"Nie było inwigilacji dziennikarzy"
Nie jest prawdą, że dziennikarze TVN24.pl i "Rzeczpospolitej" byli inwigilowani przez prokuraturę w związku z badaną przez nich sprawą śledztwa dotyczącego katastrofy smoleńskiej - twierdzi Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Poznaniu.
Prokuratura zaprzecza, jakoby występowała o billingi rozmów telefonicznych dziennikarzy lub treść odbieranych i wysyłanych przez nich esemesów. Sprawdzane były jedynie billingi prokuratorów zajmujących się śledztwem smoleńskim i weryfikowano, z kim rozmawiali oni przez telefon - zapewnił zastępca wojskowego prokuratora okręgowego w Poznaniu płk Mikołaj Przybył.
Według "Rz" wojskowi prokuratorzy analizowali billingi i esemesy dziennikarzy śledczych Macieja Dudy z TVN24.pl i Cezarego Gmyza z "Rz". Sprawa miała dotyczyć odsunięcia od śledztwa smoleńskiego prokuratora Marka Pasionka. Jego przełożeni podejrzewali go o przekazywanie tajemnic postępowania mediom.
Śledztwo dotyczące ujawnienia osobom nieuprawnionym informacji stanowiącej tajemnicę śledztwa sprawie katastrofy smoleńskiej prowadziła początkowo Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Poznaniu.
Jak powiedział w czwartek PAP płk Mikołaj Przybył, informacje podane przez "Rz" są nierzetelne, a w części nieprawdziwe. Jak dodał, w toku śledztwa poddano analizie połączenia, jakie wykonywał z telefonu służbowego prokurator Pasionek, i inne połączenia telefoniczne wykonywane przez prokuratorów posiadających informacje stanowiące tajemnicę śledztwa.
- Prokuratura sprawdzała wyłącznie billingi prokuratorów i występowała o dane użytkowników lub właścicieli telefonów, z którymi ci prokuratorzy się kontaktowali. W momencie występowania do operatora o takie dane, prokurator prowadzący sprawę nie miał pojęcia, czy rozmówcą sprawdzanych osób byli dziennikarze. Chcę podkreślić, że sprawdzaliśmy billingi prokuratorów, a nie dziennikarzy - powiedział Przybył.
Jak wyjaśnił, normalną procedurą technologiczną w przypadku weryfikacji numerów jest tzw. sprawdzanie krzyżowe.
- Sprawdzane są numery, z którymi łączył się prokurator, jednocześnie sprawdzane jest, czy dany numer uzyskał połączenie z numerem prokuratora. Tak to się normalnie odbywa od strony technologicznej, by wykluczyć jakiekolwiek pomyłki. Prokuratura nigdy nie występowała o billingi wskazanych imiennie dziennikarzy, nie może być mowy o ich inwigilacji - powiedział.
- Nie można grozić prokuratorowi wszczęciem postępowania karnego za prawidłowe wykonywanie swoich ustawowych obowiązków. Dodatkowo podkreślić należy, że kłamliwym jest stwierdzenie, że prokurator nadzorujący postępowanie w sprawie katastrofy smoleńskiej nie kontaktował się z red. Cezarym Gmyzem. Co innego wynika z zebranego materiału dowodowego - powiedział Przybył.
- W aktach postępowania jest płyta z moimi billingami uzyskanymi od operatora, mam też kopie pism, z których wynika, że prokuratorzy zostali poinformowani do kogo należy telefon. Nazwa abonenta nie pozostawiała wątpliwości co do tego, że chodzi o dziennikarza - zaznaczył Gmyz.
- Prokuratura przekroczyła uprawnienia, biorąc moje billingi, ponadto prokuratorzy wojskowi z Poznania nie mieli prawa badać wątku rozpowszechniania przez dziennikarzy informacji ze śledztwa dotyczącego katastrofy smoleńskiej bez zezwolenia - powiedział Gmyz.
Jak stwierdził prokurator Przybył, informacja Gmyza, że ma dokumenty wskazujące na to, że prokurator wiedział, że żąda billingów dziennikarza "w żaden sposób nie odzwierciedla zaistniałego stanu faktycznego".
- Prokurator, żądając ujawnienia danych personalnych abonenta danego numeru, dopiero po otrzymaniu takich danych od operatora może w sposób pewny stwierdzić, do kogo ten telefon należy - powiedział Przybył.
- Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Poznaniu nie wydała w toku postępowania przygotowawczego ani jednego postanowienia o żądaniu wydania wykazu połączeń ze wskazaniem nazwiska jakiegokolwiek dziennikarza - podkreślił.
Ostatecznie Prokuratura Okręgowa w Warszawie w połowie grudnia umorzyła śledztwo w sprawie Pasionka i ujawniania tajemnic postępowania w sprawie katastrofy smoleńskiej. W wątku rozpowszechniania informacji przez dziennikarzy umorzenie uzasadniono znikomą szkodliwością społeczną czynu.
Mikołaj Przybył wyjaśnił, że Wojskowa Prokuratura Okręgowa, prowadząc postępowanie przygotowawcze w sprawie ujawnienia tajemnicy osobom nieuprawnionym, najpierw musiała wykonać czynności z udziałem prokuratorów wojskowych i dopiero po wykluczeniu udziału żołnierzy zawodowych możliwe było przekazanie całości sprawy do prowadzenia przez prokuraturę powszechną.
Skomentuj artykuł