SDP o "braku solidarności dziennikarskiej"

PAP / psd

Oburzenie "brakiem solidarności dziennikarskiej" m.in. wobec autora materiału "Trotyl we wraku tupolewa" Cezarego Gmyza, który ma zostać zwolniony z redakcji "Rzeczpospolitej", wyraziło we wtorek Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP.

"Dziwi nas, że ze strony dużej części środowiska dziennikarskiego niepodnoszone są wątpliwości co do faktu, iż oficjalne i bardzo enigmatyczne oświadczenie prokuratury doprowadziło do zwolnienia zarówno redaktora naczelnego, jak i części redakcji" - napisano w przesłanym we wtorek PAP oświadczeniu Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, podpisanym przez jego dyrektora Wiktora Świetlika.

Świetlik ocenił, że jest to rażące tym bardziej, że wedle tego samego komunikatu prokuratury wyniki śledztwa w sprawie opisywanej przez Gmyza mają być znane dopiero za pół roku. "Sam tryb zwolnień uderzał swoją wybiórczością (np. zwolnienie redaktora Marczuka, który w tym czasie był na urlopie). Ich tempo budziło wątpliwości co do tego, czy rzeczywiście były poprzedzone rzetelnym dochodzeniem" - czytamy dalej.

Zdaniem Świetlika fakt, że "duża część kolegów i koleżanek dziennikarzy wydała medialny wyrok na Cezarego Gmyza bez weryfikacji faktów, a zarazem w sytuacji, w której bardzo poważne nieścisłości (także przy opisywaniu katastrofy smoleńskiej) zdarzały się i ich redakcjom, jest ponurym obrazem złej kondycji i stopnia upolitycznienia polskiego dziennikarstwa".

Oświadczenie w tej sprawie wydał także Zarząd Główny Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. "Zwolnienie redaktora naczelnego +Rzeczpospolitej+, jego zastępcy, szefa działu krajowego oraz czołowego dziennikarza śledczego uznajemy ze względu na konsekwencje tego kroku za naruszenie kruchej równowagi na rynku dzienników ogólnopolskich" - czytamy w oświadczeniu SDP przekazanym PAP.

"Po decyzjach, jakie Grzegorz Hajdarowicz podjął 5 listopada br. oraz zapoznaniu się z argumentacją, jakiej użył, by je uzasadnić, uważamy, że niezależność redakcji została skrajnie zagrożona. W naszej opinii wizerunek i marka +Rzeczpospolitej+ najbardziej ucierpiały na naciskach, jakimi jej dziennikarze zostali poddani przez właściciela" - dodaje zarząd SDP.

Zarząd SDP podkreśla, że reporter, który uzyskał wiedzę o prowadzonych badaniach, nie może zwlekać z opublikowaniem ich i przedstawieniem opinii publicznej. "Nie musi czekać, aż stosowne instytucje wydadzą oficjalne oświadczenie. Jeżeli posiadane informacje pochodziły z niezależnych źródeł, to tym samym dochował rzetelności dziennikarskiej. W takiej sytuacji kluczowa jest ochrona źródeł informacji i wsparcie ze strony macierzystej redakcji" - głosi oświadczenie.

Według zarządu SDP, działania podjęte przez radę nadzorczą i właściciela wydawnictwa Presspublica wobec Cezarego Gmyza to "naruszenie obowiązujących w wolnych i niezależnych mediach zasad postępowania wobec dziennikarzy śledczych". "Próbę wymuszenia na autorze ujawnienia jego informatorów oraz szczegółów śledztwa uznajemy za niedopuszczalną" - czytamy w oświadczeniu.

W ubiegłym tygodniu "Rzeczpospolita" napisała, że śledczy na wraku samolotu Tu-154M w Smoleńsku znaleźli ślady trotylu i nitrogliceryny. Prokuratura wojskowa zaprzeczyła, że są takie ustalenia; wskazała, że znalezione ślady mogą oznaczać obecność substancji wysokoenergetycznych, m.in. materiałów wybuchowych. Dopiero badania laboratoryjne będą mogły być podstawą do twierdzenia o istnieniu bądź nieistnieniu śladów materiałów wybuchowych - replikowała prokuratura.

W poniedziałek wieczorem Rada Nadzorcza Presspubliki - wydawcy "Rzeczpospolitej" - rekomendowała zarządowi tej spółki odwołanie redaktora naczelnego tytułu Tomasza Wróblewskiego, jego zastępcy Bartosza Marczuka, szefa działu krajowego Mariusza Staniszewskiego oraz Cezarego Gmyza - autora artykułu. Oświadczenie CMWP SDP dotyczy ich wszystkich.

W poniedziałek Rada Nadzorcza Presspubliki i właściciel tego wydawnictwa Grzegorz Hajdarowicz oświadczyli, że "po przeprowadzonym postępowaniu uznaje, że dziennikarze związani z publikacją nie mieli podstaw do stwierdzenia, że we wraku tupolewa znaleziono ślady trotylu i nitrogliceryny".

