O projekcie in vitro: trudno będzie o kompromis
Projekt ustawy ws. in vitro jest bardzo oszczędny od strony normatywnej, jakby chciano, by nie rzucał się w oczy - uważa dr Paweł Łuków. Zdaniem prof. Jacka Hołówki trudno będzie osiągnąć w tej sprawie kompromis, tak aby powstały dobre przepisy prawne.
Projekt ustawy o leczeniu niepłodności metodą in vitro, przygotowany przez Ministerstwo Zdrowia, trafił w lipcu do konsultacji społecznych.
Etyk dr hab. Paweł Łuków z UW ocenia, że projekt jest bardzo ostrożny. "Dokument jest oszczędny od strony normatywnej i ma wymiar mocno medyczny. Dotyczy niemal wyłącznie kwestii medycznych, tylko raz wspomniana jest kwestia dotycząca poszanowania godności ludzkiej. I to zwraca uwagę, ale z drugiej strony być może trzeba przyjąć, że w społeczeństwie, w którym ludzie mają dosyć zróżnicowane poglądy na tak kontrowersyjne i ważne kwestie, może nie należy zbyt wiele przesądzać na poziomie ustawy" - powiedział w rozmowie z PAP Łuków.
Zwrócił uwagę, że projekt rozstrzyga wprawdzie wiele kwestii - wyklucza klonowanie czy wynagrodzenie za dawstwo komórek - ale wiele spraw zostawiono do uregulowania rozporządzeniami.
Projekt nie określa np. standardów i procedur dotyczących postępowania z komórkami rozrodczymi i zarodkami, nie precyzuje też liczby zarodków, które mogłyby być tworzone czy wszczepiane oraz tego, jak długo komórki lub zarodki mogłyby być przechowywane. Te kwestie ma określić rozporządzenie MZ.
Przyglądając się poszczególnym rozwiązaniom, Łuków wskazuje też, że np. zakaz diagnostyki preimplantacyjnej w celu wyboru płci dziecka (ma grozić za to kara więzienia) "to przepis niemal wprost przejęty z konwencji bioetycznej z Oviedo z 1997 r.". Dopuszczalnym wyjątkiem w projekcie jest sytuacja, gdy wybór płci mógłby pozwolić na uniknięcie "ciężkiej, nieuleczalnej choroby dziedzicznej". Nie wskazano jednak o jakie choroby może chodzić lub kto miałby o tym decydować.
"Powód tego niedookreślenia, jak sądzę, jest dosyć prosty - wiedza medyczna zmienia się w takim stopniu, że byłoby pewnym błędem starać się wszystko przewidzieć na poziomie ustawy - w każdym razie chciałbym, żeby taka była intencja" - powiedział Łuków.
Etyka zastanawia przepis dopuszczający pobranie, za zgodą sądu, komórek rozrodczych od dawcy, który nie może świadomie wyrazić na to zgody. "Przyznam, że ten fragment jest dla mnie dosyć tajemniczy, bo nie mogę się dopatrzyć intencji (...). Próbuję sobie wyobrazić okoliczności, które musiałyby być nadzwyczajne" - powiedział Łuków.
Projekt zakłada też m.in., że dziecko urodzone w wyniku dawstwa (komórek rozrodczych) innego niż partnerskie nie będzie mogło poznać danych ojca poza jego datą i miejscem urodzenia oraz stanem zdrowia.
"Dziecko ma prawo poznać pewne fakty. Musimy pamiętać, że mamy Konwencję o Prawach Dziecka, która gwarantuje dzieciom znajomość ich dziedzictwa genetycznego, więc rozumiem, że ten element ustawy jest właśnie realizacją uprawnienia dzieci. Ale czy poznanie swojego dziedzictwa oznacza równocześnie możliwość dotarcia do biologicznego ojca - tutaj można już się spierać" - powiedział Łuków.
Dodał, że "dzisiaj z punktu widzenia etyki istnieje wśród specjalistów dosyć duży konsensus, że dzieci tak poczęte powinny mieć możliwość zapoznania się ze szczegółami tożsamości dawców nasienia, ale z drugiej strony jest to cały czas kontrowersyjna kwestia".
"W krajach, w których wprowadzono możliwość poznania personaliów ojca biologicznego, odnotowano gwałtowny spadek dawców, istnieją obawy, że ktoś taki może potem dochodzić alimentów itd. Więc mam wrażenie, że w projekcie zastosowano taką metodę najbardziej defensywną, czyli jakąś informację na temat stanu zdrowia można uzyskać, co jak rozumiem motywowane jest dbałością o stan zdrowia osoby, która w ten sposób powstała" - powiedział etyk.
