Zdecydują, czy chcą być brytyjskimi poddanymi

(fot. Wikimedia Commons)
PAP / pz

Na Falklandach 10 i 11 marca odbędzie się referendum, w którym mieszkańcy położonych na Płd. Atlantyku wysp rozstrzygną, czy chcą pozostać brytyjskimi poddanymi. Głosowanie ma zakończyć spór z Argentyną, który rozgorzał na nowo po odkryciu w rejonie złóż ropy.

Do głosowania uprawnionych jest 1,8 tys. z 3 tys. mieszkańców. Wyniki referendum oczekiwane są we wtorek. Z sondaży opinii publicznej wynika, że mieszkańcy wysp opowiedzą się znaczną większością głosów za utrzymaniem obecnego statusu wysp jako autonomicznego brytyjskiego terytorium zamorskiego. Na referendum zaproszeni zostali obserwatorzy międzynarodowi. W poprzednim takim referendum w 1986 roku za utrzymaniem związków z W.Brytanią opowiedziało się 96 proc. głosujących.

Cieszące się znaczną autonomią władze wysp na referendum zdecydowały się latem ubiegłego roku, by zakończyć trwający od lat spór terytorialny między Wielką Brytanią a Argentyną, która rości sobie do nich prawo.

Dokładne pytanie, jakie zostanie przedstawione mieszkańcom wyspy brzmi: "Czy życzą sobie Państwo, by Falklandy utrzymały swój dotychczasowy status polityczny jako terytorium zamorskie Zjednoczonego Królestwa? Tak czy Nie?". Jeśli większość odpowie "nie" odbędzie się kolejne głosowanie na temat innych rozwiązań politycznych.

Dotychczas Falklandy były w znacznej mierze autonomiczne. Londyn odpowiadał jedynie za politykę obronną i zagraniczną.

Falklandy od 1833 roku należały do Imperium Brytyjskiego. W 1982 roku rządząca wówczas Argentyną junta wojskowa zdecydowała się zająć leżący u wybrzeży tego kraju archipelag. Doszło do trwającej 74 dni wojny z rządzoną przez Margaret Thatcher Wielką Brytanią. Zginęło w niej 650 żołnierzy argentyńskich i 250 brytyjskich. Konflikt zakończył się porażką argentyńskich generałów, których reżim upadł rok później.

Jednak także demokratyczne władze Argentyny nie zrezygnowały z roszczeń do położonych 500 km od wybrzeża Patagonii Malwinów - jak po hiszpańsku nazywany jest archipelag składający się z dwóch dużych i 200 mniejszych wysp.

Ostatnio sytuację wokół nich zaostrzyła prezydent Argentyny Cristina Fernandez de Kirchner, po tym jak w ich pobliżu odkryto złoża ropy, które eksploatować chce W.Brytania. Ropa może zmienić ekonomiczne oblicze wysp, dotychczas utrzymującej się z hodowli owiec, rybołówstwa i turystyki. Eksploatacja ropy ma się rozpocząć w roku 2017.

Władze południowoamerykańskiego kraju utrudniają jak mogą życie mieszkańcom archipelagu. Władze wysp skarżą się, że Argentyńczycy nie przestrzegają kwot połowowych, a blokada portów nałożona przez regionalną organizację handlową MERCOSUR (Argentyna, Brazylia, Paragwaj i Urugwaj) sprawia, że zaopatrzenie w świeże produkty żywnościowe bywa kłopotliwe, a mieszkańcy wietrznych, chłodnych wysp muszą budować szklarnie.

Jakie są preferencje mieszkańców Falklandów dał jasno do zrozumienia Gavin Short, przewodniczący Zgromadzenia Ustawodawczego, 10-osobowego parlamentu wysp, zapowiadając referendum: "Uważam, że mieszkańcy Falklandów chcieliby, abyśmy pozostali autonomicznym terytorium zamorskim Wielkiej Brytanii. Z pewnością nie chcemy być rządzeni przez władze w Buenos Aires". Na wyspach wszędzie powiewają brytyjskie flagi, chociaż ich mieszkańcy są wielokulturowi. Spotkać tu można ludzi pochodzących z Chile, RPA czy Filipin.

"Referendum da bardzo jasne rezultaty" - uważa Jan Cheek, która również zasiada w lokalnym parlamencie. Jej rodzina od sześciu pokoleń mieszka na wyspach, które dzięki czerwonym skrzynkom pocztowym, wszechobecnym pubom i szeregowcom bardzo przypominają Anglię.

Argentyna, gdzie dzieci od najmłodszych lat uczone są, że Malwiny są częścią ich ojczyzny, już teraz zapowiada, że nie uzna wyników referendum. "To referendum nie ma podstaw prawnych. Nie jest zatwierdzone, ani nie będzie uznane przez ONZ, czy społeczność międzynarodową" - przekonuje ambasador Argentyny w Londynie Alicia Castro. Jej zdaniem jest ono tylko przedstawieniem.

Jak pisze dpa, dla Wielkiej Brytanii Falklandy stały się "drogim hobby". Londyn co roku musi przeznaczyć na nie 200 mln funtów. Pieniądze te w znacznej mierze idą na utrzymanie bazy wojskowej w Port Stanley. Między wyspami a Wielką Brytania kursuje brytyjska flota, w tym atomowe okręty podwodne, co Argentyna uznaje za pogwałcenie prawa międzynarodowego.

O konflikcie zbrojnym nie ma mowy, ponieważ wojsko zmagającej się z inflacją i zadłużeniem Argentyny nie jest na to gotowe. Buenos Aires stosuje jednak agresywną retorykę, mówiąc o okupacji wysp. Zdaniem szefa dyplomacji tego kraju Hectora Timermana w referendum "z brytyjskiej inicjatywy, obywatele brytyjscy zostaną spytani, czy chcą pozostać Brytyjczykami".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Zdecydują, czy chcą być brytyjskimi poddanymi
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.