Dyrektor krakowskiego szpitala: jeszcze nigdy nie było aż tak źle
Już teraz lekarze zmuszeni są "dokonywać selekcji pacjentów i do szpitala przyjmować wyłącznie najcięższe przypadki. W Małopolsce jest już druga fala zakażeń i jest ona dużo groźniejsza niż, to, z czym zmagaliśmy się na początku" - mówi Marcin Jędrychowski.
Dyrektor największej i najnowocześniejszej placówki w Polsce, która została przemianowana na szpital jednoimienny, w wywiadzie udzielonemu portalowi Onet.pl opowiada o tragicznej sytuacji wywołanej pandemią koronawirusa.
Dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego mówi, że już teraz lekarze zmuszeni są "dokonywać selekcji pacjentów i do szpitala przyjmować wyłącznie najcięższe przypadki. Przy tak utrzymującej się od wielu dni tendencji wzrostowej lada dzień zabraknie nam miejsc". "W Małopolsce jest już druga fala zakażeń i jest ona dużo groźniejsza niż to, z czym zmagaliśmy się na początku" - mówi Marcin Jędrychowski.
Jak uważa Jędrychowski, liczba zakażonych koronawirusem w Małopolsce rośnie bardzo gwałtownie. "W izolacji domowej przebywa w Małopolsce obecnie ponad 3 tysiące osób zakażonych koronawirusem. Jeśli przyjmiemy, że u około 10 proc. z nich dojdzie do pogorszenia stanu zdrowia i będą musieli trafić do Szpitala Uniwersyteckiego, to my nie będziemy w stanie ich przyjąć".
Jędrychowski zwraca uwagę na trudną sytuację na Sądecczyźnie. Odległość z Nowego Sącza do najbliższego szpitala jednoimiennego wynosi ponad sto kilometrów. "Mamy duże problemy związane z transportem takich osób (zakażonych koronawirusem - przyp. red.) do naszego szpitala. Kolejną kwestią jest dostarczanie do nas wymazów pobranych od pacjentów z okolic Nowego Sącza. Z tym też są problemy, a przypominam, że mamy przekazać wynik w przeciągu 24 godzin”.
Według słów Jędrychowskiego, personel szpitalny jest przemęczony. "Lekarze, pielęgniarki, sanitariusze rezygnują z życia rodzinnego czy prywatnego. Rezygnują z wyjazdów do rodziców, bo martwią się, że mogą ich zarazić. Zmęczenie czy wypalenie personelu medycznego jest zauważalne. Mógłbym «od ręki» przyjąć do pracy 100-150 pielęgniarek" - mówi. Dodaje również, że zmienia się nastawienie Polaków do pracowników służby zdrowia. "W sytuacjach próby, a taką bez wątpienia jest pandemia, często wychodzi na jaw ciemna strona człowieczeństwa. Słyszałem o przypadkach, gdzie np. sąsiedzi unikają kontaktu z pracownikami zajmującymi się pacjentami z COVID-19".
Jędrychowski obawia się również powrotu dzieci do szkół. "Z jednej strony rozumiem racjonalnie próbę aktywizacji dzieci w wieku szkolnym, aby nie pozostawały one w domu. Z drugiej strony musimy pamiętać, że szkoła jest jak kopalnia czy duży zakład pracy" - informuje.
Dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego obawia się również załamania systemu zdrowia związanego ze zwykłym, corocznym "okresem grypowym". "To będzie jedna wielka katastrofa, bo w obawie przed pacjentami zakażonymi koronawirusem, wszyscy pacjenci, którzy będą mieli zwykłą grypę, będą traktowani jako potencjalni covidowi" - mówi.
Skomentuj artykuł