"Ws. Smoleńska nie ma dowodów na spisek"

(fot. PAP/Grzegorz Jakubowski)
PAP / zylka

Ekspertom udało się odcyfrować kilkadziesiąt słów z rejestratora głosów Tu-154, z których część będzie miała poważne znaczenie dla śledztwa - powiedział na konferencji prasowej prokurator generalny Andrzej Seremet. Po południu w TVP2, pytany, czy są jakieś dowody pozwalające realnie rozważać, że katastrofa smoleńska była wynikiem "spisku" powiedział: "nie ma dowodów na spisek - tak bym to określił".

Na konferencji prasowej Seremet nie ujawnił, czego dotyczą odcyfrowane rozmowy, zadeklarował jednak, że w przyszłości będzie za ich opublikowaniem. - Potwierdzam, o czym była mowa wcześniej, że specjalistom Instytutu Ekspertyz Sądowych udało się odcyfrować kilkadziesiąt słów, z których część będzie miała poważne znaczenie dla śledztwa - powiedział Seremet dziennikarzom. Dodał, że nie ujawni na razie żadnych szczegółów.

- Podtrzymuję to, co powiedziałem, że będę sugerował prokuratorom prowadzącym postępowanie ujawnienie w całości materiału, który znajdzie się w posiadaniu prokuratury po zakończeniu badań przez Instytut, co nastąpi z początkiem października - powiedział.

Działania przy sekcjach zwłok odbywały się "energicznie i sprawnie"

Odnosząc się do zastrzeżeń w sprawie prawidłowości przeprowadzenia sekcji zwłok ofiar katastrofy, Seremet powiedział: "Rzeczywiście tylko przy sekcji Lecha Kaczyńskiego uczestniczył prokurator, w pozostałych badaniach polscy prokuratorzy nie brali udziału". Zaznaczył, że "nie jest to sytuacja nadzwyczajna" i podobnie było z badaniem ofiar wypadku polskiego autobusu we Francji przed trzema laty.

W TVP2 Seremet dodał, że działania przy sekcjach zwłok odbywały się "energicznie i sprawnie". - Wykonywano sekcje przez 30 lekarzy, na 30 stanowiskach. Trzech lekarzy dokonywało sekcji zwłok pana prezydenta i byli to lekarze o ścisłych specjalizacjach, kompetentni, stąd też obecnie formułowanie zastrzeżeń byłoby zdecydowanie przedwczesne - powiedział w telewizji Seremet.

Na konferencji prasowej mówił ponadto, że obecność prokuratorów przy wszystkich sekcjach była niemożliwa, ponieważ przybyli oni do Moskwy po zakończeniu większości z nich. Podkreślił, że zgoda na pochówek jest czynnością administracyjną, nie zależy od prokuratora, a zamykania trumien nie chciano odwlekać ze względu na rodziny czekające na sprowadzenie ciał. Zapewnił, że działania prokuratorów było prawidłowe.

- Mówię o tym, bo zostały złożone wnioski o ekshumację, w których podnosi się rozmaite zastrzeżenia co do postępowania prokuratury, co do zgody na pochówek bez własnych badań sekcyjnych - powiedział Seremet. Dodał, że "przy działaniach technicznych, jeśli można to tak określić, brali udział polscy specjaliści z odpowiedniej jednostki Wojska Polskiego do zadań logistyczno-funeralnych; byli obecni m.in. przy czynnościach związanych z zalutowywaniem trumien".

Nawiązując do informacji o rozbieżnościach godzin podawanych w aktach zgonu, wyjaśnił, że wpisywano je w przybliżeniu, kiedy jeszcze nie była znana dokładna godzina katastrofy.

Telefon satelitarny nadal zaginiony

Pytany o telefon satelitarny z rozbitego samolotu Seremet powiedział, że nie udało się go odnaleźć, ale - zaznaczył - "prokuratura nie przywiązuje aż takiego znaczenia do tego dowodu". Dodał, że urządzenie zostało zdezaktywowane, nic nie wskazuje na to, by telefon zawierał nagrania lub dokumentację rozmów i "jest wysoce prawdopodobne, że telefon po prostu nie ocalał".

