Sobiesiak: Nic nie powiem, nie pamiętam

Ryszard Sobiesiak (fot. PAP/Paweł Supernak)
PAP / wab

Biznesmen Ryszard Sobiesiak oświadczył przed hazardową komisją śledczą, że nie ma żadnej wiedzy na temat przecieku związanego z - jak mówił - "nieistniejącą" aferą hazardową. Po ponad godzinnej swobodnej wypowiedzi, Sobiesiak złożył wniosek o utajnienie pozostałej części przesłuchania. Wniosek został jednak odrzucony przez komisję.

Po 1,5 godzinnym oświadczeniu, wobec nieprzyjęcia wniosku o przesłuchanie w trybie tajnym, Ryszard Sobiesiak odmawia odpowiedzi na pytania posłów. - Nie mam nic więcej do dodania w tej sprawie - odpowiada biznesmen na kolejne pytania. Konsekwetnie odmawia dodania czegokolwiek ponad to, co powiedział w swobodnej wypowiedzi.

DEON.PL POLECA

W drugiej turze pytań Sobiesiak zmienił sposób odpowiadania – teraz twierdzi, że nic nie pamięta.

Po przerwie, która trwała do godziny 15:30, posłowie zdecydowali, że przysłuchanie będzie kontynuowane na posiedzeniu zamkniętym.

- Pytanie: kto jest większym zagrożeniem dla Polski? Ja, lokalny przedsiębiorca, czy szef służb specjalnych łamiący prawo, zakładający nielegalne podsłuchy, wydający biliony z budżetu państwa na udowodnienie bzdur. Kto szkodzi bardziej? - pytał Sobiesiak w swobodnej wypowiedzi.

Byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego nazwał funkcjonariuszem opłacanym z podatków, "plującym na tych, którzy składają się na jego pensję".

Dodał, że znalazł się przed komisją, bo walcząc o swoje interesy wszedł do świata zastrzeżonego polityków. - W tym świecie obowiązują inne zasady. Zasady, których nie znałem. (...) Tutaj kłamstwo, pomówienie, zła wola zastępują argumenty, dowody i racje - powiedział.

Sobiesiak oświadczył, że zeznając w prokuraturze w sprawie tzw. afery hazardowej nie mógł ujawnić źródła przecieku, bo o całej sprawie dowiedział się z mediów 1 października.

Sobiesiak powiedział w swojej swobodnej wypowiedzi, że "Rzeczpospolita", która przed kilkoma dniami pisała o jego styczniowym przesłuchaniu w prokuraturze, nie opublikowała całego tekstu protokołu z przesłuchania, tylko - jak uważa - "kłamliwe streszczenie plus komentarze, które uruchomiły oszczerczą kampanię".

"Rzeczpospolita" opublikowała zeznania, jakie Sobiesiak złożył w prokuraturze. Wynika z nich, że podczas spotkania 24 sierpnia 2009 roku, które dotyczyło pracy Magdaleny Sobiesiak - córki biznesmena w zarządzie Totalizatora Sportowego, Marcin Rosół (współpracownik ówczesnego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego) miał jej powiedzieć, by lepiej nie ubiegała się o stanowisko członka zarządu TS, bo "są donosy" na jej "tatusia".

Sobiesiak odniósł się też do cytowanych przez "Rz" jego zeznań w prokuraturze w sprawie długości znajomości z politykami PO. - Moje wypowiedzi na temat długości okresu znajomości z politykami, które stały się początkiem kłamliwych twierdzeń "Rzeczpospolitej", nie są sprzeczne z tymi, które komisja słyszała od panów Schetyny oraz Drzewieckiego - powiedział biznesmen.

Biznesmen oświadczył, że przez Kamińskiego został wykreowany na "strasznego człowieka". - Nikt nie powiedział o mnie jednego przyzwoitego słowa - zaznaczył. Mówił, że gdyby był zwykłym biznesmenem, a nie związanym z branżą hazardową, to cała ta historia nie byłaby wiarygodna, ciekawa ani groźna dla osób, które były jego celem.

Dodał, że jest prostym człowiekiem, który ciężką pracą i uporem, wyrzeczeniami i determinacją doszedł do majątku. - Zaczynając od zera doszedłem do czegoś. W USA takich ludzi szanuje się, odwrotnie niż w naszym kraju - powiedział.

