Orzeczenie TK ws. Kodeksu w środę

PAP / drr

Trybunał Konstytucyjny zajął się w czwartek przepisami Kodeksu wyborczego wprowadzającymi m.in. jednomandatowe okręgi wyborcze w wyborach do Senatu czy możliwość dwudniowego głosowania. Orzeczenie zapowiedziano na najbliższą środę, 20 lipca.

Sędziowie rozpoczęli rozprawę o godz. 8.30; zakończyli niemal o godz. 21.

Trybunał zajął się uchwalonym w styczniu Kodeksem wyborczym na wniosek posłów PiS, którzy uważają, że niektóre przepisy Kodeksu są niezgodne z konstytucją, a moment jego wejścia w życie wprowadził niepewność co do tego, na podstawie jakiego prawa będą przeprowadzone jesienne wybory.

Posłowie PiS zakwestionowali też przepisy wprowadzające m.in.: zakaz emitowania płatnych spotów wyborczych i naklejania plakatów większych niż 2 m. kw. w czasie kampanii wyborczej. PiS uważa też za niekonstytucyjne głosowania przez pełnomocnika, sposób jego ustanawiania oraz konstytucyjność głosowania korespondencyjnego przez obywateli polskich przebywających za granicą.

Według przedstawiciela posłów PiS przed TK, Arkadiusza Mularczyka, wyrok Trybunału będzie miał "znaczenie dla jakości demokracji w Polsce". Z kolei reprezentujący Sejm Grzegorz Karpiński (PO) wskazywał, że Kodeks jest zgodny z ustawą zasadniczą.

Mularczyk oświadczył, że Kodeks wyborczy wpisuje się w tendencję ograniczania praw opozycyjnych partii politycznych. - Widzimy bardzo wiele zagrożeń dla działalności partii politycznych poprzez niemożność prowadzenia kampanii wyborczej polegającej na zakazie informowania obywateli poprzez billboardy czy reklamy telewizyjne i radiowe - zaznaczył.

Dodał, że Kodeks narusza również zasadę, że na sześć miesięcy przed zarządzeniem terminów wyborów powinny być jasne przepisy wyborcze. Jak mówił Mularczyk, przepisy międzyczasowe Kodeksu są tak skonstruowane, że istnieje możliwość stosowania zarówno przepisów starej ordynacji, jak i Kodeksu wyborczego.

Również pełnomocnik PiS europoseł Janusz Wojciechowski mówił przed Trybunałem, że Kodeks wyborczy zawiera "rażące, drastyczne błędy". I on podkreślił, że na trzy tygodnie przed ogłoszeniem wyborów parlamentarnych nadal nie wiadomo, na jakich zasadach będą przeprowadzone.

Przypomniał, że z ducha konstytucji i orzecznictwa Trybunału wynika zasada "ciszy legislacyjnej", która powinna panować na sześć miesięcy przed wyborami.

- Na co najmniej sześć miesięcy przed wyborami wszystkie reguły muszą być jasne dla wszystkich uczestników procesu wyborczego - podkreślił Wojciechowski. Tymczasem - jak dodał - najdalej na trzy tygodnie przed zarządzeniem wyborów ani wyborcy, ani partie polityczne nie znają odpowiedzi na zasadnicze pytania, np. czy wybory do Senatu będą jednomandatowe, czy będzie można głosować przez pełnomocników, czy będzie możliwość głosowania korespondencyjnego, czy będzie można używać billboardów.

Skrytykował też tryb wprowadzenia jednomandatowych okręgów w wyborach do Senatu. Według niego, w sposób rażący nadużyto tu trybu poprawki senackiej. - Wprowadzanie całej nowej instytucji, fundamentalnej, rewolucyjnej wręcz, chyłkiem, ukradkiem, bez dyskusji, bez namysłu, to nie jest poprawka, nie można tak procedować - mówił.

Również dwudniowe wybory - są jego zdaniem - "jaskrawo sprzeczne z konstytucją". Jak mówił Wojciechowski, nie można interpretować słów inaczej, niż wynika to z języka, a konstytucja mówiąc, że "wybory przeprowadza się w dniu wolnym od pracy", używa liczby pojedynczej. Europoseł podkreślił też, że urny wyborcze - w przypadku dwudniowego głosowania - przestają być kontrolowane przez komisje wyborcze i wędrują pod opiekę wójta. Jak mówił, w kontekście możliwych nadużyć jest to tak, "jakby wilkowi powierzyć opiekę nad owczarnią".

