Wyścig z czasem w sprawie unii bankowej
Przywódcy UE zobowiązali ministrów, by do końca roku uzgodnili II etap unii bankowej, czyli wspólny mechanizm upadłościowy banków. We wtorek wieczorem w tej sprawie spotka się eurogrupa, a w środę wszyscy ministrowie finansów. Chcą zdążyć przed szczytem UE.
Czwartkowo-piątkowy szczyt UE ma m.in. potwierdzić zaangażowanie UE na rzecz budowania unii bankowej, która ma uchronić euroland przed kolejnym kryzysem finansowym. Choć udało się przyjąć pierwszy etap unii bankowej (wspólny nadzór), wciąż trwają uzgodnienia w sprawie drugiego etapu, który ma oszczędzić kieszenie podatników, gdy upadają banki. Chodzi o stworzenie wspólnego mechanizmu restrukturyzacji i uporządkowanej likwidacji banków (SRM) oraz utworzenie wspólnego funduszu.
Koszty likwidacji banków mają być w pierwszym rzędzie pokrywane przez ich udziałowców i posiadaczy obligacji. Mogą ucierpieć też posiadacze depozytów powyżej 100 tys. euro. Jeśli to nie wystarczy, ma być uruchamiany wspólny fundusz, finansowany ze składek banków. A jeśli nie wystarczy pieniędzy w funduszu, który będzie napełniany przez 10 lat, potrzebne jest zabezpieczenie.
Jednak wspólny fundusz i używanie funduszu ratunkowego eurolandu (EMS) jako zabezpieczenia budzi opór Niemiec, które nie chcą, by ucierpieli niemieccy podatnicy, płacąc na przykład za kłopoty banków w Hiszpanii. Dlatego ministrowie uzgodnili wstępnie, że fundusz będzie "uwspólnotawiany" stopniowo i na początku koszty likwidacji określonego banku będzie pokrywać kraj jego pochodzenia. Ten podział na kraje ma zniknąć zupełnie dopiero po 10 latach.
We wtorek wieczorem eurogrupa, czyli ministrowie finansów strefy euro, mają rozmawiać o jednej z najbardziej kontrowersyjnych kwestii, czyli o zabezpieczeniu wspólnego mechanizmu upadłościowego i ewentualnym wykorzystaniu EMS do tego celu. Także we wtorek swoje stanowisko ws. SRM przyjmuje komisja Parlamentu Europejskiego ds. gospodarczych i monetarnych. Z kolei w środę ministrowie finansów mają porozumieć się w sprawie całego mechanizmu SRM.
I tu, poza funduszem, kontrowersyjną sprawą jest podejmowanie decyzji o likwidacji. Komisja Europejska proponowała, by za przyjmowanie planów likwidacyjnych odpowiedzialna była rada SRM, a decyzję o uruchomieniu procesu likwidacji danego banku, po sygnale otrzymanym od wspólnego nadzoru (Europejski Bank Centralny), podejmowała właśnie Komisja. Urzędnicy argumentowali, że przy likwidacji potrzebne jest błyskawiczne podjęcie decyzji i ten system to gwarantuje.
Jednak więcej do powiedzenia w tej sprawie chcą mieć kraje UE i dlatego teraz "na stole" znajduje się dosyć skomplikowana propozycja. Decyzję o uruchomieniu likwidacji miałaby podejmować rada SRM, ale gdyby KE się z nią nie zgadzała, to rada SRM wraz z Radą UE (rządy) miałyby podejmować ostateczną decyzję. Jak przyznało unijne źródło w rozmowie z PAP, w praktyce oznaczałoby to, że rządy mogłyby zawetować decyzję KE.
Niezadowolenie z takiego obrotu sprawy wyraził szef EBC Mario Draghi oraz KE, przyłączać zdaje się też do nich PE. Wszyscy wskazują, że proponowany system jest zbyt skomplikowany, a przez to podejmowanie decyzji zbyt długotrwałe. "Obawiam się, że podejmowanie decyzji może być zbyt skomplikowane, a uzgodnienia dotyczące finansowania nieadekwatne" - powiedział Draghi w poniedziałek w PE. Pytany przez europosłów ocenił, że ewentualne wetowanie przez kraje UE decyzji o likwidacji banków "nie miałoby sensu".
Sposób podejmowania decyzji w radzie SRM jest też ważny dla krajów goszczących spółki-córki banków eurolandu, które przystąpią do unii bankowej. W przypadku decyzji likwidacyjnych - według wstępnych ustaleń - równoważnym głosem mają dysponować kraj banku-matki oraz wszystkie kraje goszczące banki-córki. W razie sporu między nimi głos rozstrzygający ma mieć rada wykonawcza złożona z przedstawicieli instytucji unijnych.
Skomentuj artykuł