"Nie wierzę" w katolickich polityków

(fot. PlatformaRP/flickr.com/CC)

W sprawie doktora Chazana Hanna Gronkiewicz-Waltz zachowuje się jak osoba, która chciałaby zjeść ciasteczko i mieć ciasteczko. Ale tak się nie da.

Kilka dni temu na falach Polskiego Radia RDC prezydent Warszawy stwierdziła, że decyzja o zwolnieniu prof. Bogdana Chazana z funkcji dyrektora szpitala św. Rodziny była dla niej bardzo trudna, gdyż wyznaje ona te same wartości co on. Zapytana czy nie działała zatem wbrew swojemu sumieniu, odpowiedziała: "Moje sumienie jest w tym zakresie dość jednoznaczne. Konkordat mówi, że jest autonomia i niezależność poszczególnych władz i że poszczególne władze zobowiązują się przestrzegać te zasady. Ja jestem przedstawicielem władzy świeckiej, a nie kościelnej - póki co".

Podsumowując: Hanna Gronkiewicz-Waltz wyznaje te same wartości co prof. Chazan. Tyle że, jak rozumiem, o tyle o ile i w sytuacjach dla siebie politycznie dogodnych. Nawet nie tyle prywatnie jest katoliczką, a publicznie osobą "neutralnie światopoglądową" (czy jak to określić), ponieważ to właśnie ona zasłynęła w 1995 r. wypowiedzią, że to Duch Święty natchnął ją do kandydowania w wyborach prezydenckich. Pozwolę sobie na sarkazm: widocznie w 1995 r. Duch Święty był o wiele bardziej przekonywujący. W 2014 r. najwyraźniej nie natchnął Hannę Gronkiewicz-Waltz myślą, że nie można zjeść ciasteczka i mieć ciasteczko. I że "służenie dwóm panom" ma swoje poważne ograniczenia, a na bardzo eksponowanym stanowisku widać to najwyraźniej.

DEON.PL POLECA

Jeśli prezydent Warszawy uważa, że jako urzędnik państwowy dopełniła swoich obowiązków i wszystko stało się zgodnie z prawem, to jestem skłonny to nie tyle zaakceptować, co zrozumieć. To zresztą powiedziała nam Hanna Gronkiewicz-Waltz: jestem świecką urzędniczką, mamy konkordat wskazujący wzajemne relacje Kościoła i państwa, a prawo stanowione było dla mnie w tej kwestii bardziej istotne niż prawo Boże.

Tyle że jest tu jeszcze jeden, nader istotny motyw: chęć wybielenia się przed katolicką opinią publiczną i udowodnienia, że żaden problem dla sumienia w gruncie rzeczy nie zaistniał. Bo pani prezydent chętnie przypomina, że wyznaje te same wartości co prof. Chazan. Jednym słowem, także jest za zdecydowaną obroną życia poczętego. Ale, jak to mówią, "w szczegółach diabeł siedzi": to profesor stracił pracę. A pani Gronkiewicz-Waltz ciągle jest na ważnym politycznie stołku. Bo także zbyt wiele interesów ma w stolicy rządząca partia, by pani prezydent dała się w ostatnim czasie natchnąć Duchowi Świętemu równie mocno, jak wtedy gdy pozwoliła Mu się namówić na kandydowanie w 1995 r. Kpię? Cóż, sądzę, że ktoś inny urządza sobie tutaj kpiny. Bo być może teraz Duch Święty podpowiedziałby pani prezydent, że może czas skończyć karierę polityczną, gdy rozziew między wymogami życia publicznego a wiary są zbyt duże.

Nie chcę tego tematu ciągnąć w kluczu: przyłożyć prezydent Warszawy. Dlatego pozwolę sobie na nieco ogólniejszą refleksję. Otóż, przyznam szczerze, że kompletnie nie wierzę w instytucję "katolickiego polityka" w Polsce. Może jeszcze Marek Jurek - mówiąc pewnym skrótem - spełnia tę definicję. Poza tym mam wrażenie, że polscy politycy, którzy próbują w różnych sytuacjach przekonywać osoby wierzące do swego katolicyzmu, ostatecznie albo okazują się cynikami, albo - może nieco hamletyzując - podporządkowują się największej świętości, czyli partyjnej dyscyplinie.

