O co chodzi w sytuacji na granicy polsko-białoruskiej? Ekspert OSW wyjaśnia [WYWIAD]
Okres jesienno-zimowy nie sprzyja samym migrantom. Przez to, że jest to trudny czas, myślę, że będzie ich mniej, bo będzie po prostu mniej chętnych. Więc nie spodziewałabym się jakiegoś wielkiego wzrostu nielegalnych prób przekraczania granicy. Sytuacja może być inna, jeśli zadecyduje tu czynnik polityczny, czyli Łukaszenka z Putinem podejmą decyzję, że trzeba tę presję zwiększać i w związku z tym będą starali się pozyskać więcej migrantów przez dostępne kanały migracyjne - mówi w rozmowie z DEON.pl mówi Kamil Kłysiński, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich.
Dominika Miros: Jak wygląda sytuacja na granicy polsko-białoruskiej? Czy w ostatnim czasie nastąpiła tam eskalacja napięcia?
Kamil Kłysiński: - Nie możemy mówić o wzroście napięcia na granicy polsko-białoruskiej. Dane straży granicznej jednoznaczne wskazują, że mamy duży spadek nielegalnych prób przekroczenia. Nie jest oczywiście idealnie, bo ta presja wciąż jest.
Dwa miesiące temu mieliśmy nawet od stu do dwustu przypadków na dobę nielegalnych prób przekroczeń granicy, teraz to jest około 30-40 dziennie. Bywają takie doby - jak niedawno - kiedy straż graniczna wykazała jedynie 17 takich przypadków.
Myślę, że jest to nieprzypadkowe. Władze białoruskie od sierpnia próbują deeskalować sytuację, przynajmniej jeśli chodzi o Polskę. Wysyłają szereg sygnałów - bardzo specyficznych i nierokujących nic poważnego, bo ten reżim nie jest gotowy do dialogu - że strona białoruska nie jest zainteresowana dalszą eskalacją.
Czy ta sytuacja, choć obecnie w mniejszym natężeniu, jest wciąż elementem wojny hybrydowej wymierzonej w Polskę? Jaka jest dynamika sytuacja na naszej granicy z Białorusią, która trwa kilkanaście miesięcy?
- Proces jest wielowątkowy. Kryzys migracyjny trwa od 2021 roku i ma różne fazy. Jego szczyt to rok 2021, czyli pierwszy rok kryzysu na granicy z Białorusią. Październik-listopad tego samego roku to szturm Kuźnicy i wielkie grupy kilkudziesięciu a nawet setek migrantów, które atakowały naszą granicę. I wtedy mieliśmy do czynienia z kumulacją.
Natomiast 2023 to rok nie do końca jednoznaczny, ponieważ do sierpnia mieliśmy wzrost nielegalnych prób przekroczeń granicy polsko-białoruskiej. Nie taki jak w 2021 roku, ale dynamika była większa niż w 2022 roku, w którym odnotowano ich najmniej. Do końca pierwszego półrocza 2023 roku sumaryczna liczba z sześciu miesięcy nielegalnych prób przekroczenia granicy wyniosła ponad 16 tys. takich prób, gdzie w 2022 odnotowano około 16 tys. wszystkich takich prób rocznie. Można zatem mówić o intensyfikacji presji migracyjnej w tym okresie.
Obecny spadek jest uwarunkowany politycznie. Nie wiadomo, jak długo się utrzyma, ale widać, że to się wpisuje w cały kontekst retoryki i działań Mińska, więc nie jest to jakiś przypadek.
W 2021 mieliśmy do czynienia z operacją białoruskich służb o kryptonimie „Śluza”, w wyniku której migranci z Azji Środkowej trafiali w dużej liczbie pod polską czy litewską granicę. Czy obecnie działania związane z presją na granicy polsko-białoruskiej, choć nie tylko przy naszej granicy, są realizowane wg tego wzorca?
