Kraj, który umiera na naszych oczach. Możesz pomóc jego mieszkańcom

(fot. Polska Akcja Humanitarna)
Polska Akcja Humanitarna / kk

Tragiczna sytuacja humanitarna w ogarniętym wojną Jemenie. Pracownicy Polskiej Akcji Humanitarnej na własne oczy obserwują dramat z jakim mierzą się Jemeńczycy.

Nieduży szpital w miejscowości Ad-Dale, oddalonej o ok 20 km od linii frontu, od początku roku przyjął aż 500 niedożywionych dzieci. Wiele z nich nie udało się uratować, bo zostały przywiezione do szpitala ze zbyt poważnymi komplikacjami. To właśnie na terenach, gdzie toczy się wojna, skala niedożywienia i głodu jest największa. Ludzie zostali tam odcięci od źródeł zaopatrzenia, wody i pracy. Nie uciekają, bezradni lub zbyt słabi by szukać pomocy gdzie indziej. - Lekarze mówili mi, że matki, jeśli maja mleko, karmią nawet kilkuletnie dzieci wyłącznie piersią, choć ich dieta od dawna powinna zawierać pokarmy stałe - mówi Rafał Grzelewski z PAH, który niedawno wrócił z Jemenu. - Jednak takie mleko jest też bardzo ubogie w składniki odżywcze, bo dieta samych matek ogranicza się jedynie do chleba z herbatą. Czasami, w rozpaczy, je się to, co zwykle jest niejadalne np. gotowaną papkę liście winogron, która oszukują głód.

DEON.PL POLECA

(fot. Polska Akcja Humanitarna)

Niedożywione dzieci trafiają do szpitali czasami przypadkowo. Osłabione i wychudzone, często chorują biegunki i to właśnie z biegunkami najczęściej trafiają w ręce lekarzy, którzy diagnozują ciężkie niedożywienie. Szacuje się, że ponad 1,7 mln dzieci w Jemenie jest na granicy głodu. Niedożywienie na tak wczesnym etapie rozwoju często prowadzi do nieodwracalnych wad rozwojowych. To też zagrożenie, że całe pokolenie nigdy nie osiągnie swojego potencjału, a kraj wciąż będzie poruszał się w błędnym kole biedy.

Zapomniana wojna w zapomnianym kraju

W tej zapomnianej wojnie, w zapomnianym kraju, najbardziej zapomniane są cywilne ofiary konfliktu. A giną codziennie, gdy jadą do pracy, rodziny, bawią się z dziećmi lub pracują przy swoich domach. Do szpitala, który odwiedzili pracownicy PAH, codziennie przywożeni są ranni pacjenci, którzy stali się ofiarami wojny w przypadkowy lub zaplanowany sposób.

36-letnia Fukhna Muhammad Hussein wypasała kozy, gdy w jej traktor trafiła rakieta. Eksplodował zbiornik z paliwem, płomienie poważnie poparzyły 70% powierzchni jej ciała. Powinna przejść kilka pilnych operacji, ale lekarze na co dzień zajmują się ludźmi w bezpośrednim zagrożeniu życia. Na razie więc leży na boku, który ma najmniej poparzony, w pozycji, która boli najmniej. Ulgę przynosi tylko włączony przy łóżku wiatrak. Kobieta ma siedmioro dzieci, które na razie zajmują się same sobą, ojciec musi w tym czasie pracować. Fukhna nie wróci już do pracy, a ból po oparzeniach prawdopodobnie zawsze będzie jej doskwierał.

(fot. Polska Akcja Humanitarna)

Takich ofiar wojny, ludzi, którzy do końca życia pozostaną okaleczeni, są setki tysięcy.

Uchodźcy we własnym kraju

Ponad 3,6 mln Jemeńczyków stało się uchodźcami we własnym kraju. Setki tysięcy z nich trafiło do prowizorycznych obozów, w których panują skrajnie ciężkie warunki bytowe. Takie siedliska są też w dużych miastach, najczęściej zbudowane przez samych uchodźców z dostępnych w okolicy materiałów. Jednym z takich miejsc jest teren dawnej fabryki w Aden, w którym schronienie znalazło ok. 500 osób z portowego miasta Hodejda, o które toczyły się bardzo ciężkie walki. Ludzie rozebrali zrujnowaną, opuszczoną fabrykę i z płacht starej blachy, wsporników, drutu, kartonów i szmat zbudowali schronienia, które w ciągu dnia nagrzewają się do kilkudziesięciu stopni Celsjusza. Jak się mieszka w takim miejscu?

- Tutaj nie ma dachu, który chroniłby przed gorącem. - mówi Balqees Muhammad, która uciekła przed wojną w swoim mieście. - Mieszkamy w małym domu, nawet nie wiem czy mogę to nazwać domem. Kiedy pada deszcz, woda zalewa wszystko - ubrania, jedzenie, przedmioty osobiste. Wszystko nadaje się później tylko do wyrzucenia.

(fot. Polska Akcja Humanitarna)

Na terenie fabryki zalegają śmieci, które ściągają roje much. Muchy są wszechobecne, wciskają się w każdy zakamarek, nie pozwalają spokojnie spać i jeść. Zachowanie higieny jest wtedy skrajnie trudne, bo owadów nie da się kontrolować. Kiedy pada deszcz, cały dobytek, zapasy jedzenia, ubrania mokną, bo dachów nie ma lub są zupełnie nieszczelne. W pozostawionych kałużach lęgną się komary malaryczne.