Według niego jest to niezwykle kontrowersyjna i trudna do rozstrzygnięcia kwestia, która "wykracza daleko poza leczenie niepłodności i dotyczy kształtu rodzin, poczucia własnej tożsamości itd.".
Łuków ocenia, że autorzy projektu zadbali, by był on "jak najmniej zauważalny". "Żeby się nie rzucał w oczy. Myślę, że jest to podyktowane nadzieją, że wtedy uda się go przegłosować w Sejmie, Senacie, że prezydent podpisze ustawę. Ale znając polską kulturę polityczną, obawiam się, że nawet taki projekt może nie mieć zbyt wielkich szans" - powiedział Łuków.
Filozof i etyk prof. Jacek Hołówka z UW przypomina z kolei, że "w tej chwili w Polsce nie ma żadnych ustaleń prawnych dotyczących tego, jak ma być prowadzone in vitro".
"Uważam to za sytuację dość szczęśliwą, choć nie idealną. Dobrze byłoby, gdyby zostało wprowadzone rozsądne prawo, ale nie bardzo wyobrażam sobie, że rozsądne prawo uda się wprowadzić. Tzn. nie wiem, jak poszczególne ugrupowania polityczne zechcą się odnieść do tego projektu, ale konflikt wydaje się tak wyraźny, że nie uda się osiągnąć takich przepisów prawnych, które z jednej strony byłyby wyraźnie nastawione na osiągnięcie celów medycznych, a z drugiej - nie budziły kontrowersji religijnych" - powiedział PAP Hołówka.
Przypomniał, że przed pięcioma laty działał przy kancelarii premiera zespół ds. bioetyki, w skład którego wchodzili prawnicy, lekarze, biolodzy, filozofowie i etycy. Zespół pracował m.in. nad założeniami do ustawy regulującej kwestie dotyczące zapłodnienia metodą in vitro. "I prace tego zespołu zakończyły się fiaskiem, bo stwierdzono, że strony zajmują dwa różne stanowiska, których pogodzenie jest niemożliwe" - powiedział Hołówka.
"Szukanie kompromisu, który jest niemożliwy (...), to postępowanie nielogiczne, bezcelowe i szkodliwe" - zaznaczył Hołówka.
Według niego, jeśli w Polsce nie będziemy w stanie się porozumieć w sprawie in vitro, powinniśmy zachować status quo - brak jakichkolwiek uregulowań prawnych - i płacić za to unijne kary.
Polska jest ostatnim krajem UE, który nie uregulował dotąd na poziomie ustawowym kwestii związanych z dawstwem, pobieraniem, przetwarzaniem, testowaniem, przechowywaniem oraz dystrybucją komórek rozrodczych i zarodków. Projekt dostosowuje krajowe ustawodawstwo w tym zakresie do dyrektyw unijnych, które nasz kraj jest zobowiązany implementować. Komisja Europejska we wrześniu ub. roku zapowiedziała, że pozwie Polskę do Trybunału Sprawiedliwości UE za niepełne wdrożenie unijnej dyrektywy dot. jakości i bezpieczeństwa tkanek oraz komórek ludzkich.
Projekt przewiduje, że procedura in vitro byłaby dostępna nie tylko dla małżeństw, także dla osób pozostających ze sobą "we wspólnym pożyciu", a także jako dawstwo niepartnerskie. Ten rodzaj dawstwa czy bycia biorcą byłby anonimowy, dotyczyć ma zarówno komórek rozrodczych (plemników i komórek jajowych), jak i zarodków.
Kościół nie poprze projektu ustawy o "leczeniu niepłodności"
Episkopat zajmie krytyczne stanowisko wobec projektu ustawy o leczeniu niepłodności, skierowanego do konsultacji społecznych przez resort zdrowia - dowiedziała się KAI. Zapewne niebawem wypowie się na ten temat Zespół Ekspertów Konferencji Episkopatu ds. Bioetycznych, któremu przewodniczy abp Henryk Hoser.
W jednej ze specjalistycznych opinii, przygotowanych na potrzeby wspomnianego zespołu Episkopatu, czytamy m.in., że "w perspektywie nauczania Kościoła nie ma możliwości poparcia tego projektu w procedurze legislacyjnej". Nie jest to możliwe nawet wedle procedury opisanej w encyklice "Evangelium vitae", w świetle której parlamentarzysta katolik może poprzeć ustawę, która co prawda nie jest do końca zgodna z wyznawanymi przezeń wartościami, ale poprawia istniejący stan rzeczy.
