To nie był film...

To nie był film...
Lech Jeziorny - zdjęcie z archiwum Lecha Jeziornego

- Zawsze byłem zwolennikiem pozytywistycznego modelu działania. Dzisiaj nie niszczy nas Niemiec, Rosjanin, żaden obcy wróg, często sami niszczymy państwo - mówi Lech Jeziorny, krakowski przedsiębiorca. Historia Lecha Jeziornego oraz Pawła Reya i firmy "Krakmeat" stała się kanwą dla filmu Ryszarda Bugajskiego - "Układ zamknięty".

Małgorzata Bilska: Thriller "Układ zamknięty" obejrzało już ponad czterysta tysięcy widzów. Inspiracją dla twórców była historia Pana, Pawła Reya i firmy "Krakmeat". Zarzuty stawiane bohaterom - przedsiębiorcom były efektem zmowy kilku osób z urzędu skarbowego, prokuratury i polityki. Czy w prawdziwej historii można mówić o działaniu z premedytacją? Może ktoś popełnił błąd?

Lech Jeziorny: Nie widziałem jeszcze filmu. Bohaterowie to w końcu postacie fikcyjne i nie należy mylić filmu z życiem.  Mogę się wypowiadać tylko na temat swojej sprawy i tylko na podstawie dokumentów, do których dotarłem. Nie mam tzw. twardych dowodów na to, że była to zmowa. Ale jeśli szereg błędów czy też wrogich zachowań urzędników składa się w logicznych ciąg zdarzeń, który prowadzi do konkretnych skutków, na przykład wrogiego przejęcia jednej firmy przez uzurpatora, likwidacji drugiej, to nikt, kto ma pewne doświadczenie życiowe, nie wierzy, że było to dzieło przypadku. Pytam - kto na tym skorzystał?

DEON.PL POLECA

W jednym z wywiadów powiedział Pan, że po założeniu stowarzyszenia "Niepokonani" dyskusja, jaką wywołał film, potwierdza, że przekroczona została masa krytyczna. Co chcecie zmienić?

Masa krytyczna oznacza protest. Ludzie zaczynają mieć dość życia w lęku przed urzędnikami: urzędami skarbowymi, prokuratorami i ich daleko idącej ingerencji w życie gospodarcze, ale i prywatne. Film wywołał falę reakcji, ponieważ bardzo wiele osób znalazło w nim fragmenty mechanizmów, które ich dotknęły osobiście. Mają  przekonanie o wrogości i opresyjności państwa, co odcisnęło się piętnem na ich życiu. Teraz się policzyli i nie boją się mówić. A historia bohaterów filmu jest uniwersalna, kumuluje w sobie wiele przypadków.

Film pokazuje stary, postkomunistyczny układ i niszczonych  przedsiębiorców, którzy zawsze stali po drugiej stronie barykady. Pan i żona też walczyliście z komuną, jesteście związani z Kościołem, podobnie jak rodzina Reyów. To dalszy ciąg światopoglądowej walki?

Staram się unikać twierdzeń na wyrost - nie wiem, czy w mojej historii były konotacje tego typu. Ale faktem jest, że w czasach, gdy zostaliśmy aresztowani, ton prokuraturze nadawali prokuratorzy, którzy pracowali w PRL-u i mieli doświadczenie w zwalczaniu opozycji. Nie umiem też wytłumaczyć, dlaczego sprawa małych, prywatnych firm krakowskich, była rozpracowywana na szczeblu ministerialnym. Skarb Państwa miał w naszej spółce zaledwie 10 proc. udziałów, to nie były firmy strategicznie ważne.

Sprawa zaczęła się w 2003 r., za rządów lewicy. Potem do władzy doszły partie wywodzące się z dawnej opozycji.

To jest najbardziej przejmujący wniosek z naszej historii. Ona się zdarzyła wtedy, gdy w Polsce niepodzielnie rządził SLD. Ale urzędnicy odpowiedzialni za to, co się stało, awansowali w czasie rządów PiS i mają się dobrze za rządów PO. Urzędnicy różnych szczebli administracji świetnie umieją odnajdywać się w nowych konfiguracjach po wyborach. Mają dużą zdolność adaptacji do nowych warunków politycznych. To jest problem systemowy, ponadpartyjny.