Z kolei Mularczyk podkreślił, że dwudniowe wybory dają dużą możliwość "manipulacji frekwencją". Według niego media mogłyby - znając sondażowe wyniki z pierwszego dnia - namawiać do pójścia do wyborów dnia drugiego.

Wojciechowski skrytykował też głosowanie przez pełnomocnika. Jego zdaniem ustawodawca zamiast pomóc m.in. osobom niepełnosprawnym w wyborach - wykluczył ich. Jak wyjaśnił, instytucja opisana w kodeksie wyborczym nie jest żadnym pełnomocnictwem, bo mocodawca nie ma żadnych gwarancji, jak zagłosuje pełnomocnik. "Po prostu oddaje swój głos innej osobie i ta inna osoba może głosować, jak chce" - zaznaczył. Wojciechowski przypomniał hasło sprzed poprzednich wyborów: "zabierz babci dowód". Dzisiaj - jak mówił - "ustawodawca poszedł jeszcze dalej - zabierz babci głos, będziesz miał dwa, a babcia nie będzie miała żadnego".

Wojciechowski pytał też o zakaz emitowania spotów wyborczych i naklejania billboardów. Zaznaczył, że rządzący mają większą możliwość na przedstawienie swojej narracji, podczas gdy opozycja musi często posługiwać się hasłami. Zakwestionował też szybki tryb uchwalenia poprawki zakazującej spotów. - Po podpis do prezydenta jechano na sygnale jak z krwią do chorego - ironizował.

O zastrzeżeniach dotyczących jednomandatowych okręgów w wyborach do Senatu mówił zastępca prokuratora generalnego Robert Hernand. Wskazał ponadto, że jeśli wybory miałyby trwać dwa dni, to oba dni muszą być ustawowo wolne od pracy. Dlatego - mówił - niedopuszczalne jest wprowadzanie do zwykłej ustawy możliwości głosowania w ciągu dwóch dni, z których tylko jeden przypada na dzień wolny od pracy, a drugi na dzień go poprzedzający.

Według niego, sobota formalnie nie może być bowiem uznana za dzień ustawowo wolny od pracy, ponieważ jako taki dzień nie została "narzucona przez ustawodawcę".

Hernand podkreślił również, że według PG wprowadzenie jednomandatowych okręgów w wyborach do Senatu powinno przejść pełną procedurę ustawodawczą, a nie być wprowadzone na drodze poprawki Senatu.

Hernand odczytał też fragment stanowiska prokuratora generalnego, z którego wynika, że uzależnienie zastosowania nowego Kodeksu wyborczego lub starej ordynacji w zależności od daty zarządzenia wyborów przez prezydenta (co zakłada ustawa wprowadzająca kodeks wyborczy) jest niezgodne z konstytucją. Kodeks wyborczy wchodzi w życie 31 lipca, dlatego jeśli wybory mają się odbyć wg nowego prawa, prezydent formalnie zarządzić musi je po tej dacie.

Kodeksu bronił poseł PO Grzegorz Karpiński, przekonując, że jego rozwiązania są zgodne z konstytucją. W jego opinii, część argumentów przedstawionych we wniosku PiS ma "pozaprawny charakter".

Karpiński zaznaczył, że konstytucja nie przesądza wprost, że głosowanie musi być przeprowadzone jednego dnia. - W ocenie Sejmu wybory oznaczają moment skumulowania przez organy wyborcze wszystkich oddanych głosów w toku procesu wyborczego - powiedział. Podkreślił, że termin dnia wyborów wiąże się z finalizowaniem głosowania.

Według posła PO, za dopuszczalnością wprowadzenia instytucji pełnomocnika przemawia cel, jakim jest umożliwienie głosowania przez osoby w podeszłym wieku i niepełnosprawne. Ocenił, że głosowanie przez pełnomocnika nie narusza konstytucyjnej zasady bezpośredniego głosowania w wyborach. - Zasada bezpośredniości wyborów nie zawiera wymogu osobistego głosowania - przekonywał.