Lewica często głośno krzyczy, jak bardzo "uzależnieni" od Kościoła są prawicowi politycy. Moim zdaniem, i owszem, deklarują swoje przywiązanie do Kościoła, do nauczania Jana Pawła II (to wciąż dobrze brzmi w uszach wielu Polaków), powiadają, że cenią sobie wartości (chrześcijańskie) i bardzo lubią raz po raz pokazać się na dużych uroczystościach religijnych. Nie każdy prawicowy polityk jest oczywiście tak "pobożny" jak postkomunista Józef Oleksy klęczący w Częstochowie, ale myślę, że "metoda na Oleksego" jest wciąż bardzo popularna: i w skali lokalnej, ile centralnej. Tylu mamy w Polsce "katolickich polityków", gdy trzeba dobrze wyjść na zdjęciu z otwarcia kolejnego ronda im. Jana Pawła II! Księża biskupi, prałaci i proboszczowie bardzo zresztą sobie cenią to przywiązanie polityków do ładnych gestów. Myślę, że daje im to wciąż przekonanie, że nie jest tak źle i że wciąż się "jakoś trzymamy" jako "bastion chrześcijaństwa".

Obawiam się jednak, że to przywiązanie do Kościoła coraz bardziej objawia się w sprawach trzeciorzędnych, albo staje się coraz mocniej czysto deklaratywne. Każdy prawicowy polityk (niezależnie od uznania jak szeroka jest ta definicja) wie, że lepiej "żyć dobrze" z Kościołem. Stąd, politycznie, na prawicy nie brakuje "obrońców wartości". Ale wystarczy drobne "sprawdzam", gdy rzeczywistość stawia jakiś problem i szybko się okazuje, jak sprawy mają się realnie. Wtedy dowiadujemy się po prostu, że wiara to jedno, sprawy publiczne to drugie. A sumienie - jak widać na przykładzie Hanny Gronkiewicz-Walt - wciąż jest czyste, bo wartości wartościami, ale główną zasadą jest autonomia państwa i Kościoła. Nie neguję: to ważna zasada, ale prawda jest taka, że nasza rzeczywistość stawia coraz trudniejsze pytania. A niektórym wygodnie jest ich nie dostrzegać, nie myśleć o tym, jaki sposób bycia publicznego muszą wypracować katolicy w coraz bardziej laicyzującym się społeczeństwie, z coraz bardziej narastającymi sporami światopoglądowymi.

Tu jeszcze jedna istotna rzecz. Otóż politycy lewicy i politycy liberalni obyczajowo są po prostu w zgodzie z własnym sumieniem. Tak, wiem, łatwo stwierdzić, że "oni w ogóle nie mają sumienia". Ale to nieprawda: określają dobro i zło wedle własnych światopoglądów i nie mają żadnych oporów, by w przestrzeni w sposób koherentny głosić i domagać się tego, do czego są przekonani. A tzw. "politycy katoliccy"? Tym jak widać pozostaje hamletyzowanie i kombinowanie, jak wyjść z twarzą z sytuacji, która powoduje praktyczne zaprzeczenie teoretycznie wyznawanym poglądom.