- Operacja „Śluza” to egzemplifikacja szerszego problemu. Nie bez kozery od jesieni 2021 roku nazywam sektor bezpieczeństwa na Białorusi zorganizowaną grupą przestępczą. W organizację kryzysu migracyjnego zaangażowany jest białoruski aparat państwowy, szczególnie jego część siłowa, czyli KGB - (czyli białoruskie służby specjalne), białoruska straż graniczna, z pogranicznymi jednostkami specnazu włącznie.
Nie jest to już sektor odpowiedzialny za bezpieczeństwo Białorusi, tylko zorganizowane grupy przestępcze, które w sposób zaplanowany, zupełnie cyniczny, czerpią nielegalny dochód z nielegalnej migracji. Zmuszają migrantów do opłacania kolejnych etapów ich podróży do Europy i ich przerzutu przez granicę, dokonywanego w warunkach, urągających godności tych ludzi. Mamy wiele doniesień o tym, że ludzie ci są źle traktowani przez białoruskie służby graniczne. Nasza straż graniczna ma mnóstwo materiałów i różnych innych informacji poświadczających, że ci migranci bez pomocy białoruskich funkcjonariuszy nie trafiliby na Białoruś i nie trafiliby na granicę.
Co się dzieje z wagnerowcami na Białorusi?
- Obecnie wiele na to wskazuje, że liczebność wagnerowców na Białorusi spada. Zgadzam się z ostatnimi wyliczeniami ukraińskiego wywiadu, że jest ich około tysiąca. Z informacji, które można uzyskać, wynika że tendencja jest wybitnie spadkowa i utrzymuje się od początku sierpnia. Najwięcej wagnerowców na Białorusi było prawdopodobnie w lipcu, kiedy odwiedził już nieżyjący Jewgienij Prigożyn. Odwiedził ich w obozie pod Osipowiczami w centralnej część Białorusi, daleko od granic polskiej, litewskiej, łotewskiej, czy ukraińskiej. Zapowiedział, że pobędą na Białorusi niedługo i pojadą do Afryki czy też w inne odległe miejsca.
Nie mam ani jednej informacji o tym, by wagnerowcy atakowali polską granicę i przebywali w jej pobliżu. I wpisuje mi się to w logikę działań Łukaszenki, który nie chciał ich na Białorusi, został jednak do tego zmuszony. Nie są mu oni potrzebni na granicy i stanowią element ryzyka, również dla stabilności jego reżimu, a sam Łukaszenka chciałby się ich jak najszybciej pozbyć. Służby białoruskie znakomicie radzą sobie same w organizacji wspomnianego kryzysu migracyjnego.
Kim są migranci, o których mówimy? W jaki sposób i w jakim celu trafiają pod granicę polsko-białoruską, ale również inne?
- Do grudnia 2021 roku, czyli w najostrzejszym etapie kryzysu migracyjnego, setki nielegalnych migrantów trafiły tu drogą lotniczą, ponieważ do tego czasu działały regularne połączenia lotnicze np. Bagdad-Mińsk czy Teheran-Mińsk. Były to również osoby z innych kierunków z państw Bliskiego Wschodu lub nawet Indii. Po wyjściu z samolotów byli oni - za odpowiednie pieniądze, które płacili zorganizowanym grupom przestępczym, nazywanym oficjalnie strukturami bezpieczeństwa Białorusi - podsyłani na granicę i tam wpychani w mniej lub bardziej brutalny sposób w lasy, bagna. Białoruski reżim chciał, by przekraczali granicę, szturmowali ją i nękali polskich strażników granicznych. Chodziło wówczas i po części nadal chodzi o destabilizację sytuacji w Polsce, ale nie tylko Polski.
Od stycznia 2022 roku migranci trafiają na Białoruś raczej drogą lądową, co podpowiada nam, że jest to korytarz rosyjski. Są to migranci, którzy albo przebywali w Rosji od dłuższego czasu albo dostali się tam drogą lądową z Azji Centralnej. Moskwa ma również nadal połączenia lotnicze w wieloma krajami trzeciego świata.
Często byli to Irakijczycy, Irańczycy, Syryjczycy, obywatele państw Afrykańskich - Senegalu, Sudanu. Osoby, które z tych czy innych powodów cierpią na różnego rodzaju problemy wewnętrzne czy ekonomiczne w swoich krajach i szukają lepszej przyszłości w UE.
