Kolekcjonerzy tabletek śmierci

Zamknięty i opieczętowany przez Państwową Powiatową Inspekcję Sanitarną, sklep z "dotleniaczami" w Zakopanem (fot. PAP/Grzegorz Momot)
Elżbieta Borek / "Dziennik Polski"

Krzysiek wyszedł do szkoły jak zwykle, z plecakiem i drugim śniadaniem. Około godziny 13 jego matka dostała telefon ze szpitala. Syn został znaleziony nieprzytomny w szkolnej toalecie. Jego stan jest ciężki. Do tamtej chwili nie miała pojęcia, że jej 14-letnie dziecko bierze dopalacze.

Przypadki ciężkich zatruć i zgony po spożyciu tak zwanych dopalaczy spowodowały, że w mediach zawrzało. A odkąd tydzień temu w Białymstoku sześcioro licealistów trafiło do szpitala wskutek zatrucia drugsami, w Kępnie zmarł 32-letni mężczyzna, a na Śląsku zatruły się trzy gimnazjalistki, media codziennie atakują tym tematem.

Czym tak naprawdę są dopalacze? Potocznie używa się tej nazwy dla substancji, niezarejestrowanych jako narkotyki, o rzekomym lub rzeczywistym działaniu psychoaktywnym. Dopalacze, czyli smart drugs (smart: bystry) rozprowadzane są przez sieć sklepów internetowych i tak zwanych smart shops. Oferują specyfiki o działaniu stymulującym, relaksującym, odprężającym, ale też halucynogenne i psychodeliczne.

Czasem sprzedawane są jako "wyroby kolekcjonerskie", co znaczy, że oferta kierowana jest do kolekcjonerów, którzy umieszczają je w klaserach, jak znaczki czy monety. Na opakowaniach mają wyraźne ostrzeżenia: nie do spożycia przez ludzi. Jeśli są bezpieczne, przebadane i legalne, dlaczego nie są zarejestrowane do "użytku przez ludzi"? Skądinąd, trzeba dużo brawury, a raczej głupoty, żeby zażyć środek z takim ostrzeżeniem. Bo z pewnością drugsy nie są przedmiotem zainteresowań kolekcjonerskich nabywców.

Na stronie internetowej sprzedający dopalacze puszczają oko do nabywców. "My, ekipa z www.zapalonykolekcjoner.pl, to prawdziwi zapaleni kolekcjonerzy. Dopalacze, które tu znajdziecie są wyjątkowo wyselekcjonowane. Opisywane i oferowane przez nas produkty są przedmiotami kolekcjonerskimi. Nasza wyjątkowa dbałość o jakość Twojej kolekcji zapewnia doskonałą, niepowtarzalną jakość produktów.

Zapewnienia, zamieszczane na stronach internetowych na temat badań, rzekomo potwierdzających ich nieszkodliwość, nie są prawdziwe - co potwierdza samo życie. Badania dotyczą bowiem jedynie substancji, objętych kontrolą prawną, co nie znaczy, że wszystkich i że produkty te są bezpieczne. Nie ma mowy o żadnym certyfikacie bezpieczeństwa. W praktyce smart drugs testowane są na użytkownikach.

- Gdy słyszę z ust ministra sprawiedliwości, że "przecież tam nie ma tak dużo substancji trujących", to pytam się: a skąd ten pan to wie? I ile to jest niedużo? Jeżeli wysoki urzędnik z instytucji ds. narkomanii powiada, że chyba "nie powinno się tak całkowicie zakazać sprzedaży dopalaczy", to zaczynam się bać - mówi Irena Rej, prezes Izby Gospodarczej Farmacja Polska. - Podstawowy problem z dopalaczami polega na tym, że nie znamy składu wielu substancji. Nikt go nie zna. Niektóre składniki uda się zidentyfikować, ale wszystkich nigdy. Dlaczego? Bo część tych środków, to wyciągi z roślin, pochodzących z tropików. Podobnymi nakręcali się szamani. Wąchaniem, jedzeniem, wywarami i odwarami, wprowadzali się w stan ekstazy, nawet katalepsji. Jako dzieci czytaliśmy o tym w książkach podróżniczych, wiedzieliśmy, że jest to coś niezrozumiałego, groźnego. Dziś zgadzamy się na handel tymi substancjami, nieznanymi ani ze składu, ani z konsekwencji działania. Zgadzamy się na testowanie ich działania na naszych dzieciach.

