Ciemnia w łazience - powrót do analogowej fotografii
W dobie cyfryzacji tradycyjne niegdyś metody fotografii analogowej większości społeczeństwa wydają się już niepotrzebne i mało praktyczne. Wśród nas są jednak jeszcze zwolennicy "tworzenia" fotografii, a nie masowego robienia zdjęć.
Jak twierdzi w rozmowie z PAP Life Jakub Sobański zajmujący się m.in. właśnie fotografią analogową, jest z nią "zupełnie inaczej niż z cyfrową".
- Jest to z góry przemyślana koncepcja, kadr, oświetlenie czy emocje. Jest to wyczekiwanie chwili na to jedno jedyne zdjęcie - podkreśla i dodaje, że ponieważ na kliszy mieści się 36 klatek, każdą z nich traktuje jak odrębną historię.
Zaznacza, że "to nie są po prostu zdjęcia", a "każda rolka jest unikatowa". - Filmowo podchodzę do zdjęć - mówi o swoim warsztacie kompozycyjnym i zastrzega, że fotografii analogowej nie wykorzystuje do celów komercyjnych.
Używane aparaty analogowe są warte znacznie więcej niż kosztują, a własną ciemnię można stworzyć nawet w łazience. Dlaczego więc ludzie odchodzą od tych metod? Człowiek przyzwyczajony jest do łatwiejszych sposobów i najpraktyczniejsze wydaje się zrobienie zdjęcia aparatem w komórce. Warto jednak się zastanowić, co cieszy bardziej: stworzenie podczas wakacji jednego unikatowego zdjęcia, które będzie niepowtarzalne, czy setek ujęć gromadzonych w telefonicznym albumie lub na karcie pamięci.
Koszt podstawowego aparatu analogowego to ok. 100 zł, jedna klisza - ok. 15 zł, a efekt - niepowtarzalny.
Skomentuj artykuł