Rosja: błędy popełniła tak załoga, jak i wieża

(fot. PAP/Grzegorz Jakubowski)
PAP / mik

Piloci i nawigatorzy w Rosji, którzy zapoznali się ze stenogramem rozmów w kokpicie polskiego Tu-154M, mówią zgodnie, że błędy popełniła zarówno załoga prezydenckiego samolotu, jak i obsługa wieży na lotnisku w Smoleńsku.

Ich opinie zebrało w środę radio Echo Moskwy.

DEON.PL POLECA


Zdaniem Nikołaja z Moskwy, kapitana samolotu Tu-154M, "kontroler zbyt późno wydał komendę odejścia na drugi krąg". - Wydał ją dopiero wtedy, gdy maszyna praktycznie była już na ziemi - podkreślił.

- Błąd popełniła też załoga samolotu, od razu nie podejmując decyzji o odejściu na drugi krąg. Błędem załogi było także to, że nie przestudiowała podejścia na lotnisko; że nie zapoznała się z profilem terenu, który się tam obniża. Ponadto nawigator posługiwał się wysokościomierzem radiowym, a nie barycznym. W efekcie znaleźli się poniżej glisady, tj. właściwej ścieżki zniżania. Gdyby się przygotowywali do lotu, to zapewne wzięliby poprawkę na ukształtowanie terenu - oświadczył pilot.

Według Nikołaja, "zachętą do lądowania dla załogi Tu-154M mogło być to, że ktoś przed nią wylądował (polski Jak-42)". - To mogło ich sprowokować. Ktoś wylądował, to dlaczego my nie mielibyśmy tego zrobić - powiedział.

Zdaniem pilota, "nie wolno było podchodzić tym samolotem na lotnisko wojskowe, na którym nie ma systemu lamp wysokiej intensywności". - Lądowanie w warunkach dziennych przy takim oświetleniu, jakie jest tam, przy widzialności 200 metrów, to samobójstwo - wskazał.

- Błąd kontrolera polegał również na tym, że nie wymusił odejścia na drugi krąg. Widać było, że ludzie się zabiją. Zbyt długo milczał - powiedział Nikołaj.

W ocenie Aleksandra, nawigatora samolotów wojskowych, załoga polskiego Tu-154M zachowywała się nieprofesjonalnie. - Nawigator stale podawał wysokość, jednak w czasie zniżania ani razu nie skonfrontował jej z odległością od lotniska. Nawigator miał nalatane na tym typie samolotu zaledwie 30 godzin. Mam poważne wątpliwości, czy posiadał uprawnienia do lądowania przy minimum pogodowym tego lotniska - oświadczył.

Rosyjski nawigator zauważył, że "częstą przyczyną katastrof lotniczych jest to, że załoga nie ufa przyrządom, lecz zdaje się na swoje odczucia". - Zniżali się tak szybko, że nawet kontroler nie nadążał z wydawaniem komend - oznajmił. - Kontroler powinien był bardziej stanowczo zażądać, by załoga odeszła na drugi krąg - dodał.

Z kolei Aleksandr z Moskwy, nawigator Tu-154M, zwrócił uwagę, że lotnisko w Smoleńsku nie jest przystosowane do przyjmowania samolotów w takich warunkach, jakie panowały 10 kwietnia.

- Podejście do lądowania odbywa się tam z pomocą dwóch radiolatarni. Nie mieli prawa schodzić poniżej 100 metrów. Glisady jako takiej tam nie ma. Na wysokości 100 metrów trzeba wyrównać samolot i przelecieć horyzontalnie do punktu 1 km od progu pasa. Dopiero po minięciu znajdującej się w tym punkcie radiolatarni można zniżać się dalej. Nie widząc ziemi na wysokości 100 metrów, nie mieli prawa kontynuowania zniżania - powiedział.

Według nawigatora, kontrolerzy mogli być niedoświadczeni. - To kontrolerzy wojskowi. Zabrakło im bezczelności, by wydać komendę natychmiastowego odejścia na drugi krąg. Powinni byli zrobić to, gdy samolot był na 100 metrach - podkreślił.

Także w opinii Aleksandra, "nawigator powinien był podawać nie tylko wysokość, lecz również odległość od lotniska". - Nawigator był niedoświadczony. Przy nalocie 30 godzin nie miał prawa wchodzić do takiego samolotu - powiedział.

Jako jedyny załogę Tupolewa w obronę wziął Andriej, były pilot z Petersburga. - Błąd popełniła załoga. Chciałbym jednak wziąć ją w obronę, gdyż znajdowała się pod presją. Nie miała jasności, czy ma lądować, czy nie. Za plecami dowódca Sił Powietrznych. Plus (Lech) Kaczyński, który nie podjął decyzji - argumentował.

