Polscy ratownicy "mówią o apokalipsie"
Sytuacja na Haiti jest "więcej niż katastrofalna", wynika z relacji polskich ratowników, którzy od wczoraj biorą udział w akcji ratunkowej. Mówią o apokalipsie. Brakuje wody i podstawowych rzeczy. Niebezpiecznie wzrasta napięcie społeczne.
Jak podkreśla rzecznik prasowy Państwowej Straży Pożarnej Paweł Frątczak, polscy ratownicy brali udział w wielu podobnych akcjach, mimo to brak im słów na opisanie tego co tam zastali. – Chodzi nie tylko o trzęsienie ziemi, ale napięcie społeczne wywołane brakiem podstawowych rzeczy, takich jak żywność czy woda – zaznacza.
Sama akcja prowadzona przez Polaków – według niego – nie różni się natomiast od innych tego typu akcji. – Ratownicy przeszukują miejsca, która wskazują im m.in. tubylcy twierdząc, że pod gruzowiskiem mogą być jeszcze ludzie. Dowodem na to, że ma to sens, jest choćby wczorajszy dzień, gdy inne ekipy spod gruzowisk wyciągnęły trzy żywe osoby – podkreślił rzecznik.
Także Polakom dotarcie na miejsce trzęsienia ziemi zajęło wiele godzin. Droga, którą polska ekipa ratownicza zmierzała ze stolicy Dominikany Santo Domingo (gdzie Polacy wylądowali) do Port-au-Prince, jest trudno przejezdna ze względu na zniszczoną infrastrukturę i duże natężenie ruchu. Ponadto w niektórych punktach istnieje niebezpieczeństwo osunięć ziemi.
W dzisiejszym dniu polscy ratownicy kontynuują poszukiwania osób poszkodowanych w trzęsieniu ziemi na Haiti, przeszukując razem z ekipą ratowników z Niemiec trzy sektory na przedmieściach stolicy Port-au-Prince.
WHO oraz Panamerykańska Organizacja Zdrowia (PAHO) "szacują, że liczba ofiar śmiertelnych wynosi od 40 do 50 tysięcy" – napisało Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej (OCHA).
Szacunki te potwierdzają najnowsze dane podane przez władze Haiti, według których we wtorkowym trzęsieniu ziemi zginęło 50 tys. osób, 250 tys. odniosło obrażenia, a 1,5 mln zostało pozbawionych dachu nad głową.
Wcześniej minister spraw wewnętrznych Haiti Paul Antoine Bien-Aime mówił, że liczba ofiar śmiertelnych może sięgać nawet 200 tys.
Skomentuj artykuł