Pożeranie świata
Kilka lat temu zrobiłem sobie dosyć kiepską stronę www, gdzie zamieszczałem fotografie z moich wypraw w góry Syberii i Azji Centralnej. Strona w gruncie rzeczy nijaka, przez wiele lat nie cieszyła się wielką popularnością. I nagle, w ciągu ostatniego roku liczba wejść zaczęła piąć się w górę.
Dwa razy więcej wejść w ciągu roku, niż wszystkich wejść od początku jej istnienia. Tematyka strony i jej zawartość nie zmieniły się, więc nie tutaj trzeba szukać przyczyn tego stanu rzeczy.
Co więc się zmieniło? Zmienili się Polacy! Weszliśmy w kolejną, czwartą fazę konsumpcji, którą roboczo nazywam "pożeraniem świata". Pierwsza faza (upadek komunizmu) to jedzenie - nareszcie można było wybrać jedną ze 100 rodzajów kiełbas, lub zjeść taki serek, jaki jedzą Francuzi. Faza druga (lata 90-te)- sprzęt RTV i samochody. Trzecia faza - budowa coraz bardziej wyszukanych i ekstrawaganckich domów. Czwarta faza - pożeranie świata.
Podróżując po świecie w sprawach służbowych od początku lat 90-tych często spotykałem na lotniskach Azji (Bangkok, Moskwa, Kalkuta) młodych Niemców, Holendrów, Japończyków, Szwajcarów, Szwedów i przedstawicieli najwyżej rozwiniętych krajów świata. Właściwie już nie tak młodych, co młodo wyglądających. Zazwyczaj były to pary bezdzietne, odziane w koszulki z liściem marihuany, Bobem Marleyem lub towarzyszem Che. Na głowie dredy lub coś podobnego, brudny plecak i trampki. Czym się zajmowali? Podróżowaniem. Ale nie było to rodzinne wycieczki wakacyjne, lecz stan permanentnego przemieszczania się z jednego egzotycznego miejsca do drugiego. Środki utrzymania: rodzice lub dorywcze prace w Europie. Maksimum pół roku, pozostały czas: Laos, Chiny, Indie, Malezja, RPA, Nepal, Inkowie w Andach, Majowie w Meksyku, Maroko, Kanada, Wyspy Wielkanocne…
Wbrew pozorom nie trzeba było mieć strasznie wielkich sum, by prowadzić taki tryb życia - ekonomia w Europie kwitła, ceny w egzotyce były minimalne, a wymiana waluty bardzo korzystna. To, co zawsze zwracało moją uwagę w zachowaniu tych globtroterów, to ich stuprocentowe zblazowanie i totalna nuda na twarzy. Tak, podróżowanie nie dawała im już prawie żadnej przyjemności! To była forma życia, od której byli uzależnieni, jak alkoholik od wódki, a narkoman od heroiny. To był jedyny rodzaj życia, jaki znali. Pustka, którą wozili w sobie po świecie, nie mogła już być zapełniona tymi duchowymi, estetycznymi i innymi niezwykłymi wrażeniami, których doświadczali, zwiedzając coraz to nowe zakątki naszej przepięknej planety.
Mechanizm był tak sam jak w każdym uzależnieniu: pokusa przyjemności i ucieczki od trudów życia, od oddania swojego życiu innym, pokusa zamiany swojego życia w bajkę, ucieczka w adrenalinę. Koniec? Jeden z takich Japończyków po zakończeniu drugiej wojny w Iraku, wysłał ostatni e-mail do swoich rodziców: "Jadę sam sprawdzić, co tam się naprawdę dzieje". Następną informacją dla rodziców było zdjęcie owego delikwenta bez głowy, którą mu obcięto, gdy japońskich rząd nie zechciał zapłacić za niego okupu. To niewątpliwie przykład drastyczny, bo, jak się zorientowałem, duża część tych "pożeraczy świata" ląduje około 50-tki na Bali. Tam są ponoć do kupienia bardzo tanie domki bambusowe, można palić trawkę i gapić się bezmyślnie w ocean.
I teraz Polacy weszli na koniec w czwartą fazę konsumpcji. Biura podróży oblężone: Egipt, Kanary i Grecja to pełnych obciach. Bhutan lub Kapsztad to pułap, z którego nie powinno się schodzić. Iluż spośród moich znajomych, starzejących się singlów i singielek lub partnerów, którzy wciąż nie mogą stworzyć warunków do rodzenia dzieci, haruje jak osły cały rok, by dwa, trzy miesiące spędzić w Kambodży albo w Chile. Ci, którzy mają dzieci, robią wszystko, by zostawić w Poznaniu lub Warszawie swoje żony z dziećmi, i ruszyć chociaż na jeden miesiąc w Hindukusz. Całe ich życie trwa od wyprawy do wyprawy.
Czekam na polskie osiedle na Bali, a was, Drodzy Czytelnicy proszę o wynalezienie nazwy dla tej nowej -mani czy -izmu.
Skomentuj artykuł