Prokurator generalny poinformował, że polecił "przyjęcie nowego modelu informowania" - co dwa tygodnie będą się odbywać konferencje prasowe prokuratury wojskowej w związku z tym śledztwem.

Powiedział, że nie widzi przeszkód, by zaplanowane na środę spotkanie rodzin ofiar z prokuratorami odbyło się w obecności mediów. - Z mojej strony nie widzę żadnych przeszkód. Nie wiem, czy będzie to forma wygodna i zręczna dla rodzin, bo jest rzeczą zrozumiałą, że będzie mowa o rzeczach bolesnych - powiedział. Dziękował tym rodzinom ofiar, które wyraziły aprobatę dla działań prokuratury, nawołując do wstrzemięźliwości w formułowaniu hipotez dotyczących przyczyn katastrofy.

Podsumowanie dotychczasowego postępowania

Podsumowując dotychczasowe działania Seremet powiedział, że w ramach śledztwa Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie zgromadzono dotychczas 40 tomów akt, w tym sześć niejawnych; przesłuchano w sumie już 204 świadków (włącznie z Jarosławem Kaczyńskim, który zeznawał we wtorek). Planuje się jeszcze przesłuchanie ok. 100 osób, przede wszystkim w wątku dotyczącym organizacji lotu do Smoleńska.

Poinformował, że polscy prokuratorzy prawdopodobnie będą chcieli przesłuchać rosyjskich kontrolerów lotu w Polsce; nie będzie to jednak wezwanie - tylko od świadka będzie zależało przybycie. Zaznaczył, że polscy prokuratorzy mogą wystąpić o ich przesłuchanie przez prokuraturę rosyjską.

Przypomniał, że zgodnie z wcześniejszą obietnicą strona polska spodziewa się, że w sierpniu otrzyma kolejnych 10 tomów akt z rosyjskiego śledztwa. Mają one zawierać materiały z identyfikacji i sekcji zwłok. Dodał, że sprawa przekazania kolejnych akt była we wtorek przedmiotem rozmowy naczelnego prokuratora wojskowego z przedstawicielem Prokuratury Generalnej Rosji.

Pytany o losy zapowiadanego porozumienia między prokuratorami polską i rosyjską w sprawie szybszego przekazywania materiałów ze śledztwa przyznał, że polska prokuratura wciąż czeka na odzew. "Do tej pory odzewu nie ma i jest to kwestia, która napawa mnie lekkim niepokojem" - powiedział. W sierpniu do Rosji ma się udać naczelny prokurator wojskowy płk Krzysztof Parulski, Seremet planuje swoją wizytę na październik.

Prokurator generalny powiedział, że nie miał informacji z USA o losach wniosku o pomoc prawną, poza tym, że został on zaakceptowany przez departament sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych. We wniosku o pomoc prawną prokuratura wnosi m.in. o udostępnienie ewentualnie posiadanych przez stronę amerykańską zapisów nasłuchów "rozmów w przestrzeni". Obejmuje też m.in. wątek ewentualnego zamachu przy użyciu broni elektronicznej.

