Marcin Zieliński o tym, dlaczego modlitwa czasami "nie działa" i czy można modlić się "źle"
Zdarza się niezwykle często, że po popełnieniu grzechu nie chce nam się modlić, boimy się iść do kościoła, pojawia się w nas jakiś lęk, który podpowiada nam, że w takim stanie przyjście do Boga jest nie w porządku, że może innym razem... Jak wielki to błąd!
Błąd, jaki niekiedy popełniamy, polega na tym, że ufamy swoim ofiarom bardziej niż Bogu. Spójrz na swój normalny tydzień. Ile razy podczas tygodnia grzeszysz? Myślę, że każdego dnia zdarza nam się zrobić coś, czego żałujemy; na przykład nie ugryziemy się w język, wypowiemy imię Boga w błahych sprawach albo użyjemy go jako zamiennik bluźnierstwa, gdy się w coś uderzymy. A bywa, że potkniemy się mocniej... I co wtedy? Kiedy chcesz przyjść do Boga i się pomodlić, naturalnie odczuwasz dystans, nie czujesz Jego bliskości, być może doświadczasz dyskomfortu. Dlaczego? Z powodu grzechu, który popełniłeś (jeśli jeszcze go nie wyznałeś i nie przeprosiłeś za niego Boga). Gdybyś w przyjściu do Boga opierał się na swoich własnych uczynkach, to bądź pewien, że nic dobrego z tego nie wyjdzie.
Zdarza się niezwykle często, że po popełnieniu grzechu nie chce nam się modlić, boimy się iść do kościoła, pojawia się w nas jakiś lęk, który podpowiada nam, że w takim stanie przyjście do Boga jest nie w porządku, że może innym razem... Jak wielki to błąd! Właśnie wtedy powinniśmy jak najszybciej zbliżyć się do Boga! On nie przyszedł powołać sprawiedliwych, lecz grzeszników [por. Mk 2, 17]. On wie, z czego jesteśmy ulepieni, wie, że grzeszymy! To właśnie dlatego Jezus jako święty i sprawiedliwy poszedł na krzyż, abyśmy my - grzeszni, dzięki wierze w Niego mogli uzyskać odpuszczenie grzechów! Opieranie się na własnej sprawiedliwości doprowadzi nas prędzej czy później do strapienia, uczucia niegodności i bezsensu. Być może nawet zrezygnujemy z wiary, bo będzie ona dla nas zbyt trudna. Jednak kiedy złożymy naszą ufność w Jezusie, nasze brzemię stanie się lekkie, a jarzmo słodkie! [Mt 11, 30]. Będziesz doświadczał swojego grzechu, ale nie poddasz się, bo będziesz wiedział, że jest wyjście - jest ktoś, kto Cię usprawiedliwia!
Opieranie się na własnej sprawiedliwości doprowadzi nas prędzej czy później do strapienia, uczucia niegodności i bezsensu
Niestety, mamy bardzo mocno zakorzenione niewłaściwe podejście do Boga. Lubimy sobie zasługiwać, zapracowywać na coś i ciężko nam zrozumieć, że możemy się znaleźć w podobnej sytuacji jak ewangeliczny faryzeusz. Nasze modlitwy, posty, a nawet uczęszczanie do kościoła, mogą stać się naszym sposobem na przekupienie Boga.
Po czym poznać, że znajdujesz się właśnie w takim miejscu? Zastanów się, czy dary, które składasz Bogu, wywołują w Tobie uczucie dumy. Czy nie porównujesz się czasem z innymi, twierdząc, że ten Kowalski, to się nie modli, albo tak rzadko chodzi do kościoła? Czy odnajdujesz w sobie pychę pochodzącą z własnej pobożności? Jeśli tak, to jak najszybciej przeproś za to Boga i odwróć się od takiego sposobu myślenia. Wzorem dla Ciebie powinien być celnik, który mimo że nie miał się czym pochwalić przed Bogiem, bezgranicznie zaufał Jego łasce.
To nie było na pokaz. Bóg potrafi odróżnić prawdziwą modlitwę od pozorów pobożności. Jest to dla nas prawdziwa lekcja modlitwy. Wszystko, co możesz otrzymać od Boga, zostało wykupione na Golgocie przez drogocenną krew Jezusa. To wiara w Jego ofiarę, w Jego krzyż, śmierć i zmartwychwstanie daje nam pewność, że będziemy wysłuchani. Nasza ufność leży w Jego imieniu - nie w naszych nawet najlepszych uczynkach, które moglibyśmy przynieść Bogu jak kartę przetargową. Jedną z trudniejszych rzeczy w chrześcijaństwie jest zdolność złożenia ufności w dobroć Boga.
W rezygnowaniu z prób przekupienia Boga trzeba byśmy zrozumieli, że najtrudniejszą bitwę On już stoczył - na krzyżu pokonał wroga za nas wszystkich. Jezus uczynił to w naszym imieniu, abyśmy my mogli w Jego imieniu przychodzić do Ojca i być wysłuchani! Trzeba, byśmy zrozumieli, że najtrudniejszą bitwę Jezus już stoczył - na krzyżu pokonał wroga w imieniu nas wszystkich.
Wydaje nam się, że czegoś potrzebujemy, a jest to jedynie cielesna zachcianka, przez którą stajemy się bardziej leniwi, światowi i niezdyscyplinowani. Bóg widzi nasze intencje i wie, kiedy jesteśmy gotowi do przyjęcia jego łaski.
Z kolei kiedy zamykamy uszy na potrzeby innych, kiedy mamy z czego pomóc, a nie pomagamy, gdy możemy kogoś pobłogosławić, a tego nie robimy - sami zamykamy się na doświadczenie obfitszej łaski. Tak to działa w duchowym świecie. Albo więc nauczymy się żyć zgodnie z tym, co mówi nam Bóg w swoim Słowie, albo będziemy doświadczać "okrojonej miary" Bożego błogosławieństwa - i to niekoniecznie dlatego, że Bóg nie chciałby nam go dać.
W chrześcijańskiej modlitwie chodzi o właściwą kolejność. Najpierw trzeba poznać Boga, a dopiero później oczekiwać owoców modlitwy. Ta kolejność uchroni nas od traktowania Boga na zasadzie automatu do kawy. Nie twierdzę, że Bóg nie może zrobić czegoś dla Ciebie, jeśli się nie modlisz. Może! Bóg potrafi nagiąć swoje prawa w imię miłości. W tej książce mówimy o pewnych zasadach, które pomagają zrozumieć działanie Boga. Ale muszę Cię zasmucić: nie uda nam się zrozumieć Jego samego w pełni. Bóg nie jest spisem punktów, paragrafów czy wzorów. Gdybyśmy mogli pojąć Go do końca, znaczyłoby to, że stworzyliśmy sobie Boga na własny wzór i podobieństwo.
W chrześcijańskiej modlitwie chodzi o właściwą kolejność
Najpierw trzeba poznać Boga, a dopiero później oczekiwać owoców modlitwy.
Chciałbym opowiedzieć Wam na koniec pewną historię. Zdarzyło się to podczas jednej z konferencji, na której modliłem się o uzdrowienie i głosiłem słowo Boże. Na sali był pewien mężczyzna - ratownik medyczny - który nie do końca wierzył w to, że Bóg może uzdrawiać. Prowadziłem modlitwę o uzdrowienie. Poprosiłem, aby każdy, kto chce, położył rękę na miejscu, w którym odczuwa ból. I rozpoczęliśmy modlitwę, "aby w imię Jezusa odeszła wszelka słabość i dolegliwość".
Wielu ludzi uczestniczących w tej modlitwie dzieliło się później świadectwami o doświadczeniach zniknięcia bólu, o przywróceniu słuchu czy poprawie wzroku.
Kilka dni później otrzymałem esemesa od księdza, który organizował tamto spotkanie. Skontaktował się z nim ratownik medyczny, który uczestniczył w naszym wydarzeniu. Przyznał, że nie chciało mu się wierzyć w nic, co mówiłem, ale gdy wstał nazajutrz, mógł czytać bez konieczności zakładania okularów. Ratownik zakończył esemesa zdaniem: "Chwała Panu!". Zaskakująca dla mnie była Boża odpowiedź na modlitwę, której nie zanosił ten mężczyzna. To się nazywa doświadczyć niezasłużonej, Bożej łaski! Ale kto wie, może ktoś przez długie lata modlił się w ukryciu o właśnie takie dotknięcie przez Boga dla tego mężczyzny?
***
Tekst pochodzi z książki "Wytrwaj do końca" wydanej przez RTCK. Znajdziecie ją w ofercie Wydawnictwa WAM.
Marcin Zieliński opowiada o próbie, która nauczyła go wytrwałości i teraz chce podzielić się z Tobą wiedzą, jak być wytrwałym. To owoc doświadczeń ponad 10 lat i głoszenia konferencji w 10 krajach świata.
Marcin Zieliński - lider wspólnoty "Głos Pana" ze Skierniewic. Ewangelizator głoszący w kraju i za granicą. Posługuje modlitwą o uzdrowienie. Prywatnie absolwent AWF-u w Warszawie
Skomentuj artykuł