Włodarczyk: to był najlepszy konkurs w historii
(fot. PAP/Bartłomiej Zborowski)
PAP / mh
To był najlepszy konkurs rzutu młotem w historii - oceniła po przylocie do Warszawy Anita Włodarczyk. "Zrobiłyśmy niesamowity spektakl, który w mojej ocenie przebił olimpijski finał w Londynie" - podkreśliła wicemistrzyni świata, której trener nie da odpocząć.
Na stadionie Łużniki w Moskwie po pasjonującej rywalizacji podopieczna Krzysztofa Kaliszewskiego zdobyła srebrny medal 14. lekkoatletycznych mistrzostw globu, bijąc wynikiem 78,46 rekord Polski. Zwyciężyła mistrzyni olimpijska Rosjanka Tatiana Łysenko - 78,80.
Włodarczyk witana była w niedzielne południe na lotnisku im. Fryderyka Chopina przez rodziców, tłum dziennikarzy i grono kibiców.
"To była piękna walka. W piątek padł rekord Polski, rekord Rosji, rekord mistrzostw. Wczoraj, kiedy poszłam na stadion kibicować kolegom, podchodziło do mnie mnóstwo Rosjan z gratulacjami i podziękowaniem za wspaniałą walkę i niesamowite emocje, do jakich przyczyniła się rywalizacja z ich rodaczką" - wspomniała pochodząca z Rawicza zawodniczka warszawskiej Skry.
Jak dodała, mimo iż to Łysenko okazała się lepsza, jest bardzo szczęśliwa. Stwierdziła, że dużo jej do niej nie brakuje.
"Przed konkursem wiedziałam, że stać mnie na złoto i gdyby nie rekord Polski czułabym niedosyt. Ale wracam z Moskwy zadowolona" - zaznaczyła mistrzyni świata z Berlina w 2009 roku, gdzie wygrała konkurs rekordem globu, po którym skacząc z radości... doznała urazu nogi.
Najbliższe jej marzenia to prysznic. "Prosto z lotniska jedziemy z rodzicami i przyjaciółmi do stołecznego mieszkania. Ale zanim usiądziemy i na spokojnie opowiemy sobie wrażenia z ostatnich dni, to wezmę prysznic. Niestety, nie mogę sobie pozwolić na specjalne świętowanie sukcesu, że nie wspomnę o ważnych datach. 8 sierpnia miałam urodziