Rewolucja we francuskim kościele
Francuscy katolicy nie godzą się na śmierć swego Kościoła - tak dziennik La Croix opisuje proces ratowania francuskiego katolicyzmu.
Ten bowiem stoi przed prawdziwą katastrofą, w związku z trwającym od dziesięcioleci kryzysem powołań. Dziś umierają bądź odchodzą na emeryturę ostatnie pokolenia kapłanów sprzed kryzysu. I nie ma kto ich zastąpić. Kiedy w latach 90-tych kryzys po raz pierwszy zaczął zaglądać w oczy, ograniczono się do łączenia kilku parafii w jedną. Dziś już nawet to rozwiązanie nie zdaje egzaminu, bo na jednego kapłana przypada niekiedy po 60 kościołów. O dalszym łączeniu parafii nie może być mowy.
Obudzili się natomiast świeccy, którzy nie godzą się na zamykanie kościołów i nie chcą by z ich codziennego krajobrazu zniknęły sakralne punkty odniesienia. Ten oddolny ruch jest obecny niemal we wszystkich diecezjach.
Francuski episkopat postanowił go opisać. W jednym dokumencie zebrano więc różne inicjatywy, które podejmują świeccy dla ratowania swych kościołów. W większości wypadków sprowadzają się one do organizowania liturgii słowa bez kapłana. Ale nie tylko. Przy wielu świątyniach powstały stałe zespoły świeckich, które na miejscu kontynuują misję Kościoła. Proboszcz zagląda do nich tylko sporadycznie, bo kiedy podlega mu kilkanaście czy kilkadziesiąt wspólnot, z konieczności staje się duszpasterzem wędrownym.
Jak wynika ze świadectw zamieszczonych w dokumencie francuskiego episkopatu, wielu biskupów stara się usankcjonować tę nową sytuację, nadając świeckim oficjalną misję. Dzieje się tak zwłaszcza w sytuacji, kiedy któraś z megaparafii w ogóle nie może już liczyć na nowego proboszcza. W diecezji Bayeux taki los spotkał już co ósmą wspólnotę. W takiej sytuacji kapłana zastępuje świecki koordynator. Nie pełni on oczywiście funkcji duchownych, lecz animuje jedynie życie parafii.
Zdaniem dziennika La Croix zmiany zachodzące we francuskich parafiach mają charakter rewolucyjny. Zmieniają one z konieczności naturę Kościoła, który w istocie bardziej opiera się na świeckich niż na kapłanach, bo tych po prostu nie ma i w najbliższych latach nie będzie.
Kościół na skraju bankructwa
Kościołowi we Francji zagląda do oczu także widmo bankructwa. Choć rosną datki poszczególnych wiernych, maleje liczba osób łożących na utrzymanie kościelnych instytucji. Francuski katolicyzm nieuchronnie się starzeje.
Kościół nie zdołał przekazać wiary młodym pokoleniom, dziś utrzymują go jedynie starcy. Przypomnijmy, że Kościół we Francji nie otrzymuje państwowych subwencji, a głównym źródłem jego utrzymania są doroczne jałmużny.
Jak wykazały badania przeprowadzone przez La Croix, średnia wieku kościelnych darczyńców to 70 lat. Z roku na rok płacą coraz więcej, dziś średnio 155 euro. To jednak nie wystarcza, by pokryć pokoleniową dziurę w budżecie. Na Kościół łożą przede wszystkim praktykujący. Czyni to trzy czwarte z nich, czyli 10 proc. ogółu katolików. Niepraktykujący są gotowi finansować jedynie konkretne inicjatywy, jak budowa kościoła czy pomoc dla księży na emeryturze.
Prawdziwa droga do wyjścia z finansowego kryzysu wiedzie oczywiście przez ewangelizację i odmłodzenie francuskiego Kościoła. Tego jednak nie da się zrobić z dnia na dzień. Francuscy biskupi preferują więc kampanie reklamowe, uświadamiające katolikom ich współodpowiedzialność za Kościół. Wielu Francuzów mylnie sądzi, że Kościół jest finansowany przez państwo, jak kolej czy oświata - zauważa cytowany przez La Croix bp Michel Dubost. Tymczasem, jeśli nie otrzymam od wiernych pieniędzy, nie będę miał z czego opłacić księży, zakonników czy pracowników świeckich. Dzisiaj i tak z kościelnej pensji, na przykład w Paryżu, nie da się już wyżyć. Z konieczności możemy więc zatrudniać jedynie kobiety, które mają zamożnych mężów - dodaje bp Dubost.
Francuski dziennik La Croix odnotowuje również, że w dużo lepszej sytuacji finansowej są francuscy protestanci. Tam na utrzymanie wspólnoty łoży niemal połowa wiernych, którzy są też bardziej hojni. Średnia doroczna jałmużna francuskiego protestanta to 237 euro.
Skomentuj artykuł