w nich przede wszystkim głębokiego przesłania, wartości humanistycznych. W 1972 roku zadziwił wszystkich, wprowadzając do symfonii napisanej na zamówienie Fundacji Kościuszkowskiej dla uczczenia pięćsetnej rocznicy urodzin Mikołaja Kopernika teksty biblijne. Kolejne dzieło symfoniczne miało jeszcze silniejszy związek z tekstem. świadczył o tym choćby sam tytuł dzieła – Symfonia pieśni żałosnych. Składające się na nią trzy „pieśni żałosne” przeznaczone są na głos sopranowy.

Trzy żałosne pieśni

 

Tekst wykorzystany w pierwszej części symfonii to fragment Lamentu świętokrzyskiego z drugiej połowy XV wieku uważanego za jeden z najwspanialszych przykładów średniowiecznej liryki religijnej owej epoki. Treścią Lamentu są żale Matki Boskiej pod krzyżem. Z wielozwrotkowego tekstu kompozytor wybrał inwokację Matki skierowaną do Syna: „Synku miły i wybrany, rozdziel z matką twoje rany; / A wszakom cię synku miły, w swym sercu nosiła / A takoż tobie wiernie służyła. / Przemów k matce, bych się ucieszyła, / Bo już jidziesz ode mnie, moja nadziejo miła”. Do tego prastarego tekstu kompozytor szukał równie archaicznej muzyki. Inspiracją do nadania muzycznego kształtu pierwszej części utworu stały się ostatecznie dwa motywy. Pierwszy wywiedziony został z wielkopostnej pieśni Oto Jezus umiera z dziewiętnastowiecznego śpiewnika ks. Jana Siedleckiego oraz pieśni kurpiowskiej Niechaj byndzie pochwalony ze zbioru ks. Władysława Sierkowskiego. Pradawna oryginalność, wręcz hieratyczność tej ostatniej melodii zwróciła już wcześniej uwagę Karola Szymanowskiego, który umieścił ją w swym opracowaniu chóralnym Sześciu pieśni kurpiowskich.

Tekst drugiej części symfonii Góreckiego to inskrypcja wyryta przez osiemnastoletnią Wandę Błażusiakównę ze Szczawnicy na ścianie piwnicy zakopiańskiego pensjonatu „Palace”, który w czasie wojny gestapo zamieniło na więzienie i miejsce tortur: „O Mamo, nie płacz, nie / Niebios Przeczysta Królowo, / Ty zawsze wspieraj mnie”. Do tego napisu ktoś dodał później krzyż i słowa: „Zdrowaś Mario”.

Z historią pensjonatu – katowni Henryk Mikołaj Górecki zapoznał się dzięki książce Alfonsa Filara i Michała Leyki „Palace”. Katownia Podhala. Autorzy podali w niej teksty wszystkich napisów wydrapanych na murach przez więzionych tam Polaków. Prosty tekst Błażusiakówny zrobił na kompozytorze największe wrażenie. W 1977 roku mówił: „Muszę przyznać, że zawsze drażniły mnie wielkie słowa, krzyki o pomstę. […] Ale to zdanie, które znalazłem, jest inne, jakby przepraszające. […] Wszystko ujęte w prostych, a jakże treściwych słowach. Ja właśnie lubię takie krótkie, proste słowa”[1]. Pochodzenie Wandy Błażusiakówny i miejsce jej męki skłoniły Góreckiego do wykorzystania w tej części utworu pewnych reminiscencji góralskich, choć oczywiście symfonicznie przetworzonych. Nie posłużył się żadnymi cytatami, ale wspaniale ewokował klimat podhalański.

W trzeciej części znów wracamy do lamentu matki nad synem. Tym razem kompozytor sięgnął po pieśń ludową z Opolskiego opisującą rozpacz matki po stracie syna – uczestnika jednego z powstań śląskich: Kajze mi się podzioł mój synocek miły. Notabene od tej właśnie pieśni podsuniętej kompozytorowi przez znanego badacza śląskiego folkloru Adolfa Dygacza Henryk Mikołaj Górecki rozpoczął w 1973 roku pracę nad swoją III Symfonią, której nadał tytuł Symfonia pieśni żałosnych. Ukończył ją trzy lata później, w 1976 roku. Prawykonanie utworu odbyło się 4 kwietnia w Royan we Francji w czasie tamtejszego Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Współczesnej. Pierwsza polska prezentacja miała miejsce we wrześniu tegoż roku w czasie Warszawskiej Jesieni. Oba wykonania spotkały się z mieszanym przyjęciem słuchaczy i krytyki. Symfonia pieśni żałosnych Henryka Mikołaja Góreckiego wydawała się czymś tak zupełnie różnym od dotychczasowego dorobku kompozytora i od kierowanych do niego oczekiwań, że utwór po krótkiej i gwałtownej burzy, jaką wywołał, właściwie poczęto pomijać. Jego czas musiał dopiero nadejść.

Muzyka prostoty i ekspresji

Słuchając III Symfonii Góreckiego od pierwszych ciężkich, powolnych dźwięków kontrabasów, których fraza podejmowana jest potem przez kolejne instrumenty, wchodzimy w świat rozgrywający się jakby w innym wymiarze czasu. Kompozytor unika kontrastu będącego w muzyce od wieków podstawową zasadą formotwórczą. Wszystkie trzy części symfonii utrzymane są w wolnych tempach, różnice dynamiczne wynikają z powtórzeń, z narastania masy dźwięku. Nie ma tu znanych z wcześniejszych utworów Góreckiego ostrych, nieraz brutalnych współbrzmień. Żałosne lamenty solowego sopranu płyną nad podpierającą je orkiestrą spokojnie, jakby podkreślając, że to nie rozpacz, a właśnie żal. W samej warstwie instrumentalnej kompozytor także nie posługuje się jakimiś kunsztownymi zwrotami. Wszystko w tej symfonii jest proste, naturalne i przejmujące.

Powtarzające się uporczywie motywy wywołują wrażenie jakby litanii. Taka repetytywność wprawia słuchaczy w swego rodzaju trans. Publiczność w koncertowej sali przestaje jedynie słuchać, angażuje się w przebieg utworu, jakby wchodzi w głąb muzyki, ogarnia ją i otula silna ekspresja dzieła Góreckiego. Być może taka właśnie bliskość tematyki – żalu po stracie – i jednocześnie prostota jej muzycznego upostaciowania jest dziś ludziom potrzebna?

Z coraz liczniejszych nagrań III Symfonii Góreckiego wybieram polskie, dokonane w 1994 roku przez Zofię Kilanowicz (sopran) oraz Wielką Orkiestrę Symfoniczną Polskiego Radia w Katowicach pod dyrekcją Antoniego Wita, a wydane przez Naxos. Szlachetny, jasny, skupiony sopran artystki jest jakby stworzony do interpretacji muzyki Góreckiego. Świadomość, że śpiewaczka od lat walczy z nieuleczalną chorobą, występując w okresach remisji właśnie z III Symfonią, dodaje jej interpretacjom „pieśni żałosnych” dodatkowego waloru artystycznej szczerości.

Anna Woźniakowska (ur. 1942), teoretyk muzyki, krytyk muzyczny, wieloletnia publicystka rozgłośni Polskiego Radia w Krakowie i „Dziennika Polskiego”. Ostatnio opublikowała: Trzeba umieć marzyć. Rozmowy z Markiem Stachowskim; Rzeki płyną różnymi korytami. Rozmowy z Adamem Walacińskim.


[1]    Cyt. za: A. Thomas, Górecki, Kraków 1998, s. 113. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Na pożegnanie! O muzyku i jego muzyce
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.