Boje o kształt unijnej służby dyplomatycznej
Kraje UE i unijne instytucje chcą mieć jak największy wpływ na tworzoną właśnie nową unijną służbę dyplomatyczną, która ma powstać wraz z wejściem w życie Traktatu z Lizbony. Polska chce, by aż połowę tej służby stanowili dyplomaci oddelegowani ze stolic oraz by podlegała ona głównie kontroli państw, nie stanowiąc konkurencji dla narodowych służb dyplomatycznych.
Na wniosek szwedzkiego przewodnictwa w UE kraje członkowskie przygotowały swe stanowiska w sprawie tworzonej służby dyplomatycznej, formalnie nazwanej w Traktacie z Lizbony Europejską Służbą Działań Zewnętrznych (ESDZ). Ma ona podlegać wysokiemu przedstawicielowi UE do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa (dziś Javier Solana), który wraz z wejściem w życie traktatu będzie jednocześnie wiceprzewodniczącym Komisji Europejskiej.
Choć Traktat nie mówi, jak liczna ma być ta służba, szacuje się, że będzie to kilka tysięcy osób, zważywszy że obecnie w rozsianych po świecie różnych przedstawicielstwach Komisji Europejskiej w krajach i organizacjach międzynarodowych oraz tzw. biurach łącznikowych Rady UE w Nowym Jorku czy Genewie (do kontaktów z ONZ) pracuje łącznie około 5 tys. osób. To te połączone dotychczasowe przedstawicielstwa KE i biura Rady UE mają stać się podwaliną ESDZ, będąc swoistymi "ambasadami UE", których kierownicy będą odpowiedzialni przed wysokim przedstawicielem.
"Polska postrzega ESDZ jako komplementarną, a nie konkurencyjną w stosunku do służb dyplomatycznych krajów członkowskich" - brzmi dokument ze stanowiskiem Polski z 19 października ws. implementacji Traktatu z Lizbony. Polska podkreśla w nim "silną i widoczną rolę" w ESDZ dla krajów członkowskich, z uwzględnieniem geograficznej równowagi, i proponuje, by ESDZ służyła nie tylko wysokiemu przedstawicielowi ds. polityki zagranicznej, ale także krajowi sprawującemu rotacyjne półroczne przewodnictwo w UE i ogólnie krajom Unii.
W osobnym dokumencie (z 5 października) poświęconym ESDZ Polska postuluje, by ESDZ miała strukturę unijnej agencji (wraz ze zlokalizowanym w Brukseli sekretariatem), a nie unijnej instytucji z wyodrębnioną na stałe linią budżetową. Chce, by ESDZ zajmowała się polityką zagraniczną i obronną, a w dalszym etapie przejmowała także pewne zadania konsularne, np. organizując za granicą wspólne ośrodki dla obywateli państw trzecich ubiegających się o wizy. Zdaniem Polski, personel ESDZ powinny w 50 proc. stanowić osoby z krajów członkowskich, a resztę urzędnicy oddelegowani z Komisji Europejskiej (w tym obecnych dyrekcji generalnych ds. stosunków zewnętrznych i część dyrekcji ds. rozwoju).
"Polska popiera ideę dającą Wysokiemu Przedstawicielowi uprawnienia w nominowaniu kierownictwa (ESDZ), ale podkreśla, że odpowiednia reprezentacja służb dyplomatycznych z państw członkowskich musi być zapewniona na wszystkich szczeblach ESDZ" - czytamy w dokumencie. Polska proponuje stworzenie specjalnego mechanizmu weryfikującego tzw. równowagę geograficzną w formie regularnych raportów o stanie zatrudnienia w nowej służbie dyplomatycznej. Ponadto chce, by personel podlegał rotacji.
Nieco inaczej ESDZ postrzegają kraje Beneluksu, które we wspólnym stanowisku zaapelowały, by personel składał się w większości z pracowników KE i Rady i tylko w "ograniczonym stopniu" z krajów UE. Małe kraje boją się bowiem, iż ESDZ zostanie zdominowana przez dyplomatów największych krajów UE, jak Francja, Wielka Brytania czy Niemcy.
Najbardziej "podporządkowaną" Komisji Europejskiej wizję ESDZ snuje Parlament Europejski w raporcie niemieckiego eurodeputowanego Elmara Broka, przyjętym w poniedziałek przez komisję do spraw konstytucyjnych PE.
Brok uważa, że ESDZ powinna służyć do prowadzenia zewnętrznych stosunków UE "zgodnie z modelem wspólnotowym", czyli z zagwarantowaną demokratyczną kontrolą ze strony Parlamentu Europejskiego, jeżeli chodzi o zadania ESDZ. Przede wszystkim jednak PE boi się, że wyprowadzenie unijnej służby dyplomatycznej z KE, np. w formie unijnej agencji, pozbawi eurodeputowanych wpływu na budżet ESDZ.
PE chce, by unijny korpus dyplomatyczny stanowił część administracji KE. Aczkolwiek posłowie są zdania, że pewne dziedziny i stosunki zewnętrzne prowadzone przez KE, jak handel, polityka rozszerzenia czy rozwój, nie powinny być włączone do ESDZ. Polska ma podobne stanowisko w tej sprawie, choć uważa, że do nowej służby można włączyć także część pracowników przedstawicielstw KE zajmujących się polityką rozwojową w 79 krajach Afryki, Karaibów i Pacyfiku.
Ponadto PE chce, by ambasady UE w krajach trzecich podlegały wysokiemu przedstawicielowi, a kierownicy tych ambasad przed nominacją przechodzili procedurę przesłuchania w PE i podczas urzędowania byli "odpowiedzialni przed odnośnymi komisjami parlamentarnymi". W raporcie Broka PE proponuje też ustanowienie "europejskiego kolegium dyplomatycznego", które udzielałoby urzędnikom unijnym, jak i tym delegowanym z państw członkowskich do pracy w ESDZ, "stosownego szkolenia z procedur konsularnych i legislacyjnych, dyplomacji i stosunków międzynarodowych, w tym z wiedzy o historii i funkcjonowaniu Unii Europejskiej".
Skomentuj artykuł