I tyle w kwestii "katolickich polityków" w Polsce. Łatwiej już uwierzyć w krasnoludki, niż w ich istnienie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Nie wierzę" w katolickich polityków
Komentarze (13)
JP
jaki przykład
28 sierpnia 2014, 23:29
Widuje się polityków, którzy publicznie głoszą grzech, kiedy na uroczystosciach przystępują do Komunii św. Świętokradztwo jest grzechem.  Komunia św. przyjęta po spowiedzi świętokradzkiej jest świętokradzka. Jest wielkim znieważeniem Jezusa obecnego w Najświętszym Sakramencie. Judasz przyjął Komunię św. w czasie Ostatniej Wieczerzy świętokradzko i szatan go opanował.
M
Magdalena
27 sierpnia 2014, 15:31
Jeśli katolik, wyznawany światopogląd uważa za nie własny, ale Pana Boga, to żyje on w rozbracie z własnym sumieniem lub odchodzi od Boga… Należy zatem wybierać takich polityków, którzy Słowo Boże wyznają jako własne…, ale żeby rozpoznać i poprzeć takiego polityka, trzeba samemu być katolikiem żyjącym w zgodzie z własnym sumieniem…
A
Agnieszka
27 sierpnia 2014, 14:33
Pewnie dlatego, że większość katolików w to nie wierzy, mamy mniejszość we władzach publicznych. A neutralność światopoglądowa to oksymoron. Ciekawe jakie ma pochodzenie to pojęcie. Święta Królowo Jadwigo módl się za politykami.
J
Józef
27 sierpnia 2014, 00:10
Ta Pani ma wolną wolę. I posługując się nią zmieniła bezpieczny azyl dla nienarodzonych na fabrykę śmierci. Nie obchodzą mnie jej poglądy - ale czyny.  Pamiętam z młodych lat anegdotę o pewnej kurtyzanie, która jednocześnie chciała być osobą szanowaną w towarzystwie. Tłumaczyła więc, że wyznaje miłość i wierność i że właściwie to nigdy nie zadała się z mężczyzną, którego nie kochała; jedynym jej problemem jest tylko to, że wiernie idzie za głosem serca i często się zakochuje, czasem to i kilka razy dziennie...  Wszelkie podobieństwa osób i sytuacji są przypadkowe oczywiście.
A
Ania
26 sierpnia 2014, 23:01
hipokrytka do potęgi n-tej!
E
E.
26 sierpnia 2014, 20:14
Bardzo mądry tekst. Do listy dodałbym jeszcze "katolickich polityków" będących zwolennikami kary śmierci (odpowiadam już teraz - wiem, co mówi katechizm na ten temat).
A
Anglia
2 września 2014, 19:48
Jak wiesz co mowi KKK to raczej Ty masz problem a nie owi katoliccy politycy. Albo sie zgadzasz z nauczaniem Kosciola zawartym rowniez w KKK albo sam jestes hipokryta.
L
leszek
26 sierpnia 2014, 16:30
Autor coś pisze bez sensu. Pani prezydent otrzymała raport od swoich urzędników i na tej podstawie zwolniła profesora Chazana. Czy argumenty zawarte w tym raporcie w pełni uzasadniały tę decyzję czy nie to zupełnie inna sprawa.  Natomiast wyobraźenie autora, że skoro pani prezydent wyznaje te samo wartości co profesor Chazan to powinna stosować inne reguły niż w wypadku gdyby profesor Chazan był ateistą, buddystą czy wyznawcą filozofii zen to sam nie wiem czy mam się śmiać czy płakać. Polityk katolik to nie jest ktoś, kto w swojej pracy ma stosować zasady plemienne, to znaczy inaczej traktowac podwładnych katolików a inaczej protestantów czy muzułmanów. Przeciez to jakaś karykatura.
Katarzyna Rybarczyk
27 sierpnia 2014, 00:34
@leszek Otóż to! Zgdzam się z tezą z początku artykułu - ja również nie wierzę w katolickich polityków. Ten konkretny przypadek nie dowodzi jednak tej tezy (ani jej nie przeczy - żeby była jasność). Nie znamy szczegółowych wyników kontroli przeprowadzonych w szpitalu. Mogło być przecież tak, że pani prezydent zasadnie zwolniła profesora - on ma na ten temat inne zdanie, ale to jest świadectwo jednego człowieka przeciw drugiemu. Prezydent miasta to nie jest w naszym ustroju władca totalitarny, nie stanowi przecież prawa, tylko musi go przestzegać. Jeśli (podkreślam: jeśli) procedury nakazywały zwolnienie profesora, to co miała zrobić prezydent? Rozedrzeć szaty i podać się do dymisji, bo prawo jest do bani? Ja bym wolała raczej, aby została nastnowisku i (jeśli to możliwe) wsparła środowiska dążący do zmiany w zapisie o klauzuli sumienia. Żeby była jasność - nie bronię jej, pojęcia nie mam czy miała rację, czy nie, ale uważam za niedopuszczalne włażenie z butami w czyjeś sumienie, sugerowanie co było/nie było lub powinno być natchnieniem Ducha Świętego, upraszczanie cudzych motywacji i podpinanie ich pod własną tezę.
MR
Maciej Roszkowski
26 sierpnia 2014, 15:03
O naszej wierze świadcża nasze uczynki. Politycy (my też) nie muszą powtarzać "Panie!Panie!" wystarczy, że znajdziemy w ich działaniu wierność Przykazaniom i nauczaniu Chrystusa.
P
pytanie
26 sierpnia 2014, 14:59
a czy HGW dalej przyznaje się do wiary katolickiej?
R
rafal
26 sierpnia 2014, 14:57
[url]https://www.youtube.com/watch?v=-r7S0qcARXM[/url] Artukuł w klimacie powyższego utworu. HGW nie dość że zjadła cistko to ma cistko i dostanie nastepne. Tak to niestety działa.
D
DK
26 sierpnia 2014, 14:16
Nie ma czegoś takiego jak katolicka partia polityczna (Nauczanie Pawła VI), chociaż po ponad półwieczu sporo osób ulega tej pokusie ktróra niechybnie prowadzi na manowce. Zupełnie inna kwestia tego ze nigdy w dziejach kościoła nie było tak że można było wyegzekwować przez państwo poziom moralny który popiera kościół( w zasadzie to chyba lepiej  być sprawiedliwym z wyboru ).