Pamięć i bunt
Nie wierzcie tym, co mówią, że historię trzeba zapomnieć, bo jest dla młodych nieciekawa, a pop-kultura to tylko niskich lotów programy rozrywkowe. Nie bójcie się kultury masowej - z jej pomocą także można przekazywać wartościowe treści. I faktycznie antysystemowy bunt.
W marcowym numerze "Teraz Rocka" wywiad z wokalistą Lao Che, Hubertem "Spiętym" Dobaczewskim. Grupa pracuje nad nowym albumem. A dla fanów - gratka: reedycja płyty "Powstanie Warszawskie", która była jednym z ważniejszych wydarzeń, nie tylko muzycznych, w pop-kulturze III RP. Kilkanaście utworów z "PW" pokazało, że można u nas nagrać concept album w klimacie tożsamościowego rocka z mocnymi nawiązaniami historycznymi, martyrologicznymi, który wzbudzi zainteresowanie młodego pokolenia odbiorców. I przyznam, szczerze się zdziwiłem, gdy przeczytałem, że od nagrania tej płyty minęło już siedem lat! Bo całość wciąż brzmi tak świeżo i oryginalnie.
"Spięty" w rozmowie z "Teraz Rockiem" tak wspomina tamten album: "Przy »Powstaniu« trudno było nie sięgnąć po literaturę powstańczą, pisaną dosłownie na barykadach - ekstremalnie mocną. A z drugiej strony myślałem, że bunt jest sprawą uniwersalną. Kapele punkowe z lat 80. walczyły na scenach jak na barykadach. Ich teksty miały wielką siłę, rzucone, mogły urwać głowy. (…) Przy »Powstaniu« powiedzieliśmy sobie: zróbmy kompozycje, które są proste, punkowe, które jadą. Punk rock musi być prosty, żeby zmieściły się treści - najważniejszy jest przekaz. (…) Mam nadzieję, że ludzie, przychodzący na koncerty ,widzieli, że to nie jest bogoojczyźniane, wyświechtano-patriotyczne, tylko takie, kurczę, »tu i teraz«". Trudno zaprzeczyć: Lao Che nagrało płytę, która pokazała, że szacunek do historii nie musi kojarzyć się z lamusem, ani nie jest własnością na łyso wygolonych dżentelmenów, powołujących się na "krew i honor".
Gdy się nieco bliżej przyjrzeć pop-kulturowej ofercie muzycznej, znajdziemy tam rzeczy nie mniej interesujące, choć nieraz w zupełnie innej stylistyce i o innej treści. Nie mniej znane niż "Powstanie Warszawskie" Lao Che są dwie płyty De Press: "Myśmy rebelianci" (aranże do pieśni żołnierzy antykomunistycznego, powojennego podziemia) i "Gromy i pyłki" (świetnie wykonane wiersze Cypriana Kamila Norwida). Ale chętnie będę wymieniał dalej płyty, których słucham, a które mieszczą w sobie pamięć i bunt: album "Gajcy", wykonawcy różni, od Agressivy 69, przez Armię i Dezertera po Lecha Janerkę; Karolina Cicha, "Do ludożerców", świetna płyta z aranżami wierszy Tadeusza Różewicza; Karimski Club - "Herbert" (z udziałem Wojciecha Waglewskiego, Adama Nowaka, Muńka Staszczyka); płyta "Broniewski" (wykonawcy różni, album nierówny); R.U.T.A (Ruch Utopii, Transcendencji, Anarchii/Reakcyjna Unia Terrostyczno Artystowska) z albumem "Gore!", czyli pieśniami buntu i niedoli wieków XVI, XVIII, XIX. Pieśniami pełnymi gniewu, pokazującymi, że nasi przodkowie nie stronili od oburzenia nie mniej radykalnego niż ruch "Oburzonych": "Panowie, panowie, macie moc nad nami, żebym ja miał nad was, orałbym ja wami. Panem bym ci orał, okunomem włóczył, a pisarzem radlił, robić bym was uczył".
Dodajmy do tego album Fonetyki "Requiem dla Wojaczka". I pomyśleć, że na lekcji polskiego zastanawialiśmy się przed laty, co poeta miał na myśli w wierszu "Ojczyzna": "Matka mądra jak wieża kościoła / Matka większa niż sam Rzymski Kościół / Matka długa jak transsyberyjska/ Kolej i jak Sahara szeroka / I pobożna jak partyjny dziennik"... Fascynujące, że artyści tacy jak Rafał Wojaczek, z głębin siermiężnego PRL-u, nie znikają sprzed oczu wrażliwcom, którym wciąż do życia potrzebna jest poezja. I ta poezja żyje własnym życiem, także jako inspiracja dla muzyków.
Ostatnio jednak najchętniej sięgam po nową płytę kapeli może i mało znanej, ale grającej z prawdziwym ogniem. Nie unikającej bieżących tematów społeczno-politycznych. I opisującej je zdecydowanie pod prąd obowiązującym w mainstreamie sposobom.
Mówię o warszawskiej, punkowej grupie Spirit of 84. Album nazywa się "Na wszystkich giełdach świata".
Gdyby w większości rozgłośni grano coś więcej niż rytmicznie pukającą w dno od spodu sieczkę, albo nie tylko "samych swoich" to utwory takie jak "Lód" długo by gościły na playlistach.
W każdym razie, Spirit of 84 to przede wszystkim śpiewana i pisana przez Budynia78 publicystyka, stąd utwory takie jak "Naklejka", opowiadająca m.in. o tajemniczej śmierci Michała Falzmanna, inspektora Najwyższej Izby Kontroli, który odkrył aferę FOZZ. Refren nie pozostawia złudzeń: "W Polsce wypadki chodzą po ludziach / Nie ma co pytać, czyja to wina / A przecież wisi w każdym tramwaju / Naklejka żeby się nie wychylać".
Gdy skończy się Wielki Post i głośniej puścicie muzę, nie żałujcie sobie Lao Che, Cichej, R.U.T.A, Spirit of 84. Na pohybel beztreściowej, muzycznej sieczce. Ku chwale muzy zaangażowanej w pamięć o historii dalszej i nowszej, poezję i bunt!
Skomentuj artykuł