Również zdaniem tego pilota, "kontroler powinien był wyraźniej zażądać przerwania zniżania". - Przy wyposażeniu, jakie jest na tamtym lotnisku, przy widzialności pionowej poniżej 50 metrów, nie da się wylądować - podkreślił.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Rosja: błędy popełniła tak załoga, jak i wieża
Komentarze (6)
!
!!!
3 czerwca 2010, 15:35
PiS to nie nacjonaliści, ale umiarkowani patrioci. Póki co to szeroko rozumiany obóz patriotyczny stracił prezydenta, prezesa NBP, prezesa IPN, na rzecz targowiczan, którzy przyjmują dyktat gazowy Moskwy. Zatem Moskwa i targowiczanie póki co korzystają ze smoleńskiej tragedii pełną gębą. PiS może odzyska niedługo urząd prezydencki, ale z NBP i IPN będzie o wiele trudniej i trudno będzie zmienić kontrakt gazowy.
VD
veto dla fanatyzmu
3 czerwca 2010, 12:16
użytkowniku "!!!" jeśli jesteś w stanie to pomyśl po co? Rosjanie w Polsce wzmacniaja nacjonalistów polskich pod przewodnictwem Jarosława Kaczyńskiego? Przecież to bzdura. A innych beneficjentów tej katastrofy nie ma.
J
jer
3 czerwca 2010, 11:54
Można to wyjaśnić następująco: Jeśli złe naprowadzanie samolotu było sabotażem, to aby upewnić się, że po upadku z bardzo niskiej odległości nikt nie przeżyje, strzelono do lecącego tuż przy ziemi samolotu. Weź lekarstwa i nie siedź tyle przed komputerem, bo mózg ci się lasuje.
!
!!!
3 czerwca 2010, 07:55
 Brednie, brednie i jeszcze raz brednie!!! Czytajcie ludzie opinie polskich pilotów i specjalistów od lotnictwa podawane przez polskich uczciwych dziennikarzy, a nie wyreżyserowane spektakle na konferencjach prasowych w Moskwie i Tuskolandii!!! Sprawa jest coraz jaśniejsza. Z analiz przeprowadzanych przez polskich niezależnych specjalistów od lotnictwa wygląda na to, że samolot był źle naprowadzany przez wieżę lotniska. Podawano załodze samolotu, że jest bliżej początku pasu lotniska o około kilometr niż była w rzeczywistości, do tego jedna z radiolatarni nie działała, więc załoga miała utrudnioną możliwość weryfikacji odległości od początku pasa. Powstaje pytanie, czy samolot był źle naprowadzany przez błąd wieży, czy też był to celowy sabotaż. W wieży oprócz dwóch jej pracowników, których przesłuchano i którzy zniknęli była jeszcze trzecia niezidentyfikowana osoba, której nigdy nie przesłuchano, a którą podejrzewa się o to, że kierowała akcją złego naprowadzania polskiego samolotu. Wygląda na to, że wiadomo już dlaczego samolot się rozbił, ale nie jest jasne dlaczego rozbił się tak doszczętnie i skąd taki duży rozrzut szczątków samolotu. Można to wyjaśnić następująco: Jeśli złe naprowadzanie samolotu było sabotażem, to aby upewnić się, że po upadku z bardzo niskiej odległości nikt nie przeżyje, strzelono do lecącego tuż przy ziemi samolotu.
Krzysztof Gołygowski
2 czerwca 2010, 20:21
To wszystko jest trudno poskładać do kupy. Jeżeli ze strony "wieży" były błedy, to były one drugorzedne i nie one były bezpośrednią przyczyną katastrofy. Najważniejsza informacja o cisnieniu została podana prwidłowo. Piloci mieli pozostac na 100 m i tak uzgodnili z wieżą. Uzgodnienia tego nie respektowali - jak się wydaje świadomie - porażające jest to odliczanie odległości od ziemi 70, 60, 50, .....  Duża część rozmów jest nieczytelna, byc może tam jest wyjaśnienie poczynań pilotów, którzy przecież niedługo wcześniej mówili, że w takich warunkach nie da się wyladować...
SA
Stanisław Andrzej Gumny
2 czerwca 2010, 18:55
Zaczynają mówić "ludzkim glosem". Tylko dlaczego dopiero jak cały swiat to wszystko wie. Kontroler z wieży musi się odnależć bez względu czy działał samodzielnie czy był "kierowany".