"Tekst uznajemy za nierzetelny i nienależycie udokumentowany" - podkreślono w oświadczeniu wydawcy.

RN wyjaśniła, że 31 października przekazano Gmyzowi dokumenty pozwalające mu na ochronę świadków, jak i pisemne zapewnienie o ochronie jego osoby w razie przyszłych procesów, jeśli okazałoby się, że rzetelnie zbierał materiały i posiada na to stosowne dowody. Wśród dokumentów było również zapewnienie o ochronie informatorów, a dla ich bezpieczeństwa oświadczenia miały być zdeponowane w jednej z kancelarii adwokackich. Gmyz zobowiązał się do przedstawienia do poniedziałku, do godz. 14 dokumentów, nagrań i wszelkich materiałów, na podstawie których napisał swój tekst.

"Pan redaktor Cezary Gmyz, pomimo wcześniejszych zapewnień, nie przedstawił żadnych oświadczeń stwierdzając, że informatorzy odmówili złożenia dokumentów. Niezależnie od tego, co ustali prokuratura, na obecnym etapie wiedzy publikowanie tytułu +Trotyl we wraku tupolewa+ było ogromnym nadużyciem" - oświadczyła RN Presspubliki.

Sam Hajdarowicz ocenił, że tekst Gmyza "nie powinien się nigdy w takiej formie ukazać w +Rzeczpospolitej+", a sam tytuł artykułu określił mianem "ogromnego nadużycia". "Nieprzemyślane działania kilku osób znów wywołały wojnę polsko-polską. Za to wszystko czytelników przepraszam" - oświadczył.

Odnosząc się do oświadczenia RN, Gmyz napisał na Twitterze, że "bardzo łagodnie rzecz ujmując, wydawca +Rzeczpospolitej+ w oświadczeniu mija się z prawdą".

Już wcześniej list otwarty w obronie Gmyza wystosowała część środowiska dziennikarskiego. Podkreślono w nim, że przez lata pracy udowodnił on, że "jest poważnym i rzetelnym dziennikarzem".

Według zapowiedzi pełnomocniczki zarządu Presspubliki Hanny Wawrowskiej, kolejnych decyzji co do przyszłości szefostwa redakcji "Rzeczpospolitej" można oczekiwać w najbliższych dniach. Do tego czasu pracami redakcji kieruje dotychczasowy wicenaczelny Andrzej Talaga.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

SDP o "braku solidarności dziennikarskiej"
Komentarze (3)
S
Stilgar
6 listopada 2012, 20:18
Odpowiedzialność za słowo. Nie publikuje się na pierwszej stronie z wielkim tytułem informacji co do których nie ma się pewności że jest prawdziwa. Dziennikarz wykazał się dyletanctwem i niechlujstwem bo nierzetelność to za słabe słowo. I słusznie został wyrzucony z roboty, podobnie jak wyrzucony powinien być niechlujny lekarz, policjant, księgowy itd. Dziennikarz po prostu napisał nieprawdę bo niczego jeszcze nie znaleziono i za to ponosi konsekwencje. Urządzenia które miały rzekomo wykryć trotyl dokładnie tak samo reagują np. na obecność zwykłych pestycydów. A teraz robi się na siłę z niego bohatera walczącego o wolność słowa. Jest różnica między stwierdzeniem "ja Jan Kowalski uważam że był tam trotyl", a stwierdzeniem "znaleziono trotyl".
R
Radujmysię
6 listopada 2012, 17:43
Trochę to wszystko pachnie dobrze przeprowadzoną akcją (przemyślaną prowokacją) służb specjalnych. Dobrze poinformowane źródła coś podsuwają, potem tego nie chcą potwierdzić, gazeta ogłasza i jest okazja do wywalenia niepokornych dziennikarzy na bruk. "Rz" ciągle przeszkadza wielu ważnym osobom, jeśli zatem nie ma okazji do kompromitacji, to zgodnie z logiką służb trzeba ją stworzyć. Wszak słuszny cel usprawiedliwia wszelkie środki. A celem jest jedność - nowoczesny Front Jedności Narodu, i wolność słowa w wersji demokratyczno-socjalistycznej. Można mówić co się chce, ale tylko w domu, tylko do siebie samego i bezgłośnie. FJN przejmuje kolejne media i robi z nich "nowoczesne" miesięczniki: Przekrój, Wprost. Wszystkie ideowo podobne do siebie jak dwie krople naszej mineralnej kranówki.
jazmig jazmig
6 listopada 2012, 17:09
  Bardzo szanuję red. Wróblewskiego i głęboko wierzę w to, że informacja o trotylu pochodziła ze źródeł, do których oni mieli zaufanie. Ale to jest stanowczo za mało, bo zawsze, w każdym przypadku, redakcja musi mieć możliwość wykazania się jakimś dokumentem lub danymi osób, które stanowią podstawę do ogłoszenia jakiejś rewelacji. Jeżeli autor artykułu i jego przełożeni nie posiadają "podkładki", to powinni zrezygnować z ogłaszania takich informacji.