Turcja: trwa rozprawa z domniemanymi puczystami
(fot. PAP / EPA / STR)
PAP / ml
W Turcji trwa rozprawa z domniemanymi sprawcami i zwolennikami niedawnego puczu. Czystki objęły wywiad, kancelarię premiera i urząd ds. religijnych. Licencję straciły media oskarżane przez władze o powiązania z islamskim kaznodzieją Fethullahem Gulenem.
W kancelarii premiera Binalego Yildirima pracę straciło 257 osób z ogółu 2,6 tys. zatrudnionych. W organizacji tureckiego wywiadu MIT zawieszono w pełnieniu obowiązków 100 osób. W urzędzie ds. religijnych Diyanet, najwyższej islamskiej władzy w kraju, od pracy odsunięto 492 osoby.
Najwyższa Rada Radia i Telewizji odebrała licencje wszystkim stacjom radiowym i telewizyjnym, mającym powiązania z ruchem religijnym Hizmet ("Służba"), na którego czele stoi Gulen. Ruch ma ogromną sieć szkół, organizacji pozarządowych oraz firm w wielu krajach.
Wicepremier Numan Kurtulmus poinformował, że w sumie wobec 9322 osób podjęto działania prawne. Wśród tysięcy zatrzymanych wojskowych jest setka generałów i admirałów. W tej grupie jest były dowódca tureckich sił powietrznych gen. Akin Ozturk, domniemany przywódca puczu, który jednak nie przyznaje się do winy. Zatrzymano również doradcę wojskowego prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana podpułkownika Erkana Kivraka z sił powietrznych.
"Przytłaczająca większość tureckich sił zbrojonych, która kocha swą ojczyznę, swój naród i swą flagę, nie miała absolutnie nic wspólnego" z próbą zamachu stanu - głosi komunikat sztabu generalnego tureckich sił zbrojnych, które liczą ponad 600 tys. osób.
Są sprzeczne doniesienia o tym, kiedy władze dowiedziały się o próbie przewrotu. Kurtulmus poinformował, że dostał informację bardzo późno, już w trakcie, gdy była podejmowana. Tymczasem według sztabu generalnego armia po raz pierwszy otrzymała informacje wywiadowcze o zamachu stanu w piątek o godz. 16 (godz. 15 czasu polskiego), a następnie poinformowała odpowiednie władze. Widomym znakiem rozpoczęcia puczu było zablokowanie przez żołnierzy mostów na Bosforze w Stambule krótko przed 22.30 czasu lokalnego, chwilę później w Ankarze słychać było strzały.
Zdaniem amerykańskiego ośrodka Stratfor, turecki wywiad wiedział o przygotowywanym zamachu i planował obławę na przyszłych puczystów; zmusiło ich to do podjęcia próby puczu wcześniej niż planowali.
O zorganizowanie puczu Ankara oskarża mieszkającego w USA Fethullaha Gulena. Tureckie władze domagają się jego ekstradycji i poinformowały we wtorek, że wysłały stronie amerykańskiej pierwsze dokumenty w tej sprawie.
"Powiadam wam: nie chrońcie więcej tego zdrajcy, tego naczelnego terrorysty" - wzywał premier Yildirim. - Nie mamy najmniejszej wątpliwości co do tego, kto zaplanował i przeprowadził zamach stanu".
Gulen, który ma wielu sympatyków w tureckiej służbie cywilnej, sądownictwie i policji, zdecydowanie zaprzecza, jakoby miał cokolwiek wspólnego z próbą puczu. Amerykańskie władze oświadczyły, że gdy wpłynie oficjalny wniosek, będzie on przeanalizowany; wezwały też do przedstawienia dowodów przeciwko kaznodziei.
Mimo skali czystek, premier zapewnił, że Turcja będzie przestrzegać prawa i nie będzie kierowała się chęcią zemsty przy oskarżaniu podejrzanych. Na Zachodzie protesty budzą zapowiedzi, że Turcja przywróci karę śmierci i nie wyklucza, że będzie obowiązywała wstecz, tak by mogła być zastosowana wobec puczystów.
Wysoki komisarz ONZ ds. praw człowieka Zeid Ra'ad Al-Hussein wezwał Turcję do przestrzegania rządów prawa i wyraził poważne zaniepokojenie masowym zawieszaniem w obowiązkach sędziów i prokuratorów. W przeciągu 48 godzin usunięto ze stanowisk co najmniej 2750 z nich, 750 sędziów trafiło do aresztu. Media i eksperci ostrzegają, że reakcje Ankary na próbę puczu bardzo skomplikują jej relacje z USA i UE i utorują drogę do rządów autorytarnych w Turcji.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł