Co łączy World Press Photo, Eurowizję i ...?
Poprawność polityczna to jeden z większych paradoksów naszej codzienności. Tzw. główny nurt, chociaż niesie z sobą negatywne skutki, jest bezrefleksyjnie uznawany przez media i część społeczeństwa za słuszny i właściwy.
Choć wymienić można wiele rodzajów politycznej poprawności, dwa z nich stanowią jej modelowy przykład. Pierwszy bez wątpienia odnosi się do zamieszania jakie od pewnego czasu powstaje wokół zjawiska społecznej i kulturowej tożsamości płci. Drugi z kolei odnieść można do niebezpiecznej tendencji, jaka już od wielu lat destabilizuje Europę - eskalacji islamskiego fundamentalizmu.
Ideologia gender jest obecnie największym i najbardziej kontrowersyjnym aspektem wpisującym się w mainstreamową poprawność. Nie ma sensu omawiać szczegółowo negatywnych skutków jakie, przynajmniej moim zdaniem, niesie z sobą to zjawisko. Warto jednak przyjrzeć się konkretnym przykładom jego obecności w sferze publicznej.
O spektakularnym zwycięstwie Conchity Wurst w ostatniej edycji Eurowizji już pewnie większość z nas zdążyła zapomnieć. Czego innego można się było spodziewać po "zwycięstwie", które miało w pierwszej kolejności szokować, a w drugiej oswajać świat z akceptacją inności, nie mając przy tym wiele wspólnego z aspektem artystycznym? Niestety, wpływ głównego nurtu sięga znacznie dalej. Aby się o tym przekonać, wystarczy spojrzeć na zwycięską fotografię World Press Photo 2014. W odróżnieniu od Eurowizji, WPP stara się nagradzać fotografów nie tylko za walory artystyczne ich fotografii, ale również za pokazanie ważnych zjawisk i problemów społecznych. Można zatem przypuszczać, że kontrowersyjny wybór jury opierał się na przekonaniu, iż brak akceptacji związków homoseksualnych jest dzisiaj najważniejszym, wymagającym największej uwagi i nadzwyczajnych środków problemem. Zaskakujące podejście, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, że w konkursie pojawiły się również zdjęcia z ogarniętych konfliktami rejonów świata (np. z Ukrainy).
Kolejnym, nieco innym, ale równie ciekawym przykładem wpisującym się w nurt politycznej poprawności, jest reklama najnowszej wersji systemu operacyjnego, jakiego większość z nas używa w swoich smartfonach. Film promujący Android Lollipop - który już wkrótce zastąpi naszego KitKata - także nie wystrzegł się mainstreamowych powiązań. W pełnej szczęśliwych ludzi reklamie nie zabrakło bowiem dwójki homoseksualistów, z których jeden wręcza drugiemu zaręczynowy pierścionek. Chwilę potem dwa andro-avatary (coś w rodzaju naszego androidowego "ja") - jeden z owłosioną klatą, drugi z brodą i koszulką z napisem "free hugs" - łączą się w uścisku. Skoro jesteśmy już w tematyce smartfonów, warto zwrócić jeszcze uwagę na kultową grę, którą jeszcze pół roku temu zachwycały się dzieci w całej Polsce. Zabawa polega na "hodowaniu" bezpłciowego stworzenia imieniem Pou. Można je do woli przebierać - na zmianę, w ubrania damskie i męskie - patrząc tylko jak rośnie poziom jego szczęścia.
Drugie zjawisko odnosi się do kwestii znacznie poważniejszej, której destrukcyjny proces - w odróżnieniu od ideologii gender - jest znacznie bardziej dynamiczny i postępuje całkowicie jawnie.
Kto z nas nie pamięta szokującego filmu, na którym dwóch wyznawców Allacha brutalnie zamordowało brytyjskiego żołnierza? Chociaż wydarzenie to miało miejsce w sercu demokratycznej Europy, a ręce oprawców ociekały krwią brutalnie zabitego mężczyzny, poprawność polityczna zakazała dziennikarzom nazywania rzeczy po imieniu. Z ust reporterów nie tylko nie padło sformułowanie o religijnych motywach, jakie skłoniły oprawców do zabójstwa Brytyjczyka, ale nawet sama wypowiedź mordercy została przedstawiona w taki sposób, by wyeliminować niewygodny, polityczny kontekst. A wszystko to w imię tolerancji i wolności jednostek. Dopiero kiedy zamaskowani Islamiści wdarli się do redakcji Charlie Hebdo i zamordowali 12 osób, szok w jakim znalazł się Zachód, zdołał przełamać beton głównego nurtu.
Powyższe przykłady dowodzą, że poprawność polityczna wkracza do wielu, często różniących się od siebie, obszarów rzeczywistości. Niestety, niosąc z sobą te same konsekwencje. Podejrzewam, że gdyby osoby forsujące ideologiczną równość płci znały skutki tego procesu, inaczej podchodziłyby do problemu. Podobnie jak rządy zachodnich państw, które - w imię równości i wolności - pozwalały przez lata na niezahamowaną ekspansję islamu.
Mainstream porównać można do wielkiej rzeki, nad którą przybywają osadnicy. Kiedy jest klarowna i czysta, gasi pragnienie i poprawia warunki życia, podobnie jak informacje, które dają nam wiedzę. Kiedy jednak rzeka ulega skażeniu, jej wody stają się niebezpieczne, często bez wiedzy mieszkających w pobliżu ludzi. Niestety, z reguły jest już wtedy za późno, by wyeliminować ryzyko katastrofy.
Skomentuj artykuł