Projekt Ministerstwa Zdrowia spotkał się z taką oceną, gdyż - jak stwierdza jego autor: "sankcjonuje prawnie w znacznej mierze stan faktyczny, jaki ma miejsce obecnie". Wbrew swojemu tytułowi, ustawa ta nie ustanawia systemu leczenia bezpłodności w Polsce lecz ma dokonać legalizacji przez państwo i poddać jego kontroli olbrzymi "przemysł in vitro", jaki dziś działa w szarej strefie. Ceną za to ma być finansowanie wszystkich zabiegów in vitro ze środków NFZ. A tymczasem zapłodnienie pozaustrojowe nie jest metodą leczenia niepłodności, lecz wyłącznie środkiem zastępczym.
Ekspert Episkopatu wymienia wiele wątpliwych z punktu widzenia prawa, negatywnych z punktu widzenia etyki oraz niebezpiecznych elementów projektu ustawy. Jednym z podstawowych zarzutów jest "brak ograniczeń podmiotowych dawców i biorców" komórek rozrodczych oraz zarodków. Projekt ustawy przewiduje możliwość korzystania z in vitro zarówno małżeństw lub osób pozostających w pożyciu, jak i osób nie żyjących w żadnych związkach. Tak więc do zabiegu in vitro będzie mogła zgłosić się zarówno para jak i kobieta samotna. A zarodek będzie mógł zostać utworzony bądź z komórek rozrodczych danej pary, bądź przy pomocy komórek rozrodczych innego, anonimowego dawcy, jak również z komórek rozrodczych dwóch innych zewnętrznych dawców. Może zostać on wczepiony dowolnej kobiecie, także samotnej. Jedynym warunkiem jest pełnoletność i oświadczenie woli w formie pisemnej zgody.
Nie zostały też ustanowione żadne ograniczenia wiekowe osób poddających się in vitro. Podobnie rzecz ma się z dawcami komórek rozrodczych. "Zwraca uwagę fakt, że projektodawca nie przewidział żadnego wymogu trwałości związku, jak również okresu leczenia bezpłodności, przez który tej trwałości można by było domniemywać" - dodaje ekspert.
Charakterystyczny dla filozofii projektowanej ustawy jest brak przyznania jakiegokolwiek statusu ludzkiemu zarodkowi, poczętemu na skutek zastosowania tej metody. Ekspertyza stwierdza, że "zarodek został zrównany z pozycją komórki, tkanki czy organu. Jest traktowany jako rzecz wyjęta z obrotu, ale również pozbawiona jakichkolwiek stosunków osobistych, w tym opieki wynikającej z relacji filialnych". Projekt nie wprowadza też żadnych uprawnień, w tym obowiązków rodzinnych względem zarodka.
Na ośrodki medyczne projektodawca nie nakłada żadnego obowiązku ochrony zarodków. A ilość tzw. zarodków nadliczbowym nie zostaje w żaden sposób ograniczona. Pozwala się na "utylizację" w przypadku obumarłych komórek rozrodczych bądź zarodków.
"Projekt nie został obudowany w najmniejszym stopniu odpowiednią regulacją właściwą przedmiotowo dla Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, co jest nie tylko pochodną przekonania o przedmiotowym charakterze ochrony prawnej zarodka, ale również wynikiem założenia, że ogólne rozwiązania z zakresu prawa rodzinnego - określenie macierzyństwa, domniemanie ojcostwa, władza rodzicielska, są wystarczającej dla tego sposobu poczęcia dziecka" - zwraca uwagę ekspert Episkopatu.
Istotnym mankamentem projektu jest również fakt, że nie przewiduje on również prawa dziecka do poznania swojej tożsamości biologicznej. Po osiągnięciu pełnoletniości przez dziecko urodzone z zastosowaniem procedur medycznie wspomaganej prokreacji możliwe będzie uzyskanie przez nie informacji jedynie o dacie i miejscu urodzenia dawcy komórek rozrodczych lub dawców zarodka, jak również o stanie zdrowia dawcy i badaniach, jakim został on poddany. "Regulacja taka jest również pochodną założenia o rozpoczęciu bytu osobowego dopiero na pewnym etapie po skutecznej implantacji do organizmu biorczyni" - konstatuje ekspert.
Ekspertyzę wieńczy konstatacja, że "w perspektywie nauczania Kościoła katolickiego, nie ma możliwości poparcia tego projektu w procedurze legislacyjnej", nawet w związku z sytuacją opisaną w art. 73 encykliki "Evangelium vitae". Zgodnie z tym nauczaniem "parlamentarzysta, którego osobisty absolutny sprzeciw wobec przerywania ciąży byłby jasny i znany wszystkim ludziom, postąpiłby słusznie, udzielając swego poparcia propozycjom, których celem jest ograniczenie szkodliwości takiej ustawy i zmierzających w ten sposób do zmniejszenia jej negatywnych skutków na płaszczyźnie kultury i moralności publicznej" (EV 73).
Skomentuj artykuł