Co się dzieje z migrantami, których sprowadziła Białoruś?
- Bardzo trudno to prześledzić. Dostęp do informacji jest trudny. Ze szczątkowych informacji wiadomo, że część z nich koczuje, bo zorganizowane grupy przestępcze - ubrane w białoruskie mundury - nie pozwalają im się cofnąć. Nalegają w sposób mniej lub bardziej stanowczy, żeby ci ludzie ponownie próbowali przekroczyć granicę. Część z tych ludzi pewnie wraca, ale jak jest to organizowanie, nie wiadomo ponieważ brak transparentności ze strony władz Mińska. Obecnie wiemy też, że na łotewskiej granicy jest odnotowywany wzrost.
W jaki sposób Łukaszenka tą sytuacją wpisuje się w większą politykę Rosji? I jaki jest cel tych działań?
- Ten atak hybrydowy jest w mojej opinii wspólną operacją rosyjsko-białoruską. Od samego początku jest on zarządzany wspólnymi siłami i wspólnie zaplanowany. Wcześniej w 2015 roku Rosja próbowała tego typu działań na granicy z Norwegią, gdzie pośród śniegów nagle pojawiali się egzotyczni imigranci na rowerach, którzy próbowali pieszo przedrzeć się przez granicę rosyjsko-norweską. Te obrazy były wówczas bardzo popularne w mediach. Tego typu działania obserwowano również na granicy z Finlandią. Niektórzy też uważają, że Rosjanie specjalnie stymulowali migrację Syryjczyków np. w basenie Morza Śródziemnego, by wywierać presję na UE. Więc jest to rosyjskie know-how, które Łukaszenka wspólnie z Rosjanami rozwinął i na swój udoskonalił, a realizacja jest jak najbardziej wspólna.
Myślę, że Łukaszenka chciałby się zemścić na Polsce za jej prodemokratyczne stanowisko i wsparcie dla białoruskiej opozycji, za krytykę Łukaszenki, jego dyktatury, za sankcje, za którymi Polska lobbowała. Chciał też zdestabilizować polską scenę polityczną, sytuację wewnętrzną w naszym kraju. Myślę, że bardzo był naiwny, myśląc, że Polska siądzie do stołu negocjacyjnego pod presją migrantów i pójdzie na ustępstwa.
Co do Rosji, zakładamy, że skoro uczestniczyła w tej operacji, to miała cele szersze, ponieważ działa szerzej. Chciała sprawdzić Zachód przed swoim planami napastniczymi wobec Ukrainy. Sprawdzić, jak efektywny jest Zachód, jak reaguje na kryzysy, jak podejmuje decyzję czy państwa są wobec siebie lojalne. Czy np. może Polska będzie krytykowana przez Brukselę tak mocno już, że podziały w UE się pogłębią.
Jak może wyglądać sytuacja na naszej granicy z Białorusią jesienią i zimą?
- Okres jesienno-zimowy nie sprzyja samym migrantom. Przez to, że jest to trudny czas, myślę, że będzie ich mniej, bo będzie po prostu mniej chętnych. Więc nie spodziewałabym się jakiegoś wielkiego wzrostu nielegalnych prób przekraczania granicy. Mogą to być desperaci albo osoby, które nie maja świadomości, jaki panuje klimat w tej części Europy. Myślę, że presja będzie podobna.
Sytuacja może być inna, jeśli zadecyduje tu czynnik polityczny, czyli Łukaszenka z Putinem podejmą decyzję, że trzeba tę presję zwiększać i w związku z tym będą starali się pozyskać więcej migrantów przez dostępne kanały migracyjne. Jednak na razie nie widzę po ich stronie wioli, by to robić. Ewentualnie zwiększona presja migracyjna mógłby być sprzężona z jakimiś przygotowaniami do uderzenia na Ukrainie od północy. Wtedy musiałby się zgromadzić ponownie wojsko rosyjskie na Białorusi, którego obecnie praktycznie tam nie ma. Na razie myślę, że sytuacja nie będzie idealna, ale stabilna.
Skomentuj artykuł