"Nie było inwigilacji dziennikarzy"

(fot. goldberg / flickr.com)
PAP / slo

Nie jest prawdą, że dziennikarze TVN24.pl i "Rzeczpospolitej" byli inwigilowani przez prokuraturę w związku z badaną przez nich sprawą śledztwa dotyczącego katastrofy smoleńskiej - twierdzi Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Poznaniu.

Prokuratura zaprzecza, jakoby występowała o billingi rozmów telefonicznych dziennikarzy lub treść odbieranych i wysyłanych przez nich esemesów. Sprawdzane były jedynie billingi prokuratorów zajmujących się śledztwem smoleńskim i weryfikowano, z kim rozmawiali oni przez telefon - zapewnił zastępca wojskowego prokuratora okręgowego w Poznaniu płk Mikołaj Przybył.

Według "Rz" wojskowi prokuratorzy analizowali billingi i esemesy dziennikarzy śledczych Macieja Dudy z TVN24.pl i Cezarego Gmyza z "Rz". Sprawa miała dotyczyć odsunięcia od śledztwa smoleńskiego prokuratora Marka Pasionka. Jego przełożeni podejrzewali go o przekazywanie tajemnic postępowania mediom.

Śledztwo dotyczące ujawnienia osobom nieuprawnionym informacji stanowiącej tajemnicę śledztwa sprawie katastrofy smoleńskiej prowadziła początkowo Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Poznaniu.

Jak powiedział w czwartek PAP płk Mikołaj Przybył, informacje podane przez "Rz" są nierzetelne, a w części nieprawdziwe. Jak dodał, w toku śledztwa poddano analizie połączenia, jakie wykonywał z telefonu służbowego prokurator Pasionek, i inne połączenia telefoniczne wykonywane przez prokuratorów posiadających informacje stanowiące tajemnicę śledztwa.

- Prokuratura sprawdzała wyłącznie billingi prokuratorów i występowała o dane użytkowników lub właścicieli telefonów, z którymi ci prokuratorzy się kontaktowali. W momencie występowania do operatora o takie dane, prokurator prowadzący sprawę nie miał pojęcia, czy rozmówcą sprawdzanych osób byli dziennikarze. Chcę podkreślić, że sprawdzaliśmy billingi prokuratorów, a nie dziennikarzy - powiedział Przybył.

Jak wyjaśnił, normalną procedurą technologiczną w przypadku weryfikacji numerów jest tzw. sprawdzanie krzyżowe.

- Sprawdzane są numery, z którymi łączył się prokurator, jednocześnie sprawdzane jest, czy dany numer uzyskał połączenie z numerem prokuratora. Tak to się normalnie odbywa od strony technologicznej, by wykluczyć jakiekolwiek pomyłki. Prokuratura nigdy nie występowała o billingi wskazanych imiennie dziennikarzy, nie może być mowy o ich inwigilacji - powiedział.

- Nie można grozić prokuratorowi wszczęciem postępowania karnego za prawidłowe wykonywanie swoich ustawowych obowiązków. Dodatkowo podkreślić należy, że kłamliwym jest stwierdzenie, że prokurator nadzorujący postępowanie w sprawie katastrofy smoleńskiej nie kontaktował się z red. Cezarym Gmyzem. Co innego wynika z zebranego materiału dowodowego - powiedział Przybył.

- W aktach postępowania jest płyta z moimi billingami uzyskanymi od operatora, mam też kopie pism, z których wynika, że prokuratorzy zostali poinformowani do kogo należy telefon. Nazwa abonenta nie pozostawiała wątpliwości co do tego, że chodzi o dziennikarza - zaznaczył Gmyz.

- Prokuratura przekroczyła uprawnienia, biorąc moje billingi, ponadto prokuratorzy wojskowi z Poznania nie mieli prawa badać wątku rozpowszechniania przez dziennikarzy informacji ze śledztwa dotyczącego katastrofy smoleńskiej bez zezwolenia - powiedział Gmyz.

Jak stwierdził prokurator Przybył, informacja Gmyza, że ma dokumenty wskazujące na to, że prokurator wiedział, że żąda billingów dziennikarza "w żaden sposób nie odzwierciedla zaistniałego stanu faktycznego".

- Prokurator, żądając ujawnienia danych personalnych abonenta danego numeru, dopiero po otrzymaniu takich danych od operatora może w sposób pewny stwierdzić, do kogo ten telefon należy - powiedział Przybył.

- Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Poznaniu nie wydała w toku postępowania przygotowawczego ani jednego postanowienia o żądaniu wydania wykazu połączeń ze wskazaniem nazwiska jakiegokolwiek dziennikarza - podkreślił.

Ostatecznie Prokuratura Okręgowa w Warszawie w połowie grudnia umorzyła śledztwo w sprawie Pasionka i ujawniania tajemnic postępowania w sprawie katastrofy smoleńskiej. W wątku rozpowszechniania informacji przez dziennikarzy umorzenie uzasadniono znikomą szkodliwością społeczną czynu.

Mikołaj Przybył wyjaśnił, że Wojskowa Prokuratura Okręgowa, prowadząc postępowanie przygotowawcze w sprawie ujawnienia tajemnicy osobom nieuprawnionym, najpierw musiała wykonać czynności z udziałem prokuratorów wojskowych i dopiero po wykluczeniu udziału żołnierzy zawodowych możliwe było przekazanie całości sprawy do prowadzenia przez prokuraturę powszechną.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Nie było inwigilacji dziennikarzy"
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.