Karpiński dodał, że głosowanie korespondencyjne nie narusza zasady tajności głosowania. Jak mówił, głosowanie korespondencyjne umożliwia udział w wyborach Polaków mieszkających za granicą, którzy mieliby problem z dotarciem do lokalu wyborczego.

Poseł PO podkreślił, że zakaz emisji płatnych spotów wyborczych nie oznacza, że zostało ograniczone prawo do agitacji wyborczej. - Ustawodawca pozostawił do dyspozycji komitetów wyborczych oraz wyborców szerokie spektrum środków, w jakich może być prowadzona agitacja. Obok klasycznych form, jak: spotkania z wyborcami, ulotki, plakaty małoformatowe, są to również formy typowe dla reklamy, np. płatne ogłoszenia wyborcze w prasie drukowanej - mówił.

Zdaniem Karpińskiego zgodny z prawem jest sposób wprowadzenia 100 jednomandatowych okręgów do Senatu. - Trybunał konsekwentnie wskazuje, że w odniesieniu do ustaw głównych, takich jak Kodeks wyborczy, Senatowi przysługuje prawo znacznej ich modyfikacji w formie poprawek - powiedział.

- Nie można zgodzić się z wnioskodawcą, że zaskarżone przepisy nie rozgraniczają w sposób pewny nowego i starego prawa wyborczego. Nie jest tak, że na sześć miesięcy przed ostatecznym konstytucyjnym terminem zarządzenia wyborów uczestnicy procesu wyborczego nie mają żadnej wiedzy, według jakich reguł odbywają się wybory - mówił Karpiński. Dodał, że od 1 sierpnia istnieje alternatywa zarządzenia wyborów na mocy starej, obecnie obowiązującej ordynacji, albo na podstawie nowego Kodeksu.

Karpiński podkreślił też, że Kodeks wyborczy został przez Sejm przyjęty jednogłośnie, więc nie może tu być mowy o ukrytych motywach politycznych.

Wojciechowski odparł, że Sejm jednogłośnie się pomylił. Jak dodał, mimo "pewnego napięcia politycznego" rozmowa w TK toczy się o prawie, nie o polityce.

Jedna z sędziów sprawozdawców - Teresa Liszcz zwróciła uwagę, że TK w jednym z wyroków uznał za konieczne, by najpóźniej na sześć miesięcy przed rozpoczęciem procedury wyborczej nie dokonywano istotnych zmian w prawie wyborczym. - Nie chodzi o vacatio legis, co o okres karencji zwany ciszą ustawodawczą - dodała.

- Czy w międzyczasie była rzeczywiście cisza ustawodawcza? Czy w międzyczasie, w ciągu ostatnich sześciu miesięcy, licząc wstecz od 7 sierpnia (najpóźniej w tym dniu prezydent musi ogłosić wybory) nie było zmian prawa wyborczego? - pytała Liszcz Karpińskiego.

Były zmiany - przyznał poseł. Wymienił m.in. ustawę z 3 lutego zakazującą rozpowszechniania odpłatnych spotów w radiu i telewizji, kwietniową zmianę wykazu okręgów wyborczych do Sejmu oraz zmianę związaną z dostosowaniem wyborów do potrzeb osób niepełnosprawnych.

Sędziowie TK kilka godzin zadawali stronom pytania.

Przewodniczący TK Andrzej Rzepliński pytał posłów PiS, czy Sejm w Kodeksie rzeczywiście stworzył okazję do "nocy cudów nad urną". - Nie jesteśmy chyba jako naród aż tak kiepscy? - zaznaczył.

- Skala naruszeń i fałszerstw wyborczych jest dużo większych niż się sądzi (...) nie lekceważyłbym tego - odpowiedział Wojciechowski. Rzepliński ripostował, że ustawodawca nie lekceważy takich niebezpieczeństw, ponieważ grożą za nie sankcje karne.

Sędzia Piotr Tuleja pytał Wojciechowskiego skąd wnioskuje, że słowo "dzień" w konstytucji oznacza tylko jeden dzień. Przytoczył przykłady przepisów, gdzie występuje liczba pojedyncza zamiast podwójnej, np. w przepisach dotyczących studentów używa się słowa "student", a nie "studenci".

