Déjà vu. In vitro i premier
Duet: minister zdrowia i premier. Problem: sztuczne zapłodnienie tzw. metodą in vitro - dostępność i refundacja. Komunikat: wspieramy starania polskich małżeństw o dzieci, kiedy mają one trudność z ich poczęciem. Czy to jesień 2012? Bynajmniej. To opis dotyczący jesieni roku 2007. Tak było pięć lat temu, tak samo jest teraz. Przyglądając się politycznym decyzjom i medialnym wypowiedziom premiera na przestrzeni tych lat w świetle jego najnowszego postępowania, nie sposób odnieść wrażenia, że to, co miało być publiczną odpowiedzialnością, przybrało kształt działania pod publikę.
Premier Donald Tusk i minister zdrowia Bartosz Arłukowicz chcą wprowadzić procedurę sztucznego zapłodnienia in vitro do tzw. programu zdrowotnego i dofinansowywać ją pod pewnymi warunkami. Tym sposobem premier ominie potrzebę przedstawienia projektu ustawy i głosowania go przez parlament. Posunięcie to może jednak zostać zaskarżone do Trybunału Konstytucyjnego. W każdym razie taka decyzja oznacza póki co ominięcie problemu stworzenia ustawy bioetycznej i - znowu - odsunięcie jej w czasie.
Kiedy pięć lat temu ówczesna minister zdrowia Ewa Kopacz zapowiedziała publicznie, że planuje dofinansowanie do procedury in vitro dla niemajętnych małżeństw, mających problemy z płodnością, premier Tusk przyklasnął pomysłowi i dzielił się z mediami swoim entuzjazmem. Jednak sytuacja wtedy i sytuacja dziś nie są identyczne, choć premier gra na tę samą nutę. Część publiczności ma już bowiem wyrobiony słuch i krzywi się na biesiadny ton, który ma schlebiać gustom większości.
Konfrontacje
Pokazał to już raport zespołu ds. bioetycznych przy premierze opublikowany jeszcze w listopadzie 2008 r. Po pół roku prac - zespół zawiązał się w kwietniu, a przewodniczył mu prof. Andrzej Zoll - grono piętnastu ekspertów z różnych dziedzin: prawników, biologów, lekarzy, etyków i teologów różnych wyznań, nie osiągnęło porozumienia co do jednolitej rekomendacji. Takie zresztą było też nieartykułowane tło prac specjalistów - sprawdzenie, jak daleko da się posunąć kompromis na gruncie wymiany merytorycznych argumentów z różnych porządków, naukowych i światopoglądowych.
Szanse
Skomentuj artykuł