Niepodległości Szkocji to bilet w jedną stronę?
Były brytyjski minister finansów, laburzystowski polityk Alistair Darling, Szkot z pochodzenia, zainaugurował w poniedziałek działalność ponadpartyjnej koalicji mającej na celu przekonanie Szkotów do pozostania w Zjednoczonym Królestwie.
Koalicja "Better Together" (Razem Lepiej) jest odpowiedzią na zapoczątkowaną w maju kampanię "Yes Scotland" (Tak dla Szkocji) firmowaną przez rządzącą w Szkocji partię nacjonalistyczną SNP (Scottish National Party).
- Wysuwamy argumenty za pozostaniem w unii. Mamy pozytywny stosunek do więzów Szkocji z resztą Zjednoczonego Królestwa: rodzinnych, przyjacielskich, handlowych, a także w wymiarze wspólnych instytucji politycznych, gospodarczych i kulturalnych - zaznaczył Darling.
SNP nie zdecydowała jeszcze, czy pytanie, które przedłoży wyborcom w referendum dotyczyć będzie niepodległości, zwiększenia prerogatyw szkockiego parlamentu, czy też - co wydaje się najbardziej prawdopodobne - obu tych kwestii. Zwolennicy status quo chcą, by referendum dotyczyło tylko podstawowej kwestii: tak lub nie dla niepodległości.
Szkoci mają własny parlament od 13 lat. Po zwycięstwie SNP w ubiegłorocznych wyborach (partia uzyskała bezwzględną większość, tworząc samodzielny rząd), żądania niepodległości dla Szkocji nasiliły się. Rząd w Londynie przedstawił własny plan decentralizacji rządów, by politycznie osłabić nacjonalistów.
Wiceszefowa autonomicznego rządu Szkocji Nicola Sturgeon powiedziała w ub. miesiącu z okazji inauguracji "Yes Scotland", że niepodległość nie polega na oderwaniu się Szkocji od reszty Zjednoczonego Królestwa, lecz na tym, by decyzje dotyczące Szkocji zapadały w Edynburgu, a nie w Londynie. Zasygnalizowała, że niepodległa Szkocja nadal posługiwałaby się funtem szterlingiem i miałaby wspólny z resztą kraju system socjalny.
Skomentuj artykuł