Eksperci: wynik referendum nie jest satysfakcjonujący dla Erdogana

(fot. PAP / EPA / SEDAT SUNA)
PAP / ml

Wynik niedzielnego referendum w Turcji pokazał niezadowolenie z rządów partii AKP i nie jest satysfakcjonujący dla prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana - oceniają eksperci w rozmowie z PAP. Według nich, gdyby nie manipulacje i naciski AKP, wygrałaby opozycja.

Referendum w sprawie zmiany systemu politycznego Erdogan, pomysłodawca plebiscytu i założyciel AKP, wygrał wynikiem 51,35 proc. 
Zwolenników prezydenckiego systemu rządów, który zastąpi dotychczasowy system parlamentarny, było o 1,25 mln więcej niż głosujących przeciwko wprowadzaniu zmian.
Andre De Munter, analityk polityczny ds. Turcji i Zachodnich Bałkanów w Dyrekcji Generalnej ds. Zewnętrznej Polityki UE w Parlamencie Europejskim, uważa, że różnica w wynikach obu stron była tak niewielka, iż "jeśli wziąć pod uwagę panującą podczas kampanii wyborczej atmosferę zastraszenia i dyskryminacji, de facto można powiedzieć, że wygrali przeciwnicy projektu" zmian w konstytucji.
Tego samego zdania jest Kerem Oktem, wykładowca nauk politycznych na Uniwersytecie w Grazu, w Austrii. 
"Referendum odbywało się w ekstremalnych warunkach. Obserwatorzy z Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie oraz Rady Europy stwierdzili, że strony nie miały równych szans - powiedział ekspert w rozmowie z PAP. 
- Myślę, że bez łamania prawa, wtrącania się w kampanię wyborczą opozycji, używania aparatu państwowego dla propagowania zmiany ustroju, całej tej mieszanki manipulacji, nacisku i w pewnych przypadkach fałszowania wyników, wygrałaby opozycja."
Politolog zwrócił uwagę na fakt, że wszystkie duże miasta Turcji - Stambuł, Ankara, Izmir, Antalya i Adana - głosowały na "nie". 
W Stambule nawet niektóre z konserwatywnych dzielnic, do tej pory uważane za bastiony AKP, były przeciw wzmocnieniu władzy prezydenta. Była to pierwsza porażka Erdogana w jego rodzinnym mieście. "To wskazuje na niezadowolenie z rządów AKP oraz na to, że zaplecze władzy Erdogana nie jest stabilne" - zaznaczył Oktem.
Analitycy zauważają, że zarówno AKP, jak i popierająca ją w tym referendum Nacjonalistyczna Partia Działania (MHP) straciły w porównaniu z wynikami wyborów parlamentarnych z listopada 2015 r. co najmniej 10 pkt. proc. poparcia. 
W przeliczeniu na liczby rzeczywiste jest to szczególnie duża klęska dla MHP, ponieważ oznacza, że ponad połowa jej członków nie posłuchała wezwania swego przywódcy Devleta Bahcelego do poparcia zmian w konstytucji.
Według Oktema szef MHP popełnił polityczne samobójstwo, popierając Erdogana. 
W szeregach MHP może dojść do poważnego rozłamu, w wyniku którego część członków partii odejdzie i stworzy pod przywództwem Meral Aksener (czołowej działaczki MHP, która została wykluczona z jej szeregów za agitowanie za "nie") nowe nacjonalistyczne ugrupowanie, sprzeciwiające się AKP.
Klęskę w referendum poniosła też prokurdyjska HDP. Mimo że zamieszkany głównie przez Kurdów region na południowym wschodzie kraju głosował w większości przeciwko zmianie ustroju, w porównaniu z wyborami w 2015 r. poparcie dla HDP spadło tam o ok. 450 tys. głosów. 
"To wpłynęło na wynik referendum. Bez głosów tych konserwatywnych Kurdów różnica między obydwoma obozami byłaby jeszcze mniejsza" - powiedział profesor nauk politycznych ze stambulskiego Uniwersytetu Koc, Ali Carkoglu.
Oktem ocenił, że za osłabienie HDP odpowiada sytuacja panująca na południowym wschodzie kraju od lata 2015 roku, gdy załamały się rozmowy pokojowe między Partią Pracujących Kurdystanu (PKK) a rządem a Ankarze. "To, co się tam dzieje, leży w samym sercu krytyki (OBWE i RE)" - wskazał politolog z Uniwersytetu w Grazu. 