Mnie zastanawia, dlaczego lekarz czy dziennikarz ma ponosić konsekwencje błędów, które popełni w pracy, a urzędnik nie?

To jest kwestia m.in. filozofii państwa. Półtora roku temu wprowadzono ustawę o odpowiedzialności urzędniczej, co niektórzy politycy uznali za sukces. A ona jest fikcją! Nie działa, jak powiedział jeden z polityków: nie przyjęła się. Polska klasa polityczna jest zarażona mentalnością: państwo jest ważniejsze od obywateli. Odpowiada im to, niezależnie od partii. Szkoda, że często kłócą się o rzeczy drugo i trzeciorzędne, zamiast zająć się tym, co najważniejsze.

Prokurator i urzędnik skarbowy są nieomylni?

Prokurator i urzędnik skarbowy to chyba najbardziej chronione zawody w Polsce. W innych przypadkach, jeśli człowiek jest niekompetentny, brakuje mu wiedzy, wykazuje złą wolę, odpowiada za to. Przynajmniej służbowo, nie mówiąc o odpowiedzialności karnej. Jeśli architekt robi wadliwy projekt, powoduje katastrofę budowlaną - wiadomo, co się dzieje. A prokurator, który świadomie kłamie, przekazuje nieprawdziwe informacje do sądu, do przełożonych, na niektóre zarzuty nie ma żadnych dowodów, powoła się na procedury, które go usprawiedliwiają.

Kto ma kontrolować niezależnych prokuratorów? Jeśli przełożeni, to pojawia się ryzyko tzw. lojalności korporacyjnej.

Na jednej z konferencji poświęconych problemowi represji wobec przedsiębiorców, były minister spraw wewnętrznych i administracji Ryszard Kalisz stwierdził, że ustawa o prokuraturze, która obowiązuje w wolnej, demokratycznej Polsce, mentalnymi korzeniami tkwi w ustawie z 1985 r., tamta - w ustawie z lat pięćdziesiątych, a dla niej wzorcem było prawo z ZSRR z lat trzydziestych. Dla mnie jako państwowca to brzmi jak wezwanie na statku: "pożar w maszynowni"! To są bardzo ważne dla obywateli akty prawne. Trzeba zrobić wszystko, żeby jak najszybciej je zmienić.

O interesy pracowników walczą związki zawodowe. A kto - o pokrzywdzonych pracodawców?

Organizacje pracodawców są rozproszone i nie mają tej siły, którą mieć powinny. Jest stowarzyszenie "Niepokonani 2012", które staje się ruchem społecznym. Jurek Książek, prezes zarządu "Niepokonanych", był tydzień temu na spotkaniu w małej miejscowości pod Koluszkami. Trwało ponad cztery godziny, przyszły pięćdziesiąt trzy osoby, głównie lokalni przedsiębiorcy. Ten oddźwięk społeczny to jest niesamowity potencjał. Ludzie przychodzą nie dlatego, że ktoś im kazał. Mają potrzebę opowiedzenia o problemach komuś, kto je zrozumie, bo sam ich doświadczył i potrzebę wspólnego zastanowienia się, jak temu zaradzić.

W Polsce ludzie długo wierzyli, że "pierwszy milion" trzeba ukraść, aby się dorobić. Gdzie znajdziecie sojuszników?

To antyrynkowa propaganda. My np. zrealizowaliśmy transakcję wykupu menedżerskiego, który w sensie ekonomicznym jest w zasadzie identyczny z konstrukcją leasingu pracowniczego. Polega na tym, że jeśli ktoś nie ma środków, żeby wykupić spółkę, a wie, jak ją rozwijać, dzięki pracy własnej, wartości dodanej, może spłacać zobowiązanie, jakie zaciągnął z tytułu jej nabycia. To było maksymalnie przejrzyste. Ale zostaliśmy ukarani. Przedsiębiorca, obywatel, nie może odpowiadać za to, że prokurator jest niedouczony. On stoi na straży praworządności. Najpierw powinien zweryfikować donos, sprawdzić czy doszło do złamania prawa, a dopiero później stawiać zarzuty, a tym bardziej aresztować. W naszym przypadku kolejność została dokładnie odwrócona: aresztowano nas (na dziewięć miesięcy), potem próbowano znaleźć dowody na to, że złamaliśmy prawo.

