Najważniejszą bronią w walce z Ebola jest czas

(fot. EPA/AHMED JALLANZO)
Julia Prus / PAP / slo

Zanim wybuchła epidemia eboli w Afryce Zachodniej, najwięcej przypadków tej choroby zarejestrowano w Ugandzie w 2000 roku. Ebola nawiedzała kraj jeszcze cztery razy. Doświadczenie Ugandy może być bardzo pomocne w walce z epidemią.

W zeszłym tygodniu WHO zaklasyfikowała Kenię i państwa sąsiednie jako kraje wysokiego ryzyka. W Ugandzie ogłoszono stan wysokiego zagrożenia ebolą.

"My zawsze jesteśmy czujni ze względu na nasze doświadczenia - powiedział PAP Solomon Fisseha z zespołu działań kryzysowych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) w Ugandzie. - Teraz alert wysokiego ryzyka jest ogłoszony ze względu na sytuację w Afryce Zachodniej, jednak dla nas to codzienność. W Ugandzie od 2000 roku wirus eboli zabijał ludzi czterokrotnie. Często pojawia się również w krajach sąsiednich, takich jak DR Konga czy Sudan Południowy.

W piętek WHO potwierdziła, że w północnej części DR Konga na gorączkę krwotoczną zmarło 70 osób. Gorączka nie była jednak spowodowana wirusem ebola.

"W tym rejonie Afryki poza ebolą występuje również choroba marburska, gorączka krymsko-kongijska i żółta febra, przeciw której istnieje szczepionka. W ostatnich latach skutecznie udaje nam się walczyć z ebolą. Pod koniec 2012 roku szybko udało się zdiagnozować siedem osób, z czego cztery zmarły" - powiedział Fisseha.

Najważniejszą bronią w walce z epidemią jest czas - doskonale wiedział o tym Mathew Lukwiya, lekarz który w 2000 zdiagnozował pierwszy przypadek eboli w szpitalu na północy kraju, gdzie trwała wtedy wojna z okrutną Armią Bożego Oporu.

Mimo chaosu, w jakim znajdował się kraj, władze zadziałały błyskawicznie. Już następnego dnia od wiadomości wysłanej przez Mathew Lukwiyę rząd rozpoczął kampanię informacyjną. Powołano również grupy ochotników - głównie żołnierzy, którzy od drzwi do drzwi szukali chorych, ukrytych przez ich rodziny. Wyszkolone grupy grabarzy zajmowały się pochówkiem. Ebola została opanowana po 5 miesiącach. Z 425 zarażonych zmarła ponad połowa. Dr Lukwiya zmarł w niespełna dwa miesiące po wykryciu pierwszego przypadku.

"Szybka diagnoza, dobra koordynacja, świadomość zagrożenia i kampanie informacyjne to najskuteczniejsza broń w walce z wirusem - przyznaje w rozmowie z PAP dr Solomon Fisseha. - W tej chwili w Ugandzie na granicach i lotniskach jest nasz personel wyposażony w sprzęt medyczny i ochronny. Od czasu wybuchu epidemii w Afryce Zachodniej zarejestrowaliśmy trzy podejrzane przypadki, ale żaden z nich nie był ebolą. Jednak izolatki są przygotowane na przyjęcie chorych w każdej chwili".

Ministerstwo Zdrowia i WHO apelują do mieszkańców Ugandy o zwracanie uwagi na podejrzane objawy. W stolicy kraju - Kampali - widać zmianę w zachowaniu wielu osób. Ludzie unikają uścisków dłoni i pocałunków. To efekt kampanii informacyjnych prowadzonych przez władze podczas epidemii w ubiegłych latach.

W wykrywaniu wirusa w Ugandzie bardzo dobrze sprawdza się również system mTrack, dzięki któremu wybuch eboli w 2012 roku zduszono prawie w zarodku. To aplikacja na telefony komórkowe, dzięki której służby medyczne nawet w najdalszych rejonach kraju wysyłają opis symptomów, które wystąpiły u pacjentów, i jeszcze tego samego dnia dostają instrukcje postępowania.

Obecnie Ugandyjski Instytut Badań nad Wirusami (UVRI), współpracujący z amerykańskimi centrami zapobiegania chorobom, otrzymuje wyniki testów na ebolę w ciągu 24 godzin. W razie potrzeby Instytut wspiera również służby medyczne w DR Konga, czy Sudanie Południowym. W zeszłym miesiącu do Liberii poleciało 20 ugandyjskich ekspertów, którzy ochotniczo pomagają walczyć z epidemią w Afryce Zachodniej.

"Jestem żołnierzem gotowym do walki w Liberii. Będę się zajmował koordynacją lokalnych społeczności" - powiedział dr Joa Okech-Ojony tuż przed odlotem ugandyjskiej gazecie "The Observer". "Teraz priorytetem jest przerwanie łańcucha zakażeń" - podkreślił.

Dr Okech-Ojony w swojej karierze miał do czynienia z ebolą wielokrotnie. "Jestem askari (afrykańscy żołnierze walczący w kolonialnych oddziałach), a żołnierz to żołnierz. Dopóki wiesz, że wróg czai się w buszu, nie ma czegoś takiego, jak niespodziewana zasadzka" - powiedział.

Sprawna kampanii informacyjna i koordynacja lokalnych społeczności ma kluczowe znaczenie w walce z epidemią, której nie da się zwalczyć bez społecznego zaufania do władz i społecznej współpracy. W Liberii panuje chaos. W środę armia w Monrowii użyła broni i gazu łzawiącego, by rozpędzić tłumy protestujące przeciwko kwarantannie. We wtorek w tym kraju ogłoszono godzinę policyjną.

"Ebola w Afryce Zachodniej zdarza się po raz pierwszy na taką skalę, a na dodatek rozpoczęła się w trudno dostępnych rejonach. Rozumiem tę panikę, która wybuchła. Ludzie zawsze w takich wypadkach stawiają opór. Trzeba im cierpliwie wytłumaczyć, czym jest ta choroba. Przekonanie do siebie społeczności może niestety zająć trochę czasu" - podsumował dr Solomon Fisseha.

Według najnowszego bilansu WHO w ciągu trwającej od pięciu miesięcy epidemii gorączki krwotocznej w Afryce Zachodniej zmarło 1350 osób, a 2473 zostało zarażonych.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Najważniejszą bronią w walce z Ebola jest czas
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.