Reakcja Tu-154 po komendzie "odchodzimy"

Miller: reakcja Tu-154 po komendzie "odchodzimy" (fot. PAP/Tomasz Gzell )
PAP / ad

Reakcja samolotu Tu-154 po komendzie pilotów "odchodzimy!" była spóźniona, jest to przedmiotem analiz - poinformował w środę szef MSWiA Jerzy Miller. Hipoteza postawiona w tej sprawie nie musi być ostateczną - dodał.

W środę wieczorem na pytania posłów dotyczące rządowej informacji ws. katastrofy smoleńskiej odpowiadali m.in. minister Miller i szef resortu obrony Bogdan Klich.

Odnosząc się do pytania, kto podjął decyzję o kontynuowaniu lądowania polskiego tupolewa po komendzie "odchodzimy!", Miller powiedział: "Reakcja samolotu była spóźniona. Nie mogę państwu w dniu dzisiejszym wyjaśnić wszystkich okoliczności tego zdarzenia. Jest to przedmiotem dalszych analiz. Hipoteza jest postawiona, ale nie jest to hipoteza, która musi być ostateczną".

Posłowie pytali też, kto podjął decyzję o wylocie Tu-154 z Warszawy mimo złej pogody. "Problem polega na tym, że wiedza o złej pogodzie została przekazana z lotniska Smoleńsk do Moskwy, ale nie dotarła do Warszawy. W związku z tym prognoza pogody, która była znana załodze Tu-154, nie odpowiadała rzeczywistemu stanowi zachmurzenia" - podał Miller.

Minister poinformował też, że nagranie z wieży kontroli lotów w Smoleńsku trwa cztery godziny. "Nie mogą państwo oczekiwać, że tego typu analizy trwają dni czy pojedyncze tygodnie. To niestety trwa miesiącami" - powiedział szef MSWiA. Dla porównania przypomniał, że nagranie z kokpitu polskiego samolotu trwa 30 minut.

Według ministra obrony Bogdana Klicha "więcej jest różnic niż podobieństw" w opisach przyczyn katastrof samolotu CASA w Mirosławcu i katastrofy Tu-154M w Smoleńsku. Tak Klich odpowiedział szefowi sejmowej komisji obrony Stanisławowi Wziątkowi (SLD), który uważał, że te przyczyny są podobne. Klich wskazał, że "kategorie przyczyn" obu tych katastrof są zbliżone, ale już poszczególne przyczyny - nie.

Szef MON informował też - odpierając zarzut, iż w siłach powietrznych maleją środki na szkolenie - że od 2001 r. środki na ten cel systematycznie rosną, a w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego rośnie liczba godzin tzw. nalotu pilotów.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Reakcja Tu-154 po komendzie "odchodzimy"
Komentarze (2)
SW
szydło wyszło z wora
20 stycznia 2011, 11:06
Naprowadzili ich na śmierć   Nie ma już wątpliwości - ciężar winy pilotów, od 10 kwietnia 2010 r. sugerowany przez Rosjan i część polskich mediów, spada na kontrolerów z wieży w Smoleńsku. Ten wniosek płynie z konferencji komisji Jerzego Millera. Cały czas samolot był w innym położeniu, niż zapewniali naprowadzający. Piloci chcieli odejść. Nie zdążyli. I najważniejsze pytanie brzmi: dlaczego? W kokpicie cisza. W momencie uderzenia skrzydłem w brzozę pada żałosna i spóźniona komenda: "Horizont!" Kilka sekund wcześniej, drugi pilot mówi: "Nic nie widać", dowódca załogi rzuca: "Odchodzimy". Na 22 sekundy przed katastrofą. Ten wątek jest przedmiotem badań polskiej komisji. Załoga była mądrzejsza niż wieża. W Smoleńsku od godz. 7 polskiego czasu posiadano wiedzę, że warunki na lotnisku są poniżej minimum. Polska delegacja o tym nie została poinformowana. Wniosek z tego płynie jasny: Rosjanie fałszowali dane meteorologiczne. Nie było mowy o żadnym lotnisku zapasowym. Płk Krasnokutski bezprawnie rozmawiał z pilotami Tu-154 M. Naciski z Moskwy wydają się oczywistością. Nie ma też, co trzeba podkreślić, zdań o "debeściakach" ani "jak nie wylądujemy, to nas zabiją". Nikt za dezinformację w mediach nawet nie przeprosi. Dlaczego polska komisja tak późno reaguje na raport MAK? Jak odpowie na konferencję Moskwa? Czy chór dziennikarzy potrafi wskazać oczywisty błąd pilotów, skoro ujawnione rozmowy i rekonstrukcja lotu wskazują jasno, kto doprowadził do bezpośredniej przyczyny katastrofy, podając złe komendy? Grzegorz Wszołek / Źródło: Niezależna.pl  
GM
Gowin myśli po Polsku
20 stycznia 2011, 10:35
"Wstrząśnięty" poseł Platformy Obywatelskiej wzywa do obrony honoru polskich pilotów po "prowokacji" Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK). Jak mówi w rozmowie z serwisem Onet.pl, nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wielka była skala błędów i zaniedbań w smoleńskiej wieży kontrolnej. Jego zdaniem, po tym, co wczoraj zobaczyliśmy, można wyciągnąć prosty wniosek: dokument przygotowany pod kierownictwem Tatiany Anodiny był "rosyjska prowokacją". "Raport MAK można uznać za bezwartościowe świstki papieru" - dodaje. Gowin podkreśla, że teraz trzeba będzie walczyć o honor polskich pilotów, którzy 10 kwietnia ubiegłego roku zginęli pod Smoleńskiem. Parlamentarzysta zwraca także uwagę, że światowe media podchwyciły już bzdurne teorie lansowane przez MAK. Dla Rosjan wszystko jest jasne. Wypadek spowodowali Polacy, a oni sami nie mają sobie nic do zarzucenia. Do tego pomawiają generała Andrzeja Błasika, że był pod wpływem alkoholu (0,6 promila), a załoga działała pod presją. W wielu światowych mediach tuż po publikacji raportu MAK dominowały te właśnie wątki. Tymczasem Gowin zauważa - już po obejrzeniu konferencji Jerzego Millera - że załoga nie miała dobrych informacji o pogodzie, a podawane dane o położeniu, kursie i ścieżce były błędne. "Teraz już wiadomo, dlaczego Tatiana Anodina z takim naciskiem powtarzała prawdziwą lub wyssaną z palca informację o alkoholu we krwi generała Błasika" - dodaje. W opinii Gowina błędem polskiej strony w czasie postępowania wyjaśniającego katastrofę było to, że rząd nie przygotował się na "prowokację" z rosyjskiej strony. Jego zdaniem, zasadnym krokiem byłoby umiędzynarodowienie dochodzenia. Oprac. Łukasz Wilczkowski / Źródło: Niezależna.pl, onet.pl