Również sędzia Adam Jamróz pytał, czy nie można odczytywać tego zapisu w konstytucji jako: "każdy dzień wyborów". - Istotą, sensem tej normy, aby wybory były w dniu wolnym od pracy, każdym dniu - mówił. Według niego, nie można przyjmować, że jeżeli użyto liczby pojedynczej, to chodzi o jeden dzień, gdyż w domyśle chodzi o "każdy dzień". Podkreślił też, że gdyby w konstytucji napisano, że wybory odbywają się w "dniach wolnych od pracy", nigdy nie można by zorganizować jednodniowych wyborów.

Tuleja pytał również strony, czy zakazu naklejania billboardów nie należy rozpatrywać w kontekście niedostępności tej formy propagandy dla biedniejszych partii pozaparlamentarnych.

Z kolei sędzia Marek Zubik pytał przedstawicieli Sejmu, czy nie jest "szczególnie naganną praktyką" nowelizowanie tak ważnej ustawy jak Kodeks jeszcze w trakcie trwania vacatio legis.

Gros czasu zabrały sędziom pytania dotyczące sytuacji, w której przepisy Kodeksu potencjalnie zostałyby przez TK uchylone. Zastanawiano się, na jakiej podstawie zostałyby wtedy przeprowadzone wybory - skoro dotychczasowe ordynacje wyborcze zostają w przepisach wprowadzających nowy Kodeks uchylone. Według PiS, w takim wypadku mogłaby zostać jednak zastosowana stara ordynacja.

Jednak część sędziów zwracała uwagę, że art. 1 przepisów wprowadzających Kodeks wyborczy - mówiący, że Kodeks wchodzi w życie 6 miesięcy po ogłoszeniu, a więc 1 sierpnia 2011 - nie został wprost zaskarżony.

Zastanawiano się też na jakiej podstawie przeprowadzono by jesienne wybory do Senatu, jeśli TK zakwestionowałby przepisy wprowadzające okręgi jednomandatowe.

W trakcie tej dyskusji, prokurator Andrzej Stankowski ocenił, że "nie zazdrości Trybunałowi sytuacji, w jakiej się znalazł".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Orzeczenie TK ws. Kodeksu w środę
Komentarze (1)
PT
POlskie tzw. wybory
15 lipca 2011, 01:35
 Portal Niezależna.pl zdobył nowe informacje ze śledztwa dotyczącego kart do głosowania z ostatnich wyborów na prezydenta Warszawy. Karty te znaleziono w bagażniku samochodu Mariusza W., byłego komendanta policji na warszawskiej Białołęce podejrzanego o brutalne morderstwo.  Warszawscy prokuratorzy są bardzo oszczędni w udzielaniu informacji na temat kart znalezionych u Mariusza W. Nie chcą nawet oficjalnie potwierdzić powszechnie znanego faktu, że karty znajdowały się w bagażniku samochodu byłego policjanta. - Mogę jedynie powiedzieć, że zabezpieczyliśmy je w jednym miejscu. Było to w sumie kilkaset kart zapakowanych w jedną paczkę - wyjaśnia portalowi Niezalezna.pl prokurator Renata Mazur z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. Zaprzecza równocześnie, aby do ich znalezienia doszło w ostatnich dniach, a trzeba pamiętać, że Mariusz W. został zatrzymany pod koniec marca. Jak ustaliła Niezależna.pl - wypełnione karty pochodziły z wyborów prezydenta Warszawy w 2010 r.  Dowiedzieliśmy się również, że wszystkie karty pochodziły z jednej komisji wyborczej na warszawskiej Białołęce. Prokurator Mazur potwierdziła nam, że na wszystkich oddano głos na jednego kandydata. Którego? Mariusz W. odmówił składania wyjaśnień w sprawie zabójstwa. Tym bardziej więc nie wyjaśnił, jak wszedł w posiadanie kart wyborczych. Formalnie nie postawiono mu jeszcze zarzutów dotyczących tego wątku. Jeśli Państwowa Komisja Wyborcza dojdzie do wniosku, że karty znalezione w aucie Mariusza W. miały wpływ na wynik wyborów prezydenta Warszawy, wybory zostaną powtórzone.