Co gorsza - "niewinne" mieszanki ziołowe coraz częściej zawierają w swoim składzie domieszkę środków syntetycznych. Badania, przeprowadzone w Austrii, Niemczech, a także w Polsce, wykazały obecność w składzie "leku ziołowego" substancji chemicznych, nie występujących w naturze. Taką syntetyczną domieszką jest np. JWH-018 - naftalen-1-yl. Występuje w postaci lepkiej, brzydkiej grudki, przypominającej haszysz, ale na rynku rzadko pojawia się w tej postaci. Zwykle dodawany jest do mieszanek ziołowych, których sposób przygotowania nie jest znany. Badania potwierdziły, że jest obecny przynajmniej w kilku mieszankach, sprzedawanych na polskim rynku. Efekty działania JWH nie zostały zbadane klinicznie.

Spośród innych syntetycznych dopalaczy najbardziej znane są BZP - stymulujący ośrodkowy układ nerwowy i mefedron, sprzedawany jako legalna alternatywa dla tabletek ecstasy.

Ma zresztą podobne działanie, choć niektórzy porównują je do działania amfetaminy lub kokainy. Ponieważ jednak nie przeprowadzono badań na temat toksyczności i farmakologii leku, nic nie wiadomo o jego właściwościach uzależniających. Na pewno podnosi ciśnienie krwi, dlatego niebezpiecznie jest łączenie go z innymi lekami podnoszącymi ciśnienie, a nawet z niewinną kawą lub alkoholem. Jednak użytkownicy nie muszą o tym wiedzieć. Tylko w Anglii odnotowano 14 przypadków śmiertelnych związanych z użyciem mefedronu.

Niesyntetyczne dopalacze to najczęściej mieszanki ziołowe, sprzedawane w postaci proszku wciąganego nosem lub skrętów, działające lekko psychodelicznie. W ich opisie znajduje się informacja, że są pochodzenia naturalnego i od wieków były używane w celach rytualnych. Jednak wiadomo, że za efekt narkotyczny odpowiadają dorzucane do "ziółek" środki syntetyczne, które można przedawkować. Sam fakt, że do sprzedawanych jako "naturalne" środków dodaje się środki chemiczne, powinien podważyć zaufanie klienta do handlarzy.

- Dzieci trafiają do szpitali z krwotokami i umierają - mówi Irena Rej. - Tym samym dopalacze muszą być uznane za środki niebezpieczne dla zdrowia i życia. W tej sytuacji deliberowanie nad zmianą ustawy i prawa, co musi potrwać, uważam za tragikomiczne. Zakażmy handlu natychmiast, a dopiero potem wprowadzajmy powoli to, nad czym mamy kontrolę. Chcesz handlować dopalaczami, zgłoś, podaj nazwę, podpisz się pod oświadczeniem, że tam nie ma substancji psychoaktywnych, toksycznych. My i tak będziemy cię kontrolować i sprawdzać na bieżąco, biorąc z półek substancje do badania. Jeśli to, co napisałeś jest kłamstwem, nałożymy wysokie, bardzo dotkliwe kary: więzienie, a jeśli grzywna, to nie 50 zł, jak teraz, tylko 500 tys. zł.

Z zażywaniem dopalaczy wiąże się też inne, ukryte niebezpieczeństwo. Paląc lub zażywając mieszankę ziołową, wprowadza się do organizmu kilka substancji. Niewiele wiadomo o działaniu każdej z nich osobno, a o interakcjach zgoła nic. Podobnie jak o wpływie innych, branych przez nas leków na działanie dopalaczy.