Prokuratura bada cztery wersje przyczyny katastrofy - awarii samolotu, skutku działań ludzkich (np. załogi i kontroli ruchu powietrznego), organizacji i zabezpieczenia lotu, zachowań i działań osób trzecich. Ta ostatnia wersja zakłada m.in. zamach terrorystyczny, sugestie i oczekiwania od załogi określonego działania. Seremet zaznaczył, że profesjonalizm prokuratorów wymaga, by sprawdzali także te hipotezy, które wydają się nieracjonalne.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Ws. Smoleńska nie ma dowodów na spisek"
Komentarze (17)
B
badają
27 lipca 2010, 22:33
Aktualizacja: 2010-06-5 7:51 pm Jak ustalił “Fakt”, 10 kwietnia w wieży kontrolnej ruchu lotniczego w Smoleńsku oprócz dwóch kontrolerów, którzy prowadzili prezydenckiego tupolewa, był jeszcze prawdopodobnie wysoki rangą oficer rosyjskich służb specjalnych. “Badamy ten wątek” – potwierdziła wojskowa prokuratura okręgowa w Warszawie. Jak ustalił “Fakt”, 10 kwietnia w wieży kontrolnej ruchu lotniczego w Smoleńsku oprócz dwóch kontrolerów, którzy prowadzili prezydenckiego tupolewa, był jeszcze prawdopodobnie wysoki rangą oficer rosyjskich służb specjalnych. “Badamy ten wątek” – potwierdziła wojskowa prokuratura okręgowa w Warszawie. Nasi śledczy nie wykluczają, że oficer ten był w stałym telefonicznym kontakcie ze zwierzchnikami w Moskwie i decydował o poczynaniach kontrolerów. Ale nie mogą doprosić się o zgodę na jego przesłuchanie. Rosja nie odpowiada na nasze oficjalne wnioski o pomoc prawną. To nie koniec pytań. 8:39:35 – dokładnie o tej godzinie smoleńska elektrownia zanotowała przerwanie linii wysokiego napięcia. Według raportu urzędu energetycznego Smoleńsk Energo, kable miał wtedy zerwać polski tupolew. Problem w tym, że ze stenogramów wynika, że o tej godzinie maszyna była na… 400 metrach. Kable wiszą na mniej więcej 20 metrach. Co więc je zerwało? Problemy z ustaleniem dokładnego czasu różnych wydarzeń związanych z katastrofą w Smoleńsku śledczy mają od samego początku. Zamieszanie było nawet z kwestią podstawową – czasem katastrofy. Coś, co jak się wydawało, można było ustalić szybko i dokładnie, zajęło specjalistom ponad dwa tygodnie! Początkowo Rosjanie podali bowiem godzinę 8:56. Dopiero po kilkunastu dniach okazało się, że była to w rzeczywistości 8:41. (wg, Fakt.pl)
OT
obsesja tvn24 i nie upał
27 lipca 2010, 22:09
W Gazecie Wyborczej też obsesja Smoleńska, tylko a rebours. Str 1 – zajawka tekstu “Rydzyk o drugim Katyniu”. Str. 2 – o Liście Kory w obronie Palikota i Rylski tłumaczy, czemu wspiera posła z Lublina, Miłada Jędrysik pisze komentarz “Szantaż Katyński”. Str 3. – reklama. Str. 4. – “Rydzyk o drugim Katyniu”, na dole o happeningu “Ruchu 10 kwietnia. Str. 5 – komentarz Ewy Siedleckiej “Zespół propagandowy” o zespole PiS do wyjaśnienia katastrofy. Str. 6 – rozmowa z Marszałkiem Schetyną (prawie nic o Smoleńsku!). Str. 7 – jeszcze raz o tym, że Kora broni Palikota. Str. 8 – informacja o homilii abp Życińskiego dotyczącej sporu o krzyż. Okazuje się, że po wyborach emocje wcale nie opadły. Wręcz przeciwnie. Tylko teraz zamiast krytykować PiS krytykuje się stawianie pytań o tragedię smoleńską. Likwidowanie krzyża spod pałacu prezydenckiego ma na celu wkurzenie PiSowców i zatarcie mitu Lecha Kaczyńskiego. Ciekawe kiedy ktoś postawi wniosek, by przenieść trumnę prezydenta z Wawelu, by jeszcze bardziej utrudnić kultywowanie pamięci o 10 kwietnia, by jeszcze bardziej dopiec PiSowi. A jeśli PiS stanie się stroną tego sporu, tylko na tym straci. Jeśli się nie stanie – wyrzeknie się tego, co w polityce może być bardzo cenne – ważnego symbolu. Uff. Mam nadzieję, że to jednak upał. Michał Szułdrzyński
