USA: Impas budżetowy coraz groźniejszy
Wraz z rosnącymi kosztami trwającego już 10 dni paraliżu rządu i zbliżającej się groźby niewypłacalności USA, w Waszyngtonie zintensyfikowano w czwartek rozmowy w poszukiwaniu tymczasowego rozwiązania, które na kilka tygodni zapewni finansowanie kraju.
Pomysł, którego autorstwo przypisuje się szefowi komisji budżetowej w Izbie Reprezentantów Kongresu USA, Republikaninowi Paulowi Ryanowi miałby polegać na tym, że Kongres zgodzi się na podniesienie obowiązującego limitu zadłużenia kraju oraz zapewnienie finansowania rządu przez sześć tygodni. W tym czasie Republikanie i Demokraci w Kongresie oraz Biały Dom mieliby wynegocjować nowe długoterminowe rozwiązanie.
Pomysł, którego szczegóły wciąż nie są ujawnione, był omawiany w czwartek najpierw na spotkaniu Republikanów, a po południu będzie przedmiotem dyskusji na pierwszym od rozpoczęcia 1 października częściowego paraliżu prac rządu spotkaniu prezydenta Baracka Obamy z Republikanami w Białym Domu. Obama zaprosił wszystkich 232 Republikanów kontrolujących Izbę Reprezentantów, ale spiker John Boehner wybrał grupę tylko 18 kongresmenów. Spotkanie ma się rozpocząć o 16.30 (czasu lokalnego), nieco wcześniej Obama będzie rozmawiać osobno z Demokratami.
Boehner powiedział w czwartek, że zaproponuje Obamie, by czasowo (do 22 listopada) wydłużyć zdolności kraju do zapożyczania się (by uniknąć niewypłacalności), ale pod warunkiem, że prezydent zgodzi się na negocjacje ws. zakończenia częściowego paraliżu rządu oraz warunków długoterminowego podniesienia limitu zadłużenia. Obama jak dotychczas deklarował gotowość do negocjacji w sprawie długoterminowej polityki fiskalnej USA, w tym ograniczenia rosnących kosztów programów świadczeń socjalnych, ale dopiero wtedy, kiedy Republikanie zakończą "szantaż" w sprawie reformy systemu opieki zdrowia (tzw. Obamacare) i zgodzą się na przywrócenie finansowania rządu i podniesienie limitu długu.
W środę, jak donosił demokratyczny kongresmen Peter Welch, Obama miał powiedzieć Demokratom, że wolałby długoterminowe rozwiązanie w sprawie podniesienia limitu długu, ale jest skłonny zgodzić się na czasowe, "by dać Boehnerowi trochę czasu na uporanie się z Tea Party", czyli najbardziej konserwatywnym skrzydłem, które wymusiło na przywództwie Partii Republikańskiej obranie tak radykalnej linii w odniesieniu do budżetu.
Jak oceniają komentatorzy, coraz więcej Republikanów przyznaje, że ich dotychczasowa strategia polegająca na uzależnieniu przyjęcia nowej ustawy budżetowej od ustępstw Obamy i kontrolujących Senat Demokratów w sprawie Obamacare poniosła porażkę, a partia nie przygotowała planu B.
Tymczasem coraz więcej grup społecznych i przedstawicieli biznesu apeluje do Republikanów, by zakończyć uciążliwy dla nich paraliż prac rządu. Nieporównywalnie gorsze - zdaniem większości ekonomistów - konsekwencje grożą w przypadku ogłoszenia niewypłacalności USA.
Według ministerstwa finansów już 17 października państwu zabraknie pieniędzy na bieżące regulowanie zobowiązań, bo osiągnięty zostanie dozwolony limit długu ustalony na poziomie 16,7 bln dol.
"Żaden Kongres w ciągu 224 lat istnienia nie pozwolił naszemu krajowi na niewypłacalność i mam szczerą nadzieję, że ten Kongres nie będzie tym pierwszym" - powiedział minister finansów Jack Lew w czwartek w senackiej komisji ds. finansów.
Odrzucił wcześniejsze sugestie niektórych Republikanów, że rząd po osiągnięciu limitu długu będzie mógł dać priorytet zobowiązaniom wynikającym z emitowania długu USA (a więc dalej spłacać wierzycieli zagranicznych), natomiast przestać płacić inne mniej ważne ich zdaniem rachunki. "Żaden prezydent nie musiał dotychczas wybierać, które rachunki płacić, a których nie - powiedział Lew. - To by nas stawiało w sytuacji niewypłacalności, jeśli będziemy płacić tylko niektóre rachunki".
Według opublikowanego we wtorek przez dziennik "Washington Post" sondażu większa część społeczeństwa (70 proc.) za obecny impas budżetowy winą obarcza Republikanów a nie Obamę.
Skomentuj artykuł