12 stycznia wyrok ws. stanu wojennego
12 stycznia zapadnie wyrok w trwającym od września 2008 r. procesie o wprowadzenie stanu wojennego. W czwartek b. I sekretarz KC PZPR 84-letni Stanisław Kania wniósł o uniewinnienie.
Sąd Okręgowy w Warszawie uzasadnił odroczenie wyroku o tydzień "zawiłością sprawy".
Kania i b. szef MSW 86-letni Czesław Kiszczak odpowiadają za udział w "związku przestępczym o charakterze zbrojnym", który - według IPN - na najwyższych szczeblach władzy PRL przygotowywał stan wojenny (grozi za to do ośmiu lat więzienia). B. członkini Rady Państwa PRL 82-letnia Eugenia Kempara ma zarzut przekroczenia uprawnień przez głosowanie za dekretami o stanie wojennym - wbrew konstytucji PRL, bo podczas sesji Sejmu Rada nie mogła wydawać dekretów (kara do trzech lat).
Od sierpnia 2011 r. proces toczył się już bez udziału głównego oskarżonego - b. szefa PZPR, b. premiera i b. szefa MON 88-letniego gen. Wojciecha Jaruzelskiego, którego sprawę z powodu złego zdrowia sąd wyłączył z tego postępowania i zawiesił. Jest on oskarżony o kierowanie "związkiem przestępczym (kara do 10 lat). Prawdopodobnie nigdy nie stanie on już przed sądem.
W grudniu 2011 r. prokurator IPN Piotr Piątek zażądał dla Kani i Kiszczaka kar po dwa lata więzienia w zawieszeniu. Mówił wtedy, że chodzi o stwierdzenie winy, a nie o to by "te starsze osoby wsadzać do więzienia". Wniósł też o umorzenie sprawy Kempary z powodu przedawnienia karalności, ale przy uznaniu jej winy. Obrońcy wnieśli o uniewinnienie. Kiszczak w ostatnim słowie wniósł o umorzenie swej sprawy.
Kania, który szefem PZPR przestał być w październiku 1981 r., ma zarzut za to, że wiosną 1981 r. podpisał dokument pn. - Myśl przewodnia stanu wojennego". W 15-stronicowej mowie końcowej (rozdanej potem dziennikarzom) Kania mówił, że był przeciwny stanowi wojennemu, na co naciskał ZSRR. "Mój stały sprzeciw wyrastał z mojego przekonania i determinacji, że nie ma racjonalnych powodów do wprowadzenia stanu wojennego - dodał.
Kania podkreślał, że przestał pełnić funkcję I sekretarza na dwa miesiące przed stanem wojennym, a zarzuca mu się udział w jego przygotowywaniu. - Nie wyznaczałem takiego celu jak stan wojenny - oświadczył. Mówił, że stan wojenny przygotowywano "nie po to aby tę operację przeprowadzić, ale by uzyskać zdolność wykonania takiego przedsięwzięcia". Jego zdaniem stan wojenny był możliwy tylko wtedy, "gdy uzasadni to państwowa konieczność". - Decyzję w tych sprawach musiałyby podjąć najwyższe władze państwa, a nie żadni spiskowcy - dodał.
Zarazem oskarżony oświadczył, że w tym procesie "przyszło mu uosabiać i ten wytworzony w prokuratorskiej wyobraźni zbrodniczy związek zbrojny, i sprawców stanu wojennego i likwidatorów +Solidarności+". - Słyszę w tym szyderczy chichot historii - dodał. Według Kani na całą jego rodzinę, w tym dorosłą wnuczkę, wpłynie "piętno nadane mu przez IPN".
Związek zbrojny to - według podsądnego - "wirtualna konstrukcja". - Związek zbrojny nie mógłby istnieć (..), bo jego członkami miałyby być osoby sprawujące najwyższe stanowiska w państwie, mające pełnię władzy; takie osoby dysponują możliwościami przeprowadzenia dowolnych decyzji i dlatego nie odczuwają potrzeby tworzenia innych struktur niż konstytucyjne - dodał.
Według Kani groźba interwencji ZSRR była realna pod koniec 1980 r., ale nie pod koniec 1981 r. Były zaś naciski ZSRR, by sprawę rozwiązać polskimi rękami, a ZSRR posługiwał się m.in. szantażem gospodarczym. "Jesienią 1981 r. krytycyzm ZSRR skupiał się na mnie" - dodał, mówiąc o swych "bardzo trudnych" rozmowach z przywódcą ZSRR Leonidem Breżniewem.