OT
obsesja tvn24 i nie tylko
27 lipca 2010, 22:07
Jeśli Kora pisze w liście do Palikota, że wie o tym, że prezydent przed wylotem do Smoleńska urządził balangę, imprezował do rana i dlatego opóźnił wylot samolotu, to nie są to żadne insynuacje, lecz przekonania światłej części społeczeństwa. Natomiast stawanie pytań o to, co się dzieje z prezydenckim telefonem satelitarnym (tego nie wie nawet prokurator generalny), to wstrętne sianie fermentu i przejaw teorii spiskowych. Boże, czy to upał, fatamorgana? Czy może wszyscy zwariowaliśmy? Największe szanse na objęcie fotela prezesa TVP ma Tomasz Lis i Tomasz Wołek – donosi Dziennik. To doskonała informacja. Rzetelne, apolityczne i całkowicie bezstronne dziennikarstwo wciąż jest w cenie i powinno być nagrodzone.
OT
obsesja tvn24
27 lipca 2010, 22:06
To upał czy antysmoleńska obsesja? Aktualizacja: 2010-07-12 3:11 pm “Gonitwa pytań, teorii spiskowych, mniej i bardziej dosadnych sugestii, że Moskwa ukrywa prawdę o katastrofie smoleńskiej nie przekłada się na nasze myślenie o Rosji.” – Tak Dziennik zaczyna artykuł o sondażu dotyczącym stosunku Polaków do Rosji. A omawiając badania pisze: “Niemal połowa Polaków jest zdania, że od czasu tragedii pod Smoleńskiem stosunki między Polską a Rosją zmieniły się na lepsze.” Zaraz, zaraz – sprawdźmy wyniki. Poprawiły się 40,7 proc., 41,8 proc. – nie zmieniły się. Czyli więcej ankietowanych nie odczuwa różnicy. Problem nie polega na liczbach, ale na czymś innym. Autorzy tekstu uważają, że to, że Rosjanie nie ujawniają wszystkiego o katastrofie, to są “sugestie”. A czy czasem nie jest faktem, że nie kwapią się z przekazaniem Polakom ważnych dokumentów i dowodów, mogących wyjaśnić śledztwo. Powoli okazuje się, że samo pytanie o okoliczności katastrofy będzie przejawem antyrosyjskiej fobii, pisizmu i wiary w teorie spiskowe. Bo jeśli Andrzej Morozowski mówił dziś w TOK FM, że wie od polityków PO o czym rozmawiali przez telefon satelitarny Jarosław i Lech Kaczyński, to nie są to żadne “sugestie”, tylko twarde fakty
AB
a było tak
27 lipca 2010, 22:01
To jednak nie tłumaczy tak ogromnych zniszczeń samolotu po upadku z kilku metrów. Co stało się w samolocie przed jego uderzeniem w ziemię, dlaczego kabina pasażerska praktycznie zniknęła w wyniku wypadku, dziś jeszcze nie wiadomo. Zeznania polskiego pilota, co ciekawe, są w sprzeczności z zeznaniami Pawła Plusnina, kontrolera lotów w Smoleńsku. Zeznał on (karta 2538), według naszych informatorów, że zabronił schodzić pilotom Tu-154 poniżej 100 m. Zastanawiające, że ani komendy Rosjan, którą słyszał porucznik Wosztyl mówiącej o zejściu do 50 metrów, ani nawet tej z zeznań rosyjskiego kontrolera mówiącej o 100 metrach, która byłaby dowodem dobrych intencji wieży, nie ma w stenogramach. Jest to kolejna przesłanka dowodząca, że stenogramy, podobnie jak całe niemal śledztwo, sfałszowano. Mijają trzy miesiące od katastrofy, a w śledztwie pojawia się coraz więcej niejasności. Tymczasem p. o nieżyjącego Prezydenta, Bronisław Komorowski, nic w wyjaśnieniu tej tragedii nie zrobił. Poza odznaczeniem rosyjskich milicjantów za ich poświęcenie w zabezpieczeniu miejsca katastrofy… (lm, gw)
