"Nigdy niczego nie załatwiałem Sobiesiakowi"

Były szef gabinetu politycznego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego Marcin Rosół (fot. PAP/Tomasz Gzell)
wab / PAP

Współpracownik Mirosława Drzewieckiego Marcin Rosół oświadczył przed hazardową komisją śledczą, że nie brał udziału w pracach nad projektem nowelizacji ustawy o grach i zakładach wzajemnych. Zaznaczał, że nie był również źródłem przecieku, a zarzuty jakie są wobec niego wysuwane w związku z aferą hazardową, są bezpodstawne.

- Nie wiedziałem w ogóle, że ministerstwo sportu i turystyki bierze udział w procesie konsultacji międzyresortowych odnośnie tego projektu. Nie wiedziałem, czego sprawa dotyczy. Nie wiedziałem, jakie było stanowisko ministerstwa w tej sprawie - powiedział Rosół, który był szefem gabinetu politycznego ministra sportu, w czasie gdy resortem kierował Mirosław Drzewiecki.

Zaznaczył, że to nie minister sportu, a minister finansów był gospodarzem projektu ustawy hazardowej.

- Mam 31 lat, jestem u progu kariery zawodowej, a po wpisaniu w wyszukiwarce internetowej mojego imienia i nazwiska pojawia się kilka tysięcy wpisów. Większość z nich w kontekście: aferzysta, przestępca, oskarżony, podejrzany. Źle się z tym czuję - powiedział.

Dodał, że nigdy nie był o nic podejrzany, a pokazuje się jego osobę jako "przykład zepsucia młodego pokolenia". - Nie zgadzam się na to - podkreślił.

Jak tłumaczył, pracę w resorcie sportu rozpoczął na początku lipca 2008 r. jako doradca ministra w gabinecie politycznym. Na przełomie listopada i grudnia 2008 został szefem gabinetu ministra sportu. Jak tłumaczył, odszedł z ministerstwa 5 października 2009 - w dniu, w którym Drzewiecki złożył dymisję.

- Nie byłem źródłem przecieku - zdecydowanie zaprzeczył Rosół. - Oświadczam, że nie mogłem informować pani Sobiesiak o operacji specjalnej prowadzonej wobec jej ojca przez CBA z tego oczywistego powodu, że tego nie wiedziałem - powiedział Rosół.

- O akcji CBA dowiedziałem się z publikacji z "Rzeczpospolitej" w dniu 1 października 2009 r. Nie mam żadnych dowodów swojej niewinności. Nie nagrałem rozmowy, nie mam także bezspornego dowodu, że nie wiedziałem o sprawie. Ale w demokratycznym państwie prawa to nie ja mam dostarczyć dowody swojej niewinności. To pan Kamiński (były szef CBA Mariusz Kamiński), na poparcie swojej niezachwianej pewności, powinien był przedstawić dowody, czego do dzisiaj nie zrobił" - powiedział Rosół.

Rosół oświadczył, że nigdy niczego w żadnym ministerstwie ani urzędzie nie załatwiał dla biznesmena Ryszarda Sobiesiaka. Zeznał, że Sobiesiaka poznał we wrześniu 2008 roku, kiedy z ministrem Drzewieckim był na otwarciu boiska "Orlik" w Małopolsce.

Podkreślił, że podczas rozmowy Sobiesiak, który przedstawił się jako biznesmen związany z branżą hotelowo-turystyczną, zwrócił uwagę, że z winy urzędników jego inwestycja związana z wyciągiem narciarskim nie może być otwarta przed sezonem. - Poinformowałem Sobiesiaka, że nie znam sprawy. (...) Przekazałem mu swoją wizytówkę i poinformowałem, aby zwrócił się do mnie po powrocie do Warszawy - relacjonował Rosół.

W jego ocenie, prośba biznesmena była jak "interwencja każdego innego petenta, który nie może uzyskać informacji od urzędu centralnego". - Nie dziwiłem się, że prosi mnie o pomoc, bo inwestycja dotyczyła obiektu z zakresu infrastruktury sportowej - dodał.

Myślał bowiem, że doszło do jakiegoś paraliżu decyzyjnego w Ministerstwie Sportu. A kiedy okazało się, że decyzja została wydana i dokument czeka w resorcie środowiska, przefaksował ją - nie zapoznając się z nią - biznesmenowi.

- Żadnej decyzji nie załatwiałem. Nie wymuszałem na nikim jej wydania. Mariusz Kamiński nie wykazuje z kim miałbym współpracować w Ministerstwie Środowiska, z kim miałbym to załatwić - stwierdził.