Oświadczył, że jest też człowiekiem, który "cudzego nie weźmie, ale ze swojego za darmo nie odda nawet złotówki". Dodał, że z czasów, kiedy pracował na swój majątek do dzisiaj, została mu jeszcze "pogarda do głupich, tępych, albo skorumpowanych urzędników, którzy z zawiści lub chciwości próbują odebrać mu krwawice powołując się na przepisy".

Sobiesiak ocenił, że plan wprowadzenia dodatkowych dopłat do gier hazardowych był "chorym" i "głupim" pomysłem. Przywołał nowelizację ustawy hazardowej z 2003 r. (zalegalizowała ona m.in. automaty do gier), która - jego zdaniem - zaczęła traktować hazard na równi z każdą inną branżą gospodarki. Dodał, że dzięki temu można było płacić podatki, zatrudniać ludzi i inwestować w rozwój.

Mimo to pojawił się "chory" i "głupi" pomysł wprowadzenia dopłat do gier na tej samej zasadzie, jak to mam miejsce w przypadku Totalizatora Sportowego.

- Tyle że tam mamy do czynienia z jedną operacją. Kupujący płaci za los i tyle. W kasynie czy salonie gry mamy do czynienia z setkami operacji. Klienci wpłacają i wypłacają pieniądze z żetonów. Mogą przegrać, mogą wygrać, mogą obstawić dalej. Na każdą taką operację pan Kapica chciał nałożyć dopłatę. Nie interesowało go, ile będzie kosztować stworzenie systemu rejestrującego, jak wielką przestrzeń do nadużyć otworzy - powiedział.

- Od początku mówiliśmy - podnieście podatki. To tańszy sposób na dodatkowe wpływy do budżetu - dodał.

Sobiesiak ocenił, że Kapica "chciał wysadzić na raz kilkaset tysięcy ludzi i budżet". Jego zdaniem "efekty pracy" wiceministra "są już dzisiaj widoczne na rynku", a za kilka miesięcy "zacznie się debata nad szukaniem nowych źródeł dla budżetu, bo potrzeba pieniędzy na ważne cele".

Pamiętajcie - zwrócił się do posłów komisji - "że budżet traci codziennie dziesiątki milionów podatków, które od roku 2003 regularnie wpływały do kasy państwa".

- Dzisiaj przestają wpływać, bo pan Kapica chciał wprowadzić głupi przepis o dopłatach. Ponieważ mu się to nie udało, wprowadził takie przepisy, które de facto oznaczają likwidację tej branży - powiedział biznesmen.

Przebiegu prac nad projektem noweli ustawy o grach i zakładach wzajemnych w kontekście rezygnacji z zapisów o dopłatach dotycząc materiały CBA, które w sierpniu 2009 roku przedstawił premierowi ówczesny szef CBA Mariusz Kamiński. Zdaniem Kamińskiego na wykreśleniu dopłat budżet państwa straciłby ok. 500 mln złotych. Po ujawnieniu tzw. afery hazardowej - jesienią 2009 roku - prace nad projektem zostały wstrzymane, została przygotowana i uchwalona nowa restrykcyjna ustawa o grach hazardowych.

- Nigdy nie nakłaniałem żadnych osób do podejmowania takich działań. Znam Zbigniewa Chlebowskiego, Mirosława Drzewieckiego oraz Grzegorza Schetynę. Nigdy - i mówię to z całą stanowczością i przekonaniem - nie namawiałem żadnego z nich ani żadnego innego polityka, aby nielegalnie wpływał na stanowisko prezentowane w sprawie dopłat czy też w jakiejkolwiek innej sprawie ustawowej - zeznał Sobiesiak.

Podkreślił, że jego kontakty z politykami były zgodne z wymogami, jakie na takie relacje nakłada ustawa o wykonywaniu mandatu posła i senatora.

- Mówiono, że politycy byli na moje posyłki. Nikogo nigdzie nie posyłałem, niczego nie sprywatyzowałem, nie zarobiłem na państwowych przetargach, do swojego majątku doszedłem ciężką pracą, to powód do dumy, a nie potępienia, które jest dzisiaj moim udziałem - podkreślił.

Sobiesiak złożył wniosek o przesłuchanie go przed hazardową komisją śledczą w trybie tajnym na posiedzeniu zamkniętym.

Mówił, że nie chce dać satysfakcji posłom i możliwości upokarzania go pytaniami.

Posłowie nie zgodzili się na utajnienie przesłuchania.