AB
a było tak
27 lipca 2010, 22:00
Wieża w Smoleńsku podała pilotom Tu-154, gdy dolatywał do lotniska: „zejdźcie do 50 metrów”. Tak wynika z zeznań pilota Jaka-40, porucznika Artura Wosztyla, złożonych w prokuraturze (karta 1165), do których dotarli informatorzy „Gazety Polskiej”. Był to wyrok śmierci dla prezydenckiej maszyny. Porucznik Wosztyl słyszał słowa kontrolera wieży wydawane po rosyjsku pilotom Tu-154 w radiostacji pokładowej Jaka-40, który wylądował w Smoleńsku 10 kwietnia o godz. 7.22. Rosyjski kontroler wypowiedział je, gdy drugi pilot Tu-154, Robert Grzywna, podał na wysokości 80–70 metrów komendę: “odchodzimy”. To dowodzi, że wieża kontrolna w Smoleńsku kierowała prezydencką maszynę do zderzenia z ziemią. Kontrolerzy na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj wiedzieli, że polski samolot był na fałszywej ścieżce schodzenia – był kierowany wprost w dolinę, głęboką na 60 metrów. Jak zeznał Wosztyl, rosyjski kontroler powiedział do pilotów prezydenckiego tupolewa: „jak na wysokości 50 metrów nie zobaczycie pasa, odlatujcie”. Wieża wiedziała, że widoczność w pionie w rejonie lotniska wynosiła wówczas zaledwie 30 metrów. Zejście polskiego Tu-154 do poziomu 50 metrów oznaczało nieuchronne zderzenie ze zboczem kończącej się doliny. Gdy piloci dojrzeli przez gęstą mgłę wyłaniające się zbocze, byli bez szans. Tylko znakomite umiejętności pierwszego pilota Arkadiusza Protasiuka spowodowały, że maszyna nie rozbiła się od razu o zbocze, lecz udało mu się poderwać samolot na kilkanaście metrów. Ale zaraz tupolew stracił fragment skrzydła, co stało się początkiem dramatu.
AB
a było tak
27 lipca 2010, 21:56
Międzypaństwowy Komitet Lotniczy w ostatnim komunikacie oznajmił, że wylot do Smoleńska był źle przygotowany, nie dysponowano prognozami… - Nie jestem w stanie wyobrazić sobie takiej sytuacji. Idąc do samolotu, pilot musi mieć rozkaz lotu, prognozę i założony plan lotu. Bez tego pilot nie wsiada do samolotu. Sam byłem pilotem i nigdy nie zdarzyło mi się usiąść za sterami bez komunikatu meteorologicznego. To nieistotne, czy ma być to lot szkolny czy treningowy, ze zwykłym pasażerem czy z VIP-em. Jak Pan ocenia wstrzemięźliwość resortu obrony oraz Dowództwa Sił Powietrznych wobec głosów oskarżających pilotów? - Mogę zrozumieć to, że dowództwo sił powietrznych nie odnosi się do każdej padającej z boku teorii i nie próbuje się tłumaczyć. W lotnictwie obowiązuje zasada, że trzeba czekać na wyniki prac komisji. To czasami trwa długo, ale bez tego możemy tylko dywagować, a przy tym wyrządzić komuś krzywdę. Nie wykluczam, że piloci mogli popełnić błąd, ale do tego trzeba dojść i to udowodnić. A jeśliby się okazało, że tak rzeczywiście było, trzeba udowodnić naciski. Dziś nic nie wiemy. Opinia publiczna chciała coś usłyszeć, więc podano strzępy informacji i każdy manipuluje nimi tak, jak mu wygodnie. Dziękuję za rozmowę. Za: Nasz Dziennik, Czwartek, 22 lipca 2010, Nr 169 (3795)
AB
a było tak
27 lipca 2010, 21:55