Czasami siedliska powstają też na wsiach, na skraju pustyni. Także tu do ich stworzenia wykorzystuje się to, co jest dostępne pod ręką. Często są to gałęzie, z których buduje się szkielet konstrukcji, a ściany i dach wypełnia zeschniętymi liśćmi bananowców. W ciągu dnia w szałasach jest tak gorąco, że ci, którzy nie pracują w okolicznych gospodarstwach, zajmują się tylko przemieszczaniem w poszukiwaniu cienia. W takich miejscach człowiek jest najbardziej wystawiony na działanie natury. Dzieci kaszlą, przyduszane pustynnym pyłem, przed którym nie ma ucieczki. Do szałasów wlatują też w nieskrępowany sposób muchy i komary. Wody jest bardzo mało, zbyt mało, żeby zaspokoić potrzeby higieniczne. Właściwie każdy uskarża się tam na problemy ze zdrowiem. Najczęściej są to biegunki, ale powszechna jest malaria, cholera i denga. Na wizytę u lekarza praktycznie nie ma co liczyć.

Wszystkie te siedliska są za darmo. Trafiają do nich Ci, którzy w swoich dawnych miastach stracili wszystko. Czasami nie było czasu na spakowanie rzeczy osobistych i ubrań, trzeba było uciekać tylko w tym, co się miało na sobie. Niektórzy mężczyźni pracują. Najęli się do przenoszenia towarów lub pomagają w rolnictwie. Ale większość nie może znaleźć pracy. Tłumaczą, że Jemeńczycy z południa nie mają do nich zaufania i się ich boją. Nie mogą jednak wrócić do dawnych miast. W wielu z nich wciąż toczą się ciężkie walki, a tamtejsze władze mogłyby szukać na powracających zemsty za zdradę i ucieczkę. Tkwią więc w marazmie, schorowani, na granicy przeżycia, nie marząc właściwie o niczym innym niż o tym, żeby chociaż dzieci miały lepszy los. Dla siebie chcieliby tylko wytchnienia przed bezlitosnym, powalającym żarem i wilgocią. Kiedyś mieli normalne domy, dziś żyją praktycznie na ulicy.

Rozpad kraju

Wojna doprowadziła też do potężnego kryzysu w gospodarce odpadami. W miastach wiele śmieciarek zostało skradzionych i przerobionych na pojazdy bojowe. Doprowadziło to do sytuacji, że prawie wszędzie zalegają hałdy śmieci, które są usuwane bardzo sporadycznie. W gorącym klimacie to bardzo niebezpieczna sytuacja, która szybko doprowadzić może do wybuchu epidemii.

(fot. Polska Akcja Humanitarna)

Gwałtowny napływ uciekających przed wojną Jemeńczyków z północy, doprowadził też do przeludnienia miast na południu. W wielu dzielnicach notorycznie zatykają się rury kanalizacyjne, których średnica jest teraz zbyt mała jak na potrzeby dodatkowych setek tysięcy uchodźców, którym udało się wynająć tam mieszkania. Powoduje to wylewanie się ścieków na ulicę. Szambo tworzy na ulicach rozległe kałuże, a czasem otacza z każdej strony domostwa, nie pozwalając mieszkańcom swobodnie wychodzić na ulice. W dzielnicy zalega ciężki, agresywny, wręcz materialny fetor pochodzący od nieczystości. W trującej cieczy doskonałe warunki do rozrodu znajdują za to komary malaryczne, bardzo łatwo też o zakażenie cholerą. Jeden z mieszkańców żalił się pracownikom PAH, że nie może nawet używać klimatyzacji, żeby nie zasysać fetoru do mieszkania. Jego dzieci przez ciągnące się pod domem szambo, regularnie chorują na biegunki, stwierdzono też już u nich pasożyty w przewodzie pokarmowym. Władze czasami rozbijają zatory w kanalizacji, jednak jest to rozwiązanie prowizoryczne, starczające na parę dni. W dzielnicy konieczna jest kompleksowa wymiana wszystkich rur.

Co robi w Jemenie PAH?

PAH założyła w Jemenie stałą misję, ponieważ pomoc humanitarna dla Jemenu będzie musiała być dostarczana przez wiele lat. W czerwcu rozpocznie się realizacji pierwszego projektu. W szkole na prowincji, w miejscowości Ad-Dahi, do której uczęszcza pół tysiąca uczniów, Fundacja wybuduje toalety, ponieważ szkoła do tej pory była zupełnie pozbawiona sanitariatów. Dzieci załatwiały swoje potrzeby w okolicach szkoły, co stanowiło bezpośrednie zagrożenie epidemiologiczne. Dyrektor szkoły mówił PAH, że wśród dzieci bardzo częste są biegunki, zdarzały się też przypadki cholery. Brak toalet to też szczególny kłopot dla uczennic. Wiele z nich rezygnowało z nauki, bo nie mogło załatwić swoich potrzeb fizjologicznych. PAH wybuduje także pompę wodną oraz stanowiska do mycia rąk. Całość zasilą panele solarne, bo w szkole nie ma elektryczności. Przeprowadzone zostaną także wśród dzieci szkolenia z zakresu higieny.

Polska Akcja Humanitarna przymierza się takżę do realizacji kolejnych projektów m.in. wymiany rur kanalizacyjnych w dzielnicach, w których niewydolny system powoduje wypływanie szamba na ulicę. Wsparcie trafi też do wiejskich ośrodków zdrowia.

Jak pomóc Jemeńczykom?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kraj, który umiera na naszych oczach. Możesz pomóc jego mieszkańcom
Komentarze (1)
18 czerwca 2019, 07:45
A w Polsce faryzejskie polityczne wojenki. Ci z prawej mówią: "no my nie jesteśmy tacy jak ci z lewicy" Ci z lewej mówią: "my nie jesteśmy tacy jak ci z prawicy" A ludzie w sytuacjach (m.in.) w Jemenie cierpią/umierają i niewielu się tym przejmuje przekładając to w czyny.