- Były takie momenty, że wydawało mi się, iż radziecka presja i towarzyszące jej różne zdarzenia są już poza granicami ludzkiej wytrzymałości - dodał. Podkreślił, że władze ZSRR widziały jako jego następcą Stefana Olszowskiego (zastąpił go Jaruzelski).
Mówiąc o sytuacji w Polsce w 1981 r., Kania oświadczył, że "i władza nie była wolna od błędów, i +Solidarność+ nie była siłą niepokalaną". Powtórzył zarzuty ówczesnych władz o "nadużywanie strajków" i "wyprowadzanie konfliktów na ulicę, co było igraniem z ogniem". Mówił też, że władzy trudno było pogodzić się, że "S" to wielomilionowy ruch społeczny". Zaznaczył także, że wbrew IPN władze nie miały zamiaru zniszczyć "S" - i to już od 1980 r.
Według Kani w 13 tysiącach stronic z akt sprawy nie ma "żadnych śladów IPN by uzasadnić oskarżenie dowodami". Dodał, że "proces nie mógł przynieść prawdziwych dowodów na wsparcie fałszywego oskarżenia" i nie pojawiły się na nim zeznania świadków, którzy poparliby oskarżenie. Jego zdaniem "świadkowie oskarżenia stali się świadkami obrony". Kania zwrócił uwagę, że prokurator IPN nie przedstawił żadnego świadka ze strony NSZZ "Solidarnośc".
Kania powiedział, że nie przyznaje się do "hańbiącego i monstrualnego zarzutu" udziału w związku zbrojnym, którym cały czas jest zdumiony. Dodał, że "proces nie mógł przynieść prawdziwych dowodów na wsparcie fałszywego oskarżenia" i nie pojawiły się na nim zeznania świadków, którzy poparliby oskarżenie. Jego zdaniem "świadkowie oskarżenia stali się świadkami obrony". Kania zwrócił uwagę, że prokurator IPN nie przedstawił żadnego świadka ze strony NSZZ "Solidarność", a sąd nie uwzględnił takich wniosków jego jako podsądnego.
Prok. IPN Piotr Piątek nazwał wystąpienie Kani jego "linią obrony" i nie chciał komentować "personalnych ataków wobec siebie". - Gdybym nie wierzył w skazanie, nie wnosiłbym aktu oskarżenia - dodał. Przyznał PAP, że gdyby w procesie pozostał gen. Jaruzelski, to jego końcowy wniosek wobec niego byłby "inny" niż wobec Kiszczaka i Kani.
W kwietniu 2007 r. pion śledczy IPN z Katowic oskarżył dziewięć osób - członków władz i Rady Państwa PRL, która formalnie w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. wprowadziła stan wojenny i wydała odpowiednie dekrety. Po wyłączeniu przez sąd spraw czterech oskarżonych do oddzielnych postępowań oraz śmierci dwojga innych, w procesie zostało troje podsądnych. Zarzuty w sprawie "związku przestępczego" przedawniają się w 2020 r.
Oskarżeni twierdzili wiele razy, że działali w stanie "wyższej konieczności" wobec groźby sowieckiej interwencji. W grudniu 1981 r. nie było takiej groźby, a państwa Układu Warszawskiego uznały, że sprawa leży w wyłącznej gestii władz PRL - replikował IPN.
W październiku 2011 r. SO uznał winę b. członka Rady Państwa 94-letniego Emila Kołodzieja (wyłączonego z głównego procesu). Jego sprawę umorzono, ale tylko z powodu przedawnienia karalności. Był to pierwszy wyrok sądu RP ws. wprowadzenia stanu wojennego.
W 1992 r. Sejm przyjął uchwałę, że stan wojenny był nielegalny. W 1996 r. Sejm, głosami ówczesnej koalicji SLD-PSL, nie zgodził się by Jaruzelski, Kiszczak i inni członkowie WRON odpowiadali przed Trybunałem Stanu. W marcu 2011 r. Trybunał Konstytucyjny uznał, że dekrety o stanie wojennym przyjęto niezgodnie nawet z prawem PRL.
Skomentuj artykuł