"Jeśli ktokolwiek kwestionuje wyniki referendum na zachodzie Turcji, trzeba pamiętać, że te same oskarżenia są o wiele poważniejsze na południowym wschodzie. Poza tym wielu ludzi, którzy byli świadkami zniszczenia swoich miast i stracili środki do życia, obwinia HDP i ruch kurdyjski o eskalację konfliktu oraz sprowokowanie państwa i armii tureckiej do tych ataków" - dodał.
Eksperci zgadzają się, że Turcję czeka teraz następna fala problemów, zarówno natury politycznej, jak i ekonomicznej. Są przekonani, że w kraju nie będzie przedterminowych wyborów, ponieważ ani Erdogan, ani AKP nie widzą takiej potrzeby. 
"Dlaczego mieliby chcieć wcześniejszych wyborów? Obecnie mają większość w parlamencie, więc nie mają potrzeby podejmowania takiego ryzyka" - pyta retorycznie Ahmet Sozen, wykładowca nauk politycznych na Uniwersytecie Wschodniośródziemnomorskim w Famaguście, w tureckiej części Cypru.
Carkoglu uważa natomiast, że niezadowalający wynik referendum spowoduje, iż Erdogan i jego partia przez jakiś czas wstrzymają się od dalszych kroków zmierzających do skonsolidowania władzy, ponieważ będą chcieli przeczekać "burzę" wywołaną w kraju przez kwestionującą ich zwycięstwo opozycję. 
"Dużo zależy od tego, czy opozycja ma energię i siłę, aby przedłużyć okres trwania tej burzy i wzmocnić jej wpływ. A na razie wpływ jest duży - po raz drugi od czerwca 2015 roku AKP zobaczyła, że może przegrać" - ocenił ekspert.
"Dla opozycji to światło na końcu tunelu. Opozycja wygrała Stambuł, Izmir i Ankarę, teraz musi pracować nad zwiększeniem poparcia w środkowej Anatolii (która popiera Erdogana - PAP) i kontynuować współpracę z Kurdami. Wtedy opozycja ma szansę" - powiedział Carkoglu.
Oktem przewiduje jednak, że wkrótce z Ankary napłyną kolejne niepokojące decyzje. "Nie ma możliwości, by Erdogan zrobił jakiś krok do tyłu. On może tylko posuwać się naprzód. Dlatego być może wkrótce będziemy mieć jakieś następne referendum, jakiś konflikt z Europą czy nową akcję militarną w Syrii lub Iraku" - powiedział.
Eskalacji problemów oczekuje także De Munter, który wskazuje, że społeczeństwo tureckie jest coraz bardziej spolaryzowane, problemów gospodarczych Turcji wkrótce nie będzie już można lekceważyć, a na dodatek Ankara znajduje się na bezpośrednim kursie kolizyjnym z Unią Europejską i jej instytucjami, a także z poszczególnymi państwami członkowskimi.
Jednym z oczywistych punktów zapalnych jest zapowiadane przez Erdogana ponowne wprowadzenie kary śmierci, które automatycznie doprowadziłoby do zerwania prowadzonych z Brukselą negocjacji akcesyjnych.
Eksperci nie byli w stanie odpowiedzieć PAP na pytanie, dlaczego dla tureckiego prezydenta wprowadzenie kary śmierci jest tak ważne. 
"Nikt nie wie, dlaczego tak na to nalega. Mimo że oficjalnie za powód podaje się żądanie narodu, nigdzie nie widziałem takiej petycji" - powiedział Carkoglu.
Oktem spekuluje z kolei, że być może Erdogan chce użyć kary śmierci jako pretekstu do ostatecznego zerwania negocjacji z Unią, twierdząc, że są one coraz bardziej dla niego niewygodne. 
"Ponadto kara śmierci pasuje ogólnie do nacjonalistyczno-religijnego systemu rządzenia (reprezentowanego przez AKP - PAP)" - zauważył wykładowca.
Sozen uważa natomiast, że jeśli nie jest to jeden z "kolejnych blefów prezydenta", wprowadzenie kary śmierci może mu zapewnić większą kontrolę nad przeciwnikami. Może także oznaczać, że jest on rzeczywiście gotów odwrócić się od Europy. 
"Jedno jest pewne, nawet jeśli Ankara wprowadzi karę śmierci, Turcja w dalszym ciągu pozostanie członkiem NATO" - skwitował wykładowca Uniwersytetu w Famaguście.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Eksperci: wynik referendum nie jest satysfakcjonujący dla Erdogana
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.