Piloci są przygotowani na tego typu sytuacje? - Pilot wie, jakie ma warunki, jakie warunki ma samolot, lotnisko – i nie może tego złamać. Sam miałem sytuacje, w których na mnie naciskano, ale nigdy się nie ugiąłem. Nie znałem też takiego przypadku. Owszem, piloci sygnalizowali, że były próby np. wymuszenia lotu mimo złej pogody, ale radziliśmy sobie z tego typu sytuacjami. Pana zdaniem, upublicznione stenogramy rozmów załogi Tu-154M wniosły coś do sprawy? - Stenogram bez zapisu z rejestratora pokładowego, który zapisuje parametry lotu, to tylko fragment wyrwany z całości. Te elementy muszą być ze sobą połączone. Dopiero wówczas można orzec, czego dotyczyła dana komenda i jakie wtedy były parametry lotu. Obecnie mamy całą masę niejasności. Próbuje się wyliczać prędkości zniżania, ale to są działania wykonywane na podstawie komend i czasu, a nie dokładnych danych z rejestratora. Dlatego jestem tu bardzo ostrożny i czekam na wyniki prac komisji. Wtedy będziemy mieli pełny obraz sytuacji i będzie można się do niego odnosić.
AB
a było tak
27 lipca 2010, 21:55
Nie sądzę, by pilot świadomie “poszedł do ziemi” Z płk. rez. Robertem Latkowskim, pilotem, dowódcą 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego w latach 1986-1999, rozmawia Marcin Austyn Wygłaszanie opinii o odpowiedzialności pilotów za katastrofę polskiego tupolewa w chwili, kiedy nie znamy szczegółów sprawy, jest właściwe? - Nie. Takie opinie są krzywdzące. Kiedy wszystkie fakty będą znane i komisja badająca ten wypadek tak właśnie orzeknie, to dopiero wówczas można podobne oskarżenia formułować. Na obecnym etapie, kiedy mamy tylko szczątkowe informacje, jest za wcześnie na wygłaszanie tego typu sądów. Systematycznie pojawiają się sugestie, jakoby piloci czuli presję i lądowali “na siłę”. Jak Pan je ocenia? Doświadczony pilot specpułku pozwoliłby sobie na latanie pod presją? - Nie podchodzę poważnie do tego typu informacji. Mam wrażenie, że komuś bardzo zależy, by tworzyć tego typu “przecieki”. Nie jestem też w stanie racjonalnie wytłumaczyć sobie tego, że pilot świadomie “poszedł do ziemi” i zabił ludzi.
AB
a było tak
27 lipca 2010, 21:52
Remigiusz Muś: “Arek, teraz widać 200″. Oznacza to, że widoczność – wbrew najnowszym, lecz wciąż szczątkowym rosyjskim ustaleniom – wynosi nie 300-500 m, lecz zaledwie 200 metrów. Remigiusz Muś potwierdził później, że właśnie to miał na myśli. – Nasuwa się pytanie, co w takim razie przez te 3 miesiące zrobili Rosjanie, skoro do dzisiaj nie są w stanie podać dokładnie, jaka była pogoda – mówią nasi eksperci. Co ma piernik do wiatraka? W dodatku MAK zaznacza, że “pogoda na lotniskach w Mińsku i Moskwie pozwalała 10 kwietnia na bezpieczne lądowanie”. A przecież pogoda w Moskwie nie ma w tym względzie kompletnie żadnego znaczenia, ponieważ wyznaczonymi lotniskami zapasowymi były Mińsk i Witebsk, nie zaś żadna Moskwa. Tymczasem o tym, jaka pogoda była 10 kwietnia w Witebsku, MAK już nie wspomina. Stwierdza, że podobne “niedociągnięcia”, polegające na “braku danych meteorologicznych na lotnisku docelowym”, można było odnotować także 7 kwietnia br., czyli gdy do Smoleńska leciał premier Donald Tusk. MAK poinformował także, że trwa obecnie analiza raportu końcowego materiałów otrzymanych od amerykańskiej firmy producenckiej na temat oceny informacji zapisanych przez pokładowy system ostrzegania przed zderzeniem TAWS oraz znajdujące się w Tu-154M pokładowe komputery FMS. Marta Ziarnik
AB
a było tak
27 lipca 2010, 21:52
