Ordynator szpitala w Radomiu o walce z covid-19: to było najtrudniejsze doświadczenie zawodowe w życiu

(fot. TVN24.pl)
oko.press / df

"Jak rozmawiamy z bliskimi, to porównywalne są tylko wspominki, jak nasi dziadkowie pracowali w czasie wojny." 

W wywiadzie z Piotrem Pacewiczem dla portalu oko.press, prof. Adam Kobayashi, ordynator oddziału neurologii szpitala w Radomiu i prof. Paweł Nauman, neurochirurg zdradzają, jak wyglądała walka z koronawirusem w radomskim szpitalu.

"18 marca stwierdziliśmy, że w szpitalu jest pierwszy zakażony pacjent. Nie byliśmy przygotowani, bo to nie jest szpital jednoimienny czy zakaźny, nie pracowaliśmy rutynowo w kombinezonach, osłonach, nie było przygotowanej logistyki i zakażenia poszły lawinowo" - mówi prof. Kobayashi. Ze względu na rotacje wśród pracowników między oddziałami zaraziła się większość personelu, wirus szybko rozprzestrzenił się wśród pielęgniarek, zakażony został też jeden lekarz oraz kilkunastu pacjentów. Łącznie zaraziło się ponad sto osób z personelu medycznego, a ci, którzy mieli kontakt z zakażonymi, musieli odbyć dwutygodniową kwarantannę.

Jak czytamy, próbowano ściągać lekarzy i pielęgniarki z innych miejsc. Jedną z takich osób był prof. Paweł Nauman. "Wysłałem do Adama sms-a. «Jak będzie bardzo źle, to przyjadę ci pomóc». Odpisał: «Już jest bardzo źle»" - opowiada.

"Pod rząd najdłużej pracowałem 60 godzin, ale wiem, że pani ordynator ze Szpitala w Grójcu pracowała na okrągło cztery czy pięć dni, bo już nie miała personelu" - mówi prof. Kobayashi. - "Sama była zakażona i zgłoszona na kwarantannę, nawet policja do jej domu przyjeżdżała, żeby sprawdzić, czy przestrzega zasad kwarantanny… Nie mogła wyjść ze szpitala, bo nie było komu pracować. A ewakuacja zakażonych pacjentów się przedłużała."

Pytany przez Piotra Pacewicza o swoją pierwszą reakcję na to, co się działo, prof. Kobayashi odpowiada, że była nią przede wszystkim "totalna bezradność i strach, bo się bałem o zespół, bałem się też o siebie (...) bo tym naszym biednym pacjentom nie bardzo mogliśmy pomóc, w niewielkim stopniu tylko".

Jak udało się opanować sytuację na oddziale? "Zarządziłem reżim, że wszyscy chodzą w pełnym umundurowaniu. Maska FFP3, albo FFP2, gogle, przyłbice, nieprzepuszczalne kombinezony z ochraniaczami na buty oraz podwójne, potrójne, czasami nawet poczwórne warstwy rękawiczek. Stworzyliśmy też prowizoryczną, ale wydaje się, że skuteczną śluzę, by zakażenie nie przenosiło się na oddział" - wyjaśnia. Dodaje ponadto, że wprowadzono w życie zasadę zamkniętych drzwi i otwartych okien.

Na covid-19 zachorowało trzydziestu pacjentów, z czego dziesięcioro przeszło chorobę całkowicie bezobjawowo, a dziesięcioro zmarło - byli to jednak pacjenci w ciężkim stanie, "z guzami mózgu, z chorobą nowotworową, pacjenci po udarach w ciężkim stanie, obciążeni naczyniowo". Jak mówi prof. Kobayashi, "u niektórych przebieg tego kowidowego zapalenia płuc było piorunujący".

"Człowiek zaczyna się dusić, dosłownie brakuje mu powietrza, jakby był powieszony. Sinieje, puchnie", "Płuca są tak uszkodzone, że nie ma praktycznie miejsca, gdzie dochodziłoby do wymiany gazowej, oni się po prostu duszą. Niestety często, na początku przynajmniej, w pełnej świadomości" - przyznają lekarze. - "Lepiej to wygląda u pacjentów skąpoobjawowych. Też są duszności, silny ból głowy, bóle mięśniowe, objawy mocnej grypy."

Prof. Kobayashi podkreśla, że choroba jest nieprzewidywalna; większość pacjentów może przejść ją łagodnie, ale czasem sytuacja się zmienia i staje się naprawdę groźna. Największe zagrożenie obecnej sytuacji widzi jednak w zamykaniu placówek medycznych, a przez to brak możliwości leczenia innych pacjentów, często w ciężkim stanie.

Przeczytaj cały wywiad na stronie oko.press >>

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ordynator szpitala w Radomiu o walce z covid-19: to było najtrudniejsze doświadczenie zawodowe w życiu
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.