Sobiesiak stawił się przed komisją ze swoim pełnomocnikiem mec. Ryszardem Bedryjem. To pierwszy świadek, który chce zeznawać w obecności swojego adwokata. Przesłuchanie zaczęło się od zaskoczenia: mecenas Bedryj złożył wniosek o wykluczenie z komisji posła Zbigniewa Wassermanna. Wniosek uzasadniał medialnymi wypowiedziami posła, w których ten wypowiadał się o Sobiesiaku w sposób "stronniczy". Jak wyjaśnił, Wassermann mówił o Sobiesiaku m.in., że jest "kryminalistą", co - jego zdaniem - jest niedopuszczalne.

Wniosek został jednak odrzucony przez posłów. Przeciw wyłączeniu Wassermanna głosowało 5 posłów komisji, a 1 wstrzymał się od głosu. Wassermann tłumaczył, że używając słowa "kryminalista", zaznaczał, że to kolokwializm. Poseł PiS podkreślał, że jego słowa o Sobiesiaku wynikały nie z jego przekonań, ale z dokumentów, które ma komisja.

Sobiesiak jest jedną z kluczowych postaci afery hazardowej. W październiku zeszłego roku "Rzeczpospolita" podała, że CBA badając inną sprawę korupcyjną zorientowało się, że dwaj biznesmeni z Dolnego Śląska: Jan Kosek i właśnie Sobiesiak próbują załatwić korzystne dla swoich firm zapisy w projekcie nowelizacji ustawy hazardowej.

Sobiesiakowi i Koskowi założono podsłuchy telefoniczne. Wówczas okazało się, że biznesmeni byli w stałym kontakcie ze Zbigniewem Chlebowskim i Mirosławem Drzewieckim (wówczas ministrem sportu). W rozmowach padało też imię Grzegorza Schetyny, ówczesnego szefa MSWiA.

W swoich zeznaniach Drzewiecki i Chlebowski zaprzeczyli, by lobbowali w interesie biznesmenów branży hazardowej. Starali się też pomniejszyć znaczenie swojej znajomości z Sobiesiakiem. Drzewiecki powiedział, że mimo iż na podstawie stenogramów rozmów podsłuchanych przez CBA jego znajomość z biznesmenem Ryszardem Sobiesiakiem może sprawiać wrażenie "dużej zażyłości", naprawdę sprowadzała się do spotkań na turniejach golfa i innych imprezach sportowych. Zaznaczył, że nie bywał u Sobiesiaka w domu ani w jego pensjonacie w Zieleńcu. Zapewniał, że nie rozmawiał z nim na temat jego interesów, także tych związanych z hazardem.

Z kolei Chlebowski powiedział, że Sobiesiak jest jego znajomym, z którym rozmawiał czasem telefonicznie, a czasem spotykali się osobiście. Dodał, że dwa razy był w należącym do Sobiesiaka ośrodku w Zieleńcu, w tym raz na Sylwestra ze znajomymi, za co zapłacił. Przyznał też, że rozmawiał z Koskiem i Sobiesiakiem na temat ustawy hazardowej. Jak zaznaczył, w tych kontaktach biznesmeni sygnalizowali mu niebezpieczeństwa wynikające z ustawy hazardowej, mające wpływ na dochody budżetu państwa.

Były wicepremier i szef MSWiA, obecnie szef klubu PO Grzegorz Schetyna powiedział, że Sobiesiaka zna od 2003 r., a znajomość ta trwała "intensywnie" do 2005 roku. Przedstawiając okoliczności zawarcia znajomości z biznesmenem, Schetyna przypomniał, że od 1994 do 2006 r. zajmował się prowadzeniem klubu koszykarskiego Śląsk Wrocław. W 2003 r. współwłaściciele piłkarskiego klubu Śląsk Wrocław - w tym Sobiesiak - poprosili klub koszykarski o pomoc, ponieważ ich drużyna spadła do III ligi. Schetyna zaznaczył, że nie była to propozycja biznesowa, tylko działania na rzecz uratowania klubu piłkarskiego.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Sobiesiak: Nic nie powiem, nie pamiętam
Komentarze (1)
K
krystyn
11 lutego 2010, 14:57
jak na biznesmena prowadzacego rozlegle interesy to Sobiesiak cierpi na jakas straszna amnezje; swoja droga fajnego kolege maja Chlebowski i Drzewiecki