MAK wyraźnie sobie kpi Ponadto podane w poniedziałek – rzekomo nowe – informacje są niczym innym jak potwierdzeniem wcześniejszych doniesień. Chociażby raportu z 19 maja, w którym czytamy, iż: “W procesie przygotowania do lotu załoga otrzymała za pokwitowaniem dane meteorologiczne, które obejmowały faktyczną pogodę i prognozę na lotnisku odlotu, na lotniskach zapasowych, a także prognozę pogody na trasie lotu. Faktycznych informacji pogodowych i prognozy na lotnisku docelowym Smoleńsk Siewiernyj załoga nie miała”. – Wszystkie opublikowane przez MAK na stronie internetowej informacje są więc już świetnie znane i robienie z nich “nowości” jest po prostu kpiną. Tak samo jak fakt, że przez ponad trzy miesiące MAK ustalał widoczność i kierunek wiatru na miejscu katastrofy. W komunikacie MAK czytamy: “O godz. 10.41 warunki atmosferyczne były następujące: wiatr przy gruncie 110-130 stopni, prędkość wiatru 2 m/s, widoczność 300-500 m, mgła, zachmurzenie 10 stopni warstwowe, dolna granica 40-50 m, temperatura: plus 1, plus 2 stopnie C”. Tymczasem w stenogramie z nagrań VCR polskiego tupolewa autorstwa tej samej instytucji mamy inne dane. Oto fragment stenogramu: “Kontrola lotów: ‘Lądowanie dodatkowo 120 – 3 metry’”. Czyli kierunek wiatru podano bardzo konkretnie: 120 stopni. Prędkość wiatru sprzeczna z rosyjskimi danymi, bo nie 2, lecz 3 m/s.
AB
a było tak
27 lipca 2010, 21:51
MAK stwierdza, że “wylot samolotu z Warszawy nastąpił bez znajomości prognozy i stanu faktycznego pogody na lotnisku docelowym”. “Załoga tych dokumentów nie otrzymała” – napisano. Tymczasem jak wynika z artykułu 8 umowy polsko-rosyjskiej z 14 grudnia 1993 roku dotyczącego lotów wojskowych, odpowiedzialność za niedostarczenie stronie polskiej dokładnych danych pogodowych ponosi nie kto inny jak strona rosyjska. W dokumencie tym czytamy bowiem: “Przy lądowaniu wojskowych statków powietrznych Rzeczypospolitej Polskiej na lotniskach wojskowych Federacji Rosyjskiej oraz wojskowych statków powietrznych Federacji Rosyjskiej na lotniskach wojskowych Rzeczypospolitej Polskiej Strony zobowiązują się świadczyć następujące usługi: a) bezpłatnie: przekazywanie niezbędnych danych o lotniskach wojskowych; przekazywanie planów lotów, przekazywanie danych meteorologicznych; wykorzystanie wojskowych systemów nawigacyjnych na trasie lotu, przy starcie i lądowaniu; postój statku powietrznego”.
AB
a było tak
27 lipca 2010, 21:50
Dlaczego wieża w Smoleńsku nie zdecydowała o zamknięciu lotniska, skoro – jak dowodzi – na bezpieczne przyjęcie samolotu nie pozwalała pogoda? To przecież rosyjski kontroler lotów płk Paweł Plusnin odpowiadał za bezpieczeństwo lądowania. Nie podejmując decyzji o zamknięciu lotniska, skazał tym samym załogę i pasażerów polskiego samolotu rządowego na zgubę. – Wieża powinna wydać komunikat o złych warunkach pogodowych, powiedzieć to wprost i zamknąć lotnisko – twierdzi nasz rozmówca. Sam Plusnin przyznał w jednym z wywiadów, iż chcąc odwieść kapitana Arkadiusza Protasiuka od decyzji o lądowaniu, podawał mu błędne dane pogodowe. Chodziło m.in. o zaniżanie widoczności z rzeczywistych 800 metrów do 400 metrów. – Paweł Plusnin miał prawo i obowiązek zamknięcia lotniska natychmiast po spadku widoczności do 800 m, następnie po nieudanych podejściach Iła-76, dalszym spadku widoczności najpierw do 400, a potem 200 metrów. Wieża, nie zamykając lotniska i nie kierując Tu-154 na lotnisko zapasowe, złamała prawo – mówią piloci. Zamknięcie lotniska w niesprzyjających warunkach pogodowych przewidują zarówno rosyjskie przepisy wojskowe, jak i międzynarodowe przepisy prawa lotniczego.
