Reżim nie chce żadnych niezależnych struktur

Reżim nie chce żadnych niezależnych struktur
(fot. kremlin.ru)
PAP / psd

Niedawne zajęcie przez białoruską milicję Domu Polskiego w Iwieńcu i zatrzymanie w poniedziałek ok. 40 działaczy Związku Polaków na Białorusi świadczy o tym, że reżim Alaksandra Łukaszenki nie chce w kraju żadnych niezależnych struktur - oceniają polscy eksperci.

Specjalista ds. wschodnich Grzegorz Gromadzki twierdzi, że ostatnie wydarzenia na Białorusi nie były przypadkiem, lecz dobrze zaplanowaną akcją. Chodziło z jednej strony o "testowanie nie tylko Polaków, lecz całej Unii Europejskiej", a z drugiej o świadomą politykę wewnętrzną Mińska, który nie chce dopuścić, by "jakaś grupa białoruskiego społeczeństwa pokazywała, że reżim nie jest wszechmocny".

Działania białoruskich władz wobec ZPB to "próbowanie, na ile postępowanie reżimu spotka się z przeciwdziałaniem Unii Europejskiej jako całości". - Łukaszenka w pewnym sensie testuje Europę - podkreślił Gromadzki w rozmowie z PAP.

- Wiadomo, że Polska będzie starała się uzyskać w UE jakąś odpowiedź na te działania Łukaszenki. Pytanie ze strony Łukaszenki jest takie, na ile Europa jako całość będzie działała zgodnie z polskimi oczekiwaniami. Dlatego myślę, że jest to rozgrywka nie dwustronna, lecz o szerszym wymiarze, względem całej UE - ocenił.

Zdaniem Gromadzkiego, reżim Łukaszenki atakuje polską mniejszość nie dlatego, że są to Polacy, lecz dlatego, że jest to dobrze zorganizowana grupa, która czuje się "w jakimś sensie silna ze względu na poparcie z zewnątrz, a wewnątrz Białorusi - jest przykładem złej postawy".

Gromadzki wiąże działania reżimu białoruskiego wobec Polaków ze zbliżającymi się wyborami prezydenckimi, które odbędą się na przełomie 2010 i 2011 roku.

Według niego, Łukaszenka zdaje sobie doskonale sprawę, że nie może dopuścić "do pewnych swobód wewnątrz kraju, by w społeczeństwie białoruskim mogły działać grupy niezależne od władzy". Swoje relacje z Unią Europejską chciałby z kolei widzieć "na zasadzie jak największych możliwości i koncepcji ze strony UE w sprawach ekonomicznych bez żadnych kroków w stronę demokratyzacji reżimu".

W ocenie Małgorzaty Nocuń, wicenaczelnej dwumiesięcznika społeczno-politycznego "Nowa Europa Wschodnia", konflikt wokół ZPB jest "nielogiczny". Reżim Łukaszenki dostał bowiem dość znaczne wsparcie od struktur unijnych i Białoruś rzeczywiście korzystała na ociepleniu z Europą.

- W tym momencie rozpętanie konfliktu z mniejszością polską jest czymś absolutnie nielogicznym. Można to tłumaczyć psychologią Łukaszenki - jest on typem przywódcy, który nie może pozwolić sobie na istnienie w państwie żadnych struktur, które nie są mu podległe. Związek Polaków na Białorusi był organizacją niezależną i z tego powodu spotykały go represje od wielu lat, właściwie od samego dojścia Łukaszenki do władzy - tłumaczyła Nocuń.

- Na Białorusi nawet organizacje, które bronią praw kobiet, działają w zakładach pracy, które są absolutnie niepolityczne i w żaden sposób nie mogą zagrażać reżimowi, są tępione i tak samo spotykają je represje. Polska jest częścią tej układanki - dodała.

Gromadzki uznał, że działanie wobec ZPB było "zaplanowane z góry", że była to operacja prowadzona "z pełną świadomością, czyli przez Łukaszenkę i jego najbliższe otoczenie". - W przypadku Białorusi, gdzie jest pionowy układ władzy - od prezydenta do gminy - a prezydent stara się ten system kontrolować, nie ma możliwości, żeby akcja zakrojona na taką skalę była rozpoczęta i prowadzona bez zgody samej góry - wyjaśnił ekspert.

Poglądu tego nie podziela Małgorzata Nocuń. Według niej, na Białorusi nie wszystko dzieje się "z polecenia Łukaszenki". - Być może jacyś urzędnicy są nadgorliwi (...). Poza tym administracja Łukaszenki nie jest jednolita. Jedni współpracownicy są bardziej postępowi, uważają, że ocieplenie z Europą jest potrzebne i Białoruś nie poradzi sobie sama, między Europą a Rosją. Natomiast są też zwolennicy twardego reżimu. Być może jedna z tych polityk wygrała i doszło do tej sytuacji - skomentowała Nocuń.

Gromadzki zwrócił uwagę, że prezydent Łukaszenka jeszcze pół roku temu "był bardzo przestraszony skalą kryzysu ekonomicznego na świecie, który bardzo silnie dotknął również Białoruś". - W tej chwili jest trochę w lepszym nastroju i może sobie pozwolić na tego rodzaju testowanie Europy - uważa ekspert.

Według niego, chociaż pieniądze z Międzynarodowego Funduszu Walutowego są Łukaszence potrzebne, nie należy wiązać sprawy MFW z sytuacją mniejszości polskiej. - To nie jest takie proste, żeby można było wymóc na MFW zatrzymanie kredytu ze względu na polską mniejszość. Oczywiście zakulisowo można działać, natomiast nie ma to tak prostego przełożenia - uważa Gromadzki.

Wicenaczelna "Nowej Europy Wschodniej" przypomniała, iż Łukaszenka kilkakrotnie zapowiadał, że Białoruś będzie się demokratyzować - "tylko podkreślał, że będzie to robić po swojemu i we własnym tempie". - Wielokrotnie mówił, że nikt niczego nie będzie narzucał Białorusi - zaznaczyła Nocuń.

- W momencie, kiedy następowało ocieplenie z UE, Łukaszenka zobowiązywał się, że testem (tej współpracy) miały być uczciwe i demokratyczne wybory parlamentarne. Tymczasem żaden z przedstawicieli opozycji nie dostał się do parlamentu. Już wtedy Łukaszenka powiedział, że nikt nie będzie mu dyktował, co ma robić. Mimo to Unia decydowała się na pomoc Białorusi, udzielając jej kolejnych transz kredytu - podsumowała.

Gromadzki nie jest przekonany, że "sprawa samej mniejszości polskiej wystarczy, by UE wróciła do polityki sankcji" wobec Mińska. - Przyznam szczerze, że kiedy ponad rok temu nastąpiło pewnego rodzaju otwarcie w stosunku do reżimu, ja tego nie krytykowałem, ponieważ nie znam lepszego wyjścia - podkreślił.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Reżim nie chce żadnych niezależnych struktur
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.