Czyja to wina?

Czyja to wina?
(fot. EPA/Andy Rain)
Natalia Stencel

Zmarła Amy Winehouse - piosenkarka, skandalistka, ćpunka, dwudziestosiedmioletnia kobieta, czyjaś córka, człowiek. W takiej sytuacji, kiedy koniec przychodzi dość nagle i niespodziewanie, gdy wydaje się dziwny- choć śmierć jest zjawiskiem najbardziej naturalnym i zwykłym- świat robi dwie rzeczy: żałuje i osądza.

Amy Winehouse nie była nikim wielkim, śpiewała, bo umiała to robić. Świat muzyczny się bez niej obejdzie, nic w zasadzie nie zostało zachwiane, panuje równowaga. Po śmierci dostanie nowych fanów, może sprzeda więcej płyt niż za życia. Z Michaela Jacksona przecież drwiono, jego znakiem rozpoznawczym był odpadający nos, a śmierć przywróciła mu dumę i status króla popu. Więc Amy z brzydkiej ćpunki może stanie się boginią, kto wie?

Nic nie jest jednak aż tak jasne i pełne w tej materii. W społeczeństwie funkcjonuje jeszcze pewna zasada, która opiera się na iście romantycznym poczuciu ludowej sprawiedliwości - są ludzie, którzy po prostu nie zasługują, by żyć. Zasada ta ma się dobrze, działa swobodnie obok "syndromu hh"- nie ma przy tym zdolności do analizy, do wydania rzetelnego sądu o jakiejś rzeczy. Większość głosów to impresje, stąd kocioł sprzecznych sygnałów i wykluczających się emocji.

DEON.PL POLECA

Nie żyjemy w próżni - na nasze życie składa się wiele czynników i tysiące ludzkich postaw. Amy miała pecha - nikt jej nie pomógł, nie było obok osoby, na której mogłaby się swobodnie oprzeć. Świat jej się przyglądał, oceniał jej pijackie wybryki, patrzył na każde jej wymiociny, ale jej nie wsparł. Każda taka śmierć to po prostu morderstwo dokonane przez zimną i oschłą rzeczywistość na czułym i wrażliwym człowieku.

Amy Winehouse nie była nikim wspanialszym ani bardziej upodlonym od ludzi, którzy nas otaczają w codzienności. Refleksja, która przychodzi po tych wszystkich rozważaniach, jest na dzisiejsze społeczeństwo zbyt humanistyczna, padła już kiedyś z ust św. Augustyna: człowiek nie wybiera zła świadomie, szuka dobra jak szaleniec, jest jednak zbyt słaby i niedoskonały, więc czasem szuka źle. Poza tym cierpienie odciska swoje piętno silnie, potrafi przechodzić z pokolenia na pokolenie, można je odziedziczyć, można je wokół siebie rozlewać i nim zarażać. Trzeba wiedzieć także i to, że największym dobrem dla cierpiącego jest ukojenie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czyja to wina?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.