AB
a było tak
27 lipca 2010, 21:50
Próba podejścia do lądowania odbywała się w bardzo trudnych warunkach meteorologicznych, o których załoga była cały czas terminowo informowana podczas schodzenia do lądowania” – czytamy w komunikacie MAK. Komitet twierdzi także, jakoby w tym czasie załoga polskiego samolotu rządowego była systematycznie informowana o “pogarszaniu się warunków meteorologicznych”, co też było możliwe dzięki rzekomej “organizacji obserwacji meteorologicznych na lotnisku w Smoleńsku”. O niekorzystnych warunkach miała informować pilotów także załoga Jaka-40, która wylądowała w Smoleńsku kilkadziesiąt minut wcześniej. “Warunki pogodowe na lotnisku w Smoleńsku nie spełniały wymogów lądowania, o czym załogę wielokrotnie ostrzegał organ kontroli ruchu powietrznego oraz polska załoga Jaka-40, która wcześniej wylądowała na lotnisku w Smoleńsku” – pisze MAK. Sugestia, jakoby załoga była o pogodzie “niejednokrotnie informowana”, jest nadużyciem. Dlaczego? Ze stenogramu, który sporządził MAK, wynika, że piloci Tu-154M przez kontrolę lotów byli informowani zaledwie dwa razy! – To ewidentna próba zrzucenia odpowiedzialności za wykonanie podejścia do lądowania na załogę, tymczasem na kontroli lotów spoczywał niezaprzeczalny obowiązek zamknięcia lotniska – twierdzą piloci, z którymi rozmawiał “Nasz Dziennik”.
AB
a było tak
27 lipca 2010, 21:49
Warunki atmosferyczne na lotnisku w Smoleńsku nie spełniały 10 kwietnia wymogów lądowania – taką, nienową, rewelację odgrzał na swojej stronie internetowej moskiewski Międzypaństwowy Komitet Lotniczy. MAK obwieścił zakończenie “analizy warunków atmosferycznych i stopnia poinformowania” załogi Tu-154M o pogodzie. Szkopuł w tym, że zadanie przekazania danych meteorologicznych było obowiązkiem Rosjan. Rosja, nie przekazując stronie polskiej niezbędnych danych o lotnisku i danych meteorologicznych, złamała artykuł 8 umowy polsko-rosyjskiej z 14 grudnia 1993 roku. Ale tego w raporcie generał Tatiany Anodiny nie przeczytamy. MAK po raz kolejny z lubością podkreśla, jakoby załoga polskiego samolotu rządowego była źle przygotowana do lotu, bo tupolew miał rzekomo wylecieć z Warszawy bez prognozy i dokładnej informacji o faktycznym stanie pogody na lotnisku Smoleńsk Siewiernyj.
AB
a było tak
27 lipca 2010, 21:48
Rosjanie, nie przekazując stronie polskiej danych o lotnisku i danych meteorologicznych, złamali artykuł 8 umowy polsko-rosyjskiej z 14 grudnia 1993 roku Ustalenie widoczności i kierunku wiatru na miejscu katastrofy polskiego Tu-154M na lotnisku Smoleńsk Siewiernyj zajęło rosyjskiemu MAK ponad trzy miesiące. Ale to jeszcze nic. Prawdziwym hitem jest fakt, że dane o prędkości i kierunku wiatru podane wczoraj są inne niż te ujęte w stenogramie z nagrań VCR tupolewa, sporządzonym przez tę samą instytucję. “O godz. 10.41 warunki atmosferyczne były następujące: wiatr przy gruncie 110-130 stopni, prędkość wiatru 2 m/s” – brzmi ostatni komunikat. A w stenogramie datowanym 2 maja br. można przeczytać: “Kontrola lotów: ‘Lądowanie dodatkowo 120 – 3 metry’”, czyli kierunek wiatru 120 stopni, prędkość 3 m/s.
P
paweł
27 lipca 2010, 20:46
przy tych różnych wersjach przyczyn katastrofy- warto przypomnieć sobie wypowiedzi (ich "profesjonalizm") różnych polityków i dziennikarzy, którzy od razu zawyrokowali "błąd pilotów"