Jagielski: dlaczego nie możemy pokonać ISIS?

(fot. shutterstock.com)
PAP / kw

Dlaczego - mimo ciągłych ataków USA, Rosji, Francji, Kurdów, Turcji, wojsk irackich i innych - tak wiele armii nie może poradzić sobie z Państwem Islamskim? - pisze korespondent PAP, Wojciech Jagielski.

Paryskie zamachy i groźby kolejnych ataków terrorystycznych przeciwko Francji dowodzą nieskuteczności dotychczasowych metod stosowanych przez Zachód w wojnie z Państwem Islamskim, a także powagi skutków zachodnich ingerencji politycznych w świecie muzułmańskim.

"Dopóki wasze samoloty będą zrzucać bomby na nasze miasta, dopóty i wy nie zaznacie spokoju. Będziecie się bać nawet wychodząc z domu na zakupy" - zagroziło Zachodowi Państwo Islamskie w orędziu opublikowanym nazajutrz po zamachach w Paryżu. Państwo Islamskie wezwało też po raz pierwszy tak wyraźnie mieszkających w Europie muzułmanów do wydania jej "świętej wojny" na jej własnym terytorium.

DEON.PL POLECA

Francuskie samoloty od niespełna dwóch miesięcy uczestniczą w nalotach na pozycje partyzantów Państwa Islamskiego w Iraku i Syrii. Naloty i bombardowania, rozpoczęte przed ponad rokiem przez Amerykanów, miały powstrzymać ekspansję Państwa Islamskiego, które latem ubiegłego roku ogłosiło powstanie kalifatu w Syrii i Iraku.

Osłabienie Państwa Islamskiego miało ułatwić armii irackiej i syryjskim Kurdom i nielicznym, prozachodnim oddziałom partyzanckim w Syrii wziąć górę nad dżihadystami.

Trwające od roku naloty zachodniej koalicji w Syrii (poza USA i Francją uczestniczą w niej Wielka Brytania, Australia i Kanada - choć ta ostatnia zapowiedziała w październiku, że wycofa się z nalotów - aliantów wspierają też m.in. siły powietrzne Turcji, Maroka, Jordanii i Zjednoczonych Emiratów Arabskich) okazały się nieskuteczne i poza zabiciem niektórych przywódców i komendantów Państwa Islamskiego w niewielkiej tylko mierze przyczyniły się do osłabienia dżihadystów.

Nie mogąc stosować dywanowych bombardowań, które spowodowałyby masowe ofiary wśród ludności cywilnej, Zachód ogranicza się do ataków na partyzanckie cele wytropione przez szpiegowskie satelity. Wystrzegając się jakiejkolwiek współpracy z władzami w Damaszku Zachód nie może korzystać z syryjskich źródeł wywiadowczych, które skuteczniej niż satelity naprowadzałyby na cele zachodnie samoloty.

To dzięki posiadaniu własnej siatki szpiegowskiej, a także współpracy z rządami Afganistanu i Pakistanu na afgańsko-pakistańskim pograniczu, Amerykanom udało się zdziesiątkować komendantów afgańskich, a zwłaszcza pakistańskich talibów.

Od jesieni w bombardowaniach Syrii uczestniczy także, na własną rękę, Rosja. Rosjanie, najbliżsi i najpotężniejsi sojusznicy Damaszku, współdziałają z jego wojskiem i wywiadem, ale i oni, choć atakują częściej niż lotnictwo zachodnie, nie mogą pochwalić się jak dotąd szczególnymi sukcesami.

Mimo rosyjskiego wsparcia powietrznego, syryjskiej armii nie udało się przejść do kontrataku i przejąć inicjatywy w wojnie. Pojawiły się już za to informacje o cywilnych ofiarach rosyjskich nalotów, a w odwecie za zbrojną interwencję Kremla, dżihadyści dokonali zamachu na samolot z rosyjskimi turystami wracającymi z wakacji na Synaju. Państwo Islamskie zapowiedziało także kolejne ataki terrorystyczne przeciwko Rosji.

Konflikt oraz rywalizacja między Zachodem i Rosją, a także partykularne i sprzeczne często interesy bliskowschodnich mocarstw Turcji, Iranu i Arabii Saudyjskiej uniemożliwiają zawarcie politycznego porozumienia, które pozwoliłoby na przerwanie syryjskiej wojny domowej, a także utworzenie wspólnego frontu przeciwko Państwu Islamskiemu.