Jak zeznał, Sobiesiak zwrócił się do niego jeszcze w innej sprawie dotyczącej kontroli z Ministerstwa Infrastruktury, która miała potwierdzić konserwację i dopuszczenie do użytku wyciągu. - Decyzja czekała do odbioru. Przekierowałem pana Sobiesiaka do Ministerstwa Infrastruktury - powiedział Rosół.

Marcin Rosół zeznał, że o konkursie na członka zarządu Totalizatora Sportowego dowiedział się od wiceministra skarbu Adama Leszkiewicza. Dodał, że gdy Ryszard Sobiesiak pytał go o pracę dla córki, powiedział mu o tym konkursie.

- Oświadczam, że z nikim z komisji konkursowej nigdy się nie kontaktowałem i nie wpływałem na jej prace - zaznaczył.

Mail z rekomendacją córki Ryszarda Sobiesiaka do zarządu Totalizatora Sportowego wywołał zamieszanie na komisji hazardowej. Posłowie chcieli, by mail zobaczył świadek, ale eksperci mieli wątpliwości. Ogłoszono więc przerwę - śledczy postanowili zadzwonić do prokuratury.

Gdy poseł Lewicy Bartosz Arłukowicz zapytał o jego pomoc dla córki biznesmena Ryszarda Sobiesiaka w jej staraniach o pracę w zarządzie Totalizatorze Sportowym, Rosół zaczął się plątać w tym, co mówi. Chodziło o treść maila, który wysłał do wiceministra skarbu Adama Leszkiewicza 26 czerwca 2009 r. Napisał w nim, że Ministerstwo Sportu rekomenduje Sobiesiak do zarządu TS.

- Nie była rekomendowana, wysłałem maila z zapytaniem, czy ma kwalifikacje, czy ma szansę kandydować - tłumaczył Rosół, powołując się na słownikową definicję terminu "rekomendować". Tymczasem Arłukowicz twierdził, iż treść maila brzmiała: "W załączeniu przesyłam cv osoby rekomendowanej przez ministerstwo sportu i turystyki do zarządu TS. Napisz proszę w jakim terminie może nastąpić wybór".

Ostatecznie Rosół stwierdził, że nawet jeśli napisał maila o takiej treści, to później wyjaśnił Leszkiewiczowi, że to nie jest rekomendacja, tylko zapytanie, czy ta osoba ma odpowiednie kwalifikacje. "Ani minister Leszkiewicz nie potraktował tego jako rekomendacji, ani ja tego nie traktowałem jako rekomendacji. Po prostu wysłałem maila" - mówił.

Według Mariusza Kamińskiego, to on w restauracji "Pędzący Królik" powiadomił Magdalenę Sobiesiak, że jej ojcem interesuje się CBA. Sobiesiak jednak zeznając przed komisją stwierdziła, że z Rosołem nie rozmawiała z nią na ten temat.

Mariusz Kamiński podczas zeznań przed komisją nie wykluczył, że to premier Donald Tusk lub sekretarz kolegium ds. służb specjalnych Jacek Cichocki mogli powiedzieć ówczesnemu ministrowi sportu o działaniach CBA ws. tzw. afery hazardowej. Z kolei Drzewiecki mógł przekazać informację Rosołowi, a ten - 24 sierpnia - córce Sobiesiaka, Magdalenie. Według materiałów CBA, Drzewiecki i Rosół pomagali Magdalenie Sobiesiak w uzyskaniu posady w zarządzie Totalizatora Sportowego.

Przeciek i załatwianiu pracy dla córki Sobiesiaka to nie jedyne tematy, jakie prawdopodobnie poruszy komisja. Jak wynika z zeznań Mariusza Kamińskiego, Rosół miał załatwić w Ministerstwie Środowiska zezwolenie na trwałe wylesienie gruntów, na których firma Sobiesiaka budowała wyciąg narciarski (tzw. sprawa Zieleńca). "Rzeczpospolita" podała, że wyciąg w Zieleńcu zaczął działać w grudniu 2008 roku, choć zgodnie z procedurami firma Sobiesiaka mogła ubiegać się o pozwolenie na budowę dopiero w marcu 2009 roku.

Zdaniem Zbigniewa Wassermanna z PiS, Rosół to "człowiek-klucz" do afery hazardowej. - Ministrowie, posłowie Platformy byli na usługach pana Sobiesiaka (...) i w każdym z tych wątków (załatwiania pracy dla Sobiesiakówny, pozwolenia na wycinkę lasów) występuje pan Rosół.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Nigdy niczego nie załatwiałem Sobiesiakowi"
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.