Pieczątką w ustawę
Większość pacjentów nie analizuje ustaw, oceniają ich jakość w dłuższej perspektywnie czasowej. W tym przypadku stawka jest duża, bałagan jeszcze większy. Na razie przewlekle chorzy nerwowo czytają obwieszczenie ministra zdrowia, które zawiera listę leków refundowanych. Opublikowano je 27 grudnia, niemal w ostatniej chwili; po protestach, trzy dni później, zmieniono. Można mieć tylko nadzieję, że więcej wpadek z wycofywaniem leków nie będzie. Lista ma być co dwa miesiące modyfikowana.
Największy chaos wziął się ze strachu lekarzy przed karami finansowymi, jakie w przypadku błędu (byjamniej nie w sztuce lekarskiej) nakłada na nich art. 48 nowej ustawy. O zmianę przepisu od dawna walczą: samorząd lekarski, związki zawodowe lekarzy, redakcja portalu konsylium24, która zebrała ponad 6 tys. podpisów pod petycją w tej sprawie.
W wyniku "pieczątkowego" protestu pacjenci bywają zmuszani do ponoszenia kosztów pełnej odpłatności za leki, pomimo prawa do zniżek. Swój własny strach chorzy mogą wyrażać poprzez skargi (indywidualne) do Rzecznika Praw Pacjenta, który sam jeden ma reprezentować ich interesy. Mimo to w sondażu zrealizowanym przez Millward Brown SMG/KRC dla Faktów TVN na pytanie "Kto ma rację w sporze między rządem i lekarzami?" aż 70 proc, badanych stwierdziło, że lekarze. Aptekarze, Narodowy Fundusz Zdrowia i koncerny farmaceutyczne zeszli na drugi plan. To spory kłopot dla rządu, który zawsze zyskiwał wizerunkowo w kontrze do nielubianego NFZ, o pazernych koncernach farmaceutycznych nie mówiąc. Mało tego - ostra krytyka protestu wyrażona przez premiera została przez Polaków bardzo źle przyjęta. Oskarżanie lekarzy o egoizm i utratę etosu przez paru publicystów też na nic sie nie zdało. Ustawa będzie znowelizowana.
W wyniku rozmów z rządem protest ma wygasnąć za ok. tydzień. Ale zanim Sejm uchwali nowelę, wiele się wydarzy. Ministerstwo Zdrowia zmarnowało masę czasu. Od dnia podpisania ustawy przez prezydenta do jej wejścia w życie minęło ponad pół roku. Dzisiaj "na cito" łata się ziejące w "reformie" dziury: komunikatami, konsultacjami, rozmowami, sprostowaniami itd. Ministerstwo uruchomiło nawet serwis informacyjny dla pacjentów, lekarzy i aptekarzy dlapacjenta.mz.gov.pl. Ktoś pewnie nie spał przez kilkanaście nocy, żeby ten portal mógł ruszyć. No bo trzeba łągodzić sytuację...
Zamysł reformy jest słuszny - uszczelnienie systemu refundacji leków tak, by nie wyciekały z niego duże kwoty na pokrycie kosztów leczenia osób do tego nieuprawnionych. Sama znam przypadek pana, który wiele lat leczył się w przychodni bez ubezpieczenia. Sprawa wyszła na jaw, gdy pogotowie zabrało go do szpitala (przeciwko czemu, nie bez powodu, ostro protestował). Szpitalny pracownik socjalny szybko ustalił, że pacjent nie pobiera emerytury, nie jest na rencie, a ZUS nie wie o jego istnieniu. W przychodni nie ma pracowników socjalnych więc nikomu nie przyszło do głowy, że osiemdziesiecioletni pan nie mówi prawdy, nigdy nie pracował. W czasach PRL-u obowiązywał przecież nakaz pracy. Nie korzystał z pomocy społecznej, jako własciciel nieruchomości wydał się osobą stateczną. Nie był "podejrzany".
Według starych przepisów obowiązek sprawdzenia, czy pacjent ma prawo do ubezpieczenia, spoczywał na publicznej przychodni lub szpitalu i to one ponosiły koszty pomyłki. Nowa ustawa całą odpowiedzialność przenosi na lekarza (zwrot należności plus odsetki). Mogą to być ogromne kwoty, nawet dla osób nieźle sytuowanych.
Bunt jest spóźniony lecz zasadny. Jak lekarz ma sprawdzić wszystkie przypadki, gdu nie ma dostępu do wiarygodnych źródeł informacji na temat ubezpieczenia pacjentów? W Polsce nie ma bazy danych osób ubezpieczonych. Utrudniona jest także weryfikacja poziomu refundacji leku, który lekarz musi pisać na recepcie. Poziom refundacji jest teraz różny w zależności od choroby; hipotetycznie: inną kwotę zapłacimy za aspirynę jako środek przeciwbólowy, a inną, gdy cierpimy na przeziębienie. Kara grozi za zapisanie leku na chorobę, która nie znalazła się w opisie leku zawartym w ulotce producenta, choć na nią pomaga. Karę poniesie pediatra, który przepisze lek pieciolatkowi, nie mając świadomości tego, że dany producent zaleca go dzieciom do lat czterech, a nie jak inni, do sześciu itp..
W systemie refundacji są luki, bo część pacjentów oszukuje. Zmiany są niezbędne, tylko czemu konsekwencje mają ponosić uczciwi pacjenci, lekarze i aptekarze? Jeśli ktoś chce bronić majątku, musi na to znaleźć środki: kupuje sejf, zakłada alarm, inwestuje w monitoring, zatrudnia ochroniarzy. Twierdzenie, że informatyzacja bazy danych o ubezpieczeniach jest za droga, nie przekonuje. Ktoś, kto daje się okradać, a potem wyłudza od sąsiadów kary, bo nie wypatrzyli złodzieja, jest naiwny. Który sąsiad da mu się na to nabrać?
Skomentuj artykuł