Jeszcze trudniejszym wydaje się rozbicie Państwa Islamskiego w wojnie lądowej. Rosjanie nie chcą wysłać na syryjską wojnę swoich żołnierzy, ale wojsko syryjskie, a także posłane im na pomoc oddziały z Iranu oraz libańskiego Hezbollahu na razie nie radzą sobie z dżihadystami.

Całkowitym fiaskiem zakończył się amerykański eksperyment z budowaniem, szkoleniem i zbrojeniem syryjskiej prozachodniej partyzantki, walczącej zarówno z rządem z Damaszku, jak i dżihadystami. Wspierając zaś Kurdów, Zachód naraziłby się na konflikt z Turcją, najważniejszą sojuszniczką na Bliskim Wschodzie.

Kolejnej inwazji zbrojnej w świecie islamu Zachód chciałby za wszelką cenę uniknąć. Obecny gospodarczy, ale także polityczny kryzys Zachodu ma swoje przyczyny także w nieudanych wojnach w Afganistanie i Iraku. Ubocznym skutkiem wojny irackiej, której celem było zaprowadzenie zachodnich porządków w Bagdadzie i na całym Bliskim Wschodzie, stało się zresztą samo powstanie Państwa Islamskiego.

Powstało ono jako ugrupowanie upominające się o prawa irackich sunnitów prześladowanych przez szyitów, którzy wskutek amerykańskiej inwazji przejęli władzę w Bagdadzie. Przerodziło się w najpotężniejszą na Bliskim Wschodzie partyzantkę dzięki wojnie domowej w Syrii, będącej z kolei rezultatem bierności i bezradności Zachodu, który osłabiony wojnami w Afganistanie i Iraku, i dodatkowo zaskoczony rewolucją arabskiej wiosny z 2011 r. nie chciał ryzykować wplątania się w kolejną wojnę w muzułmańskim świecie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jagielski: dlaczego nie możemy pokonać ISIS?
Komentarze (3)
M
MR
15 listopada 2015, 13:31
 Kolejne zamachy terrorystyczne bedą powodowały jedynie zwiększenie powierzchownych objawów solidarności - flagi, oswiadczenia itp. UE jest już trupem, tylko jeszce o tym nie wie. USA mają złe doświadczenia ( i złe wyniki) swoich ineterwencji.  Naloty rakiety etc. sa niezbędne w początkowych fazach wojny. Bo wojnę mamy już! Potem musi wejść wojsko i ( wiem, że wydam się barbarzyńcą ) "zlikwidować siłę żywą nieprzyjaciela" - czyli sprowadzić kilkadziesiąt tysięcy bojowników "PI" pod ziemię.  Dziś stać byłoby na to jedynie Rosję. Jaka cenę polityczna przyszło byreszciwe świata zapłacić za taki "deal" i dla kogo byłby opłacalny.
M
MR
15 listopada 2015, 13:31
 Kolejne zamachy terrorystyczne bedą powodowały jedynie zwiększenie powierzchownych objawów solidarności - flagi, oswiadczenia itp. UE jest już trupem, tylko jeszce o tym nie wie. USA mają złe doświadczenia ( i złe wyniki) swoich ineterwencji.  Naloty rakiety etc. sa niezbędne w początkowych fazach wojny. Bo wojnę mamy już! Potem musi wejść wojsko i ( wiem, że wydam się barbarzyńcą ) "zlikwidować siłę żywą nieprzyjaciela" - czyli sprowadzić kilkadziesiąt tysięcy bojowników "PI" pod ziemię.  Dziś stać byłoby na to jedynie Rosję. Jaka cenę polityczna przyszło byreszciwe świata zapłacić za taki "deal" i dla kogo byłby opłacalny.
jazmig jazmig
14 listopada 2015, 19:02
Jagielski oczywiście kłamie. Zachodnie naloty nie dały żadnych efektów, bo nie miały ich dać. To była i jest dęta lipa. Pomimo tych nalotów IS się rozprzestrzeniało. Gdy Rosja zaczęła bombardować cele w IS, zaczęło się ono kurczyć. Wbrew łgarstwom Jagielskiego, armia syryjska wyzwala kolejne miasta, m. in dotarła do otoczonej bazy lotniczej Kwers uwalniaąc ją z otoczenia. Po odblokowaniu bazy Kwers nastąpiła ofensywa w kierunku zachodnim. Zdobyto Al Hader a następnie Al-Iss, Tallet Al-Arbain, Hirbet Al-mazarija, Hirbet Nisha, Hirbet Al-Maszuh, Dżeida Arbid i Arbid Sagir. Rosyjskie naloty umożliwiły również armii irackiej wyzwolenie części obszarów okupowanych przez IS, podobnie Kurdowie wyzwalają swoje terytoria spod okupacji IS.