W sukcesie ruchu społecznego "Solidarność" udział miał Kościół. Czujecie jego wsparcie?

Braliśmy z moją żoną Anią czynny udział w ruchach opozycyjnych i w "Solidarności" w 80’ roku. Jednym z najważniejszych i najpowszechniej artykułowanych wtedy postulatów było łaknienie sprawiedliwości. Nie chodziło tylko o polepszenie bytu, zaopatrzenie w sklepach. Mieliśmy dość kłamstw w telewizji i niesprawiedliwości, która spotykała nas na każdym kroku. To ogromne dziedzictwo zostało zmarnowane w wolnej Polsce. Społeczeństwo nadal ma pragnienie sprawiedliwości, ale ono nie może się ziścić.

Zawsze byłem zwolennikiem pozytywistycznego modelu działania. Dzisiaj nie niszczy nas Niemiec, Rosjanin, żaden obcy wróg. Przez złych urzędników, działające w złej wierze sitwy, sami niszczymy polskie państwo, które powinno służyć naszemu rozwojowi. Myślę, że rolą Kościoła byłoby zdiagnozowanie problemu i włączenie  wrażliwości na niego do nauczania. Osobiście zawsze będziemy pamiętać o poręczeniach społecznych czy ogromnym wsparciu ze strony ludzi Kościoła.

Ile osób w wyniku zniszczenia Pana firmy straciło pracę?

Około trzysta pięćdziesiąt, wielu było jedynymi żywicielami rodzin. Przez to, że zostaliśmy wykluczeni z działalności, nie zrealizowaliśmy kolejnych projektów inwestycyjnych, nie powstało kolejnych kilkaset miejsc pracy. Pokonywaniem barier i absurdów niszczących polską przedsiębiorczość powinni być zainteresowane różne środowiska - jako ruch będziemy się starali np. docierać do organizacji pracowniczych, związków zawodowych, by pokazać, że mamy wiele punktów wspólnych. Nasze interesy nie są sprzeczne. Chcemy o tym rozmawiać.  

Lech Jeziorny - przedsiębiorca, ekspert Centrum im. Adama Smitha. 54 lata, mąż, ojciec 3 córek, mieszka w Krakowie. Działacz duszpasterstwa akademickiego O.O. Dominikanów oraz antykomunistycznej opozycji (Ruch Młodej Polski, Krakowskie Towarzystwo Przemysłowe), internowany w stanie wojennym. W latach 90-tych dyrektor inwestycyjny Chase Fund Management, po zrealizowaniu wykupu menedżerskiego, w okresie 1999 - 2003 kierował działaniami Grupy kapitałowo-menedżerskiej, restrukturyzującej Krakowskie Zakłady Mięsne (w jej wyniku powstała nowoczesna fabryka przetwórcza oraz jedna z najciekawszych inwestycji developerskich w Krakowie: Galeria Kazimierz). Aresztowany we wrześniu 2003 roku przez prawie 9 miesięcy przetrzymywany w więzieniu, a przez 7 lat podejrzany o działanie na szkodę Krakowskich Zakładów Mięsnych. 31 grudnia 2009 roku został oczyszczony z wszelkich zarzutów: działania w zorganizowanej grupie przestępczej, działania na szkodę spółki, oszustwa oraz prania brudnych pieniędzy przy restrukturyzacji Krakowskich Zakładów Mięsnych. Od 2006 r. toczy się jeszcze w sądzie proces w tzw. aferze Polmozbytu Kraków, dla Lecha Jeziornego wątek poboczny, gdzie ma postawiony zarzut działania na szkodę spółki poprzez udzielanie rad jako członek rady nadzorczej. Sąd odrzucił podstawowy dowód prokuratury, opinię biegłego.

Thriller reżysera "Przesłuchania" i scenarzystów "Czarnego czwartku. Janek Wiśniewski padł" z popisową rolą Janusza Gajosa. Oparta na prawdziwych wydarzeniach historia trzech właścicieli świetnie prosperującej spółki, którzy - wskutek zmowy skorumpowanych urzędników: prokuratora (Janusz Gajos) i naczelnika urzędu skarbowego (Kazimierz Kaczor) - zostają pokazowo zatrzymani pod zarzutem działania w zorganizowanej grupie przestępczej i prania brudnych pieniędzy.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

To nie był film...
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.