- Matka dała ci aspirynę albo inny prosty środek na przeziębienie. Skąd ty wiesz, dzieciaku, że ten dopalacz nie wchodzi w działanie z tymi lekami? Zapalisz skręta albo weźmiesz biały proszek, żeby się podkręcić przed egzaminem, a tymczasem się przekręcisz. Bo może się okazać, że oba środki razem staną się mieszanką zabójczą - powiada Irena Rej. - Młodzi ludzie z Białegostoku na pewno nie chcieli popełnić samobójstwa, gdy brali dopalacze. Musimy działać natychmiast, bez oczekiwania na zmiany w prawie, na podstawie innych ustaw, np. ustawy o zagrożeniu zdrowia i życia ludzkiego. Powinna uaktywnić się Państwowa Inspekcja Handlowa, bo mamy do czynienia z przedmiotem konsumpcyjnym - minister sprawiedliwości wyraźnie powiedział, że to nie jest przedmiot kolekcjonerski. Handlarze dopalaczami, którzy zarabiają na tym procederze miliony, z pewnością bez walki nie ustąpią pola.

Właściciele już zamkniętych sklepów odgrażają się, że będą się ubiegać o odszkodowanie od Skarbu Państwa za stracone dochody. Mają prawo, skoro dopalacze są legalne na naszym rynku.

Przedstawiciele sieci sklepów, działających pod marką "Dopalacze.com" na swojej stronie internetowej zwracają też uwagę na inny aspekt tej sprawy: jeśli zamknie się legalne, podlegające kontroli punkty obrotu dopalaczami, handel przejmie czarny rynek. Piszą: "Dnia 10 czerwca 2010 r. Sejm Rzeczpospolitej Polskiej uchwalił nowelizację ustawy o przeciwdziałaniu narkomani. Zmiana ustawy polegała na dopisaniu do listy środków odurzających i substancji psychotropowych kolejnych związków chemicznych jako narzędzia walki z tzw. dopalaczami.

Z dniem wejścia w życie ustawy w dniu 25 sierpnia 2010 r. sklepy oferujące produkty kolekcjonerskie wycofały ze swojej oferty produkty, które mogłyby zawierać zakazane w wyniku nowelizacji substancje. Wiele spośród wycofanych produktów trafiło na istniejący w kraju "czarny rynek", prowadzony przez grupy ludzi z półświatka przestępczego, gdzie zostały one wykorzystane do wytworzenia nowych produktów (jest tajemnicą poliszynela, że w chwili obecnej służby państwowe nie dysponują odpowiednimi testami, które mogłyby umożliwić wykrycie takich substancji). Produkty te były wytwarzane chałupniczymi metodami przy wykorzystaniu różnego rodzaju niebezpiecznych środków chemicznych. Tak zmodyfikowane przez dilerów narkotykowych wyroby, są rozprowadzane na terytorium całego kraju w opakowaniach i o nazewnictwie bardzo zbliżonym do produktów znajdujących się w ofercie legalnie funkcjonujących sieci sklepów."

- Nie bałabym się tego. Zawsze istnieje jakiś czarny rynek, gdy produkty są zakazane w legalnym obrocie. O wiele groźniejsze wydaje mi się zalegalizowanie sprzedaży niebezpiecznych środków o nieznanym składzie - tłumaczy Irena Rej. - To tak, jakby zachęcać młodych ludzi do brania! Zastanówmy się, co w tych środkach działa zakręcająco? Albo chemia, albo alkaloidy, zawarte również w grzybach. Czy zjesz dla fantazji trującego grzyba? Na pewno nie. A tu bierzesz środki, o których nic nie wiesz poza tym, że z pewnością zawierają alkaloidy, które mają cię nakręcić. Zjesz muchomora, możesz stracić życie. Bierzesz nieznane środki - może być tak samo. To warto sobie uświadomić.

Źródło: Kolekcjonerzy tabletek śmierciwww.dziennikpolski24.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kolekcjonerzy tabletek śmierci
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.