Pożar po zderzeniu pociągów w Podlaskiem
Z niewiadomej jak dotąd przyczyny dwa pociągi towarowe jadące w poniedziałek rano po oddzielnych torach zaczepiły się bokiem, na skutek czego doszło do ich wykolejenia i ogromnego pożaru - wynika z ustaleń dotyczących wypadku w Białymstoku.
Jak poinformował komendant wojewódzki państwowej straży pożarnej w Białymstoku Jan Gradkowski, obecnie sytuacja jest już opanowana. Ostatecznie przebieg i przyczyny wypadku ustalą biegli. Prokuratura Rejonowa Białystok-Południe wszczęła śledztwo dotyczące sprowadzenia katastrofy w ruchu kolejowym.
Z powodu wypadku został wstrzymany ruch pociągów w kierunku Warszawy i Ełku. Na miejscu nadal pracują oddziały chemiczne.
Pożar objął w sumie siedemnaście cystern z olejem napędowym i innymi substancjami łatwopalnymi, przewożonymi w składzie pociągu liczącego w sumie 32 wagony. Na miejscu wypadku widać, że co najmniej dwie cysterny wybuchły - jedna jest rozerwana kompletnie, wygląda jak płat pofalowanej blachy; druga ma wielką wyrwę w środkowej części. Wybuch był słyszany rano przez mieszkańców osiedla leżącego ponad pół kilometra od miejsca katastrofy.
Wypadek miał miejsce niedaleko tunelu, który łączy dwie części Białegostoku. Jak powiedział Gradkowski, "sytuacja wyglądała ekstremalnie", bo w palących się cysternach, zajmujących obszar około stu metrów kwadratowych, było w sumie prawie 200 tys. m sześć. produktów naftowych. - Była to reakcja łańcuchowa, cysterna za cysterną. Proszę sobie wyobrazić, jaka to była siła ognia - relacjonował komendant.
Pytany o przebieg wypadku, mówił, że jeden skład, właśnie z 32 cysternami z substancjami ropopochodnymi, jechał w kierunku Białegostoku, drugi - z Białegostoku, to wagony ze złomem i kilka cystern z propan butanem, na szczęście w dalszej części składu. - Jeden z wagonów wiozących złom zahaczył o lokomotywę przy mijaniu się w dwóch różnych kierunkach i nastąpiło wykolejenie - mówił Gradkowski. Potem z torów zaczęły wypadać kolejne cysterny, wybuchł ogromny pożar.
W akcji, która tylko w fazie gaszenia ognia trwała ok. 6 godzin, wzięło udział 160 strażaków z kilku województw i 40 samochodów gaśniczych. Trwa wciąż działanie oddziałów chemicznych, na miejscu są prokuratorzy i policjanci. - To jest jedna z najtrudniejszych sytuacji, z jakimi mieliśmy do czynienia w ostatnich latach - ocenił komendant główny Państwowej Straży Pożarnej Wiesław Leśniakiewicz.
Spółki kolejowe zorganizowały autobusową komunikację zastępczą do stacji, z których składy mogą odjeżdżać. PKP zorganizowało zastępcze autokary dla podróżnych, które dowożą ich do działających stacji. Pociągi do i z Warszawy odjeżdżają ze stacji w Niewodnicy koło Białegostoku, do Ełku - z Knyszyna.
Autokary czekają na podróżnych przed dworcem PKP w Białymstoku. Kursują wahadłowo - przywożą i odwożą pasażerów do wybranych stacji. W autokarach obowiązują zakupione wcześniej bilety kolejowe. Na dworcu, co kilka minut, można usłyszeć komunikat informujący pasażerów o wstrzymaniu ruchu kolejowego oraz o zastępczych autobusach w wybranych kierunkach.
Pasażerowie informowani są też o zmianach bezpośrednio przy kasach. Najczęściej pytają, o której odjeżdżają autokary, jak długo potrwa ich podróż, a także kiedy wszystko wróci do normy.
Rzecznik PKP Polskie Linie Kolejowe SA Krzysztof Łańcucki powiedział po południu PAP, że na razie trudno określić, kiedy zostanie przywrócony normalny ruch, bo do tej pory pracownicy kolei nie mogli obejrzeć dokładnie torowiska, bo wciąż trwa tam akcja.
W ocenie służb, przez cały czas nie było zagrożenia dla mieszkańców, bo najbliższe bloki z sąsiedniego osiedla "Zielone Wzgórza" znajdują się ok. kilometra od miejsca pożaru. Kłęby gęstego dymu były jednak od rana widoczne na osiedlach leżących w pobliżu torowiska, nawet z kilku kilometrów momentami było widać też ogień. W jednej z podstawówek położonych na osiedlu w pobliżu miejsca pożaru odwołano w poniedziałek zajęcia.
Skomentuj artykuł