Rząd dostrzega problemy rodzin
(fot. brungrrl / Foter / CC BY-NC-SA 2.0)
PAP / kn
Rząd dostrzega problemy rodziny i w ciągu ostatnich lat zaszły korzystne zmiany w polityce rodzinnej, ale jest za wcześnie, by mówić, że odbiło się to korzystnie na sytuacji demograficznej - ocenia prof. Irena Kotowska z Instytutu Statystyki i Demografii SGH.
Podczas środowego wystąpienia w Sejmie premier Donald Tusk powiedział, że "widoczne są pozytywne sygnały demograficzne, które należy wesprzeć". Wskazywał, że zanotowano więcej urodzeń w pierwszym półroczu niż w analogicznym okresie zeszłego roku. Minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz dodał, że według demografów wpływ na ten wzrost miało wprowadzenie rocznego urlopu rodzicielskiego.
Innego zdania jest prof. Kotowska. "Porównano liczbę urodzeń w pierwszym półroczu tego roku z pierwszym półroczem ubiegłego roku. Rzeczywiście ta liczba jest trochę większa, ale nie można na podstawie półrocznej zmiany wyciągać tego typu wniosków" - powiedziała w rozmowie z PAP.
Podkreśliła, że po pierwsze należy to oceniać w kategoriach co najmniej roku, po drugie - nawet gdyby ta liczba okazała się większa, trudno twierdzić, że Polacy zdecydowali się na dzieci dlatego, że wydłużono urlop rodzicielski. "Nie chodzi o to, żeby jedno rozwiązanie skutkowało natychmiastową reakcją, ale żeby rozwiązania tworzyły przekonania w rodzicach i potencjalnych rodzicach, że państwo partycypuje w kosztach wychowywania dzieci" - zaznaczyła.
Prof. Kotowska przyznała, że jeśli chodzi o politykę rodzinną, w ostatnich latach wiele się zmieniło na korzyść, ale nie dostrzega jeszcze żadnego powiązania między polityką rządu a sytuacją demograficzną. "Trzeba przyznać, że w swoich działaniach rząd dostrzega problemy rodzin i w ciągu ostatnich lat zaszły korzystne zmiany. Ale żeby to ocenić, trzeba poczekać co najmniej kilka lat" - zastrzegła.
Jej zdaniem nie można wsparcia rodziny uzależniać od krótkotrwałych reakcji. "Nam zależy na zmianie trwałej. Myślę, że jeśli będziemy kontynuować te działania, jest szansa na taką zmianę" - dodała.
Przypomniała, że demografowie nawoływali do szybkich działań, ponieważ to ostatnie lata, kiedy jeszcze mogą być podejmowane decyzje o dzieciach przez roczniki wyżu demograficznego, co roku będzie coraz mniej kobiet, które będą mogły urodzić dzieci. "Jeśli będzie jakaś zmiana, będzie ona okresowa, bo to struktura populacji kobiet będzie decydować o tym, jaka będzie liczba urodzeń. Cały czas powtarzam, że walczymy o to, by spadek nie był duży, a na stały wzrost w najbliższej dekadzie nie ma co liczyć" - podkreśliła.
Prof. Kotowska zapowiedziała, że wkrótce dowiemy się na ten temat więcej, ponieważ Instytut prowadzi właśnie drugą rundę dużego badania demograficznego - na grupie 15 tys. osób, zatytułowanego "Rodziny i generacje". "Wracamy do respondentów, których trzy lata temu pytaliśmy o plany dotyczące posiadania dzieci. Teraz sprawdzamy, czy ci, którzy chcieli mieć dzieci, zdecydowali się, czy może zdecydowali się ci, którzy byli niezdecydowani, pytamy również o motywacje. Badanie będzie trwało do końca roku. Mam nadzieję, że na przełomie stycznia i lutego będę miała pierwsze informacje przynajmniej na temat liczby urodzeń" - powiedziała.
W swoim sejmowym wystąpieniu premier zapowiedział m.in. zwiększenie ulgi na trzecie i kolejne dziecko o 20 proc.
Prof. Kotowska uznała, że lepszym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie kwoty wolnej od podatku związanej z liczbą dzieci.
"Z jednej strony się cieszę z tego propozycji, bo to jest jakieś wsparcie dla rodzin, z drugiej jednak strony, gdy ocenialiśmy istniejący system w Kancelarii Prezydenta, przygotowując program polityki rodzinnej, zaproponowaliśmy, by nie wprowadzać ulg, ale zaproponować kwotę wolną od podatku związaną z liczbą dzieci w rodzinie. Mam nadzieję, że wrócimy teraz do dyskusji na ten temat. Bo lepsze jest rozwiązanie, które pozostawia pieniądze w rodzinie, a nie zwraca poniesione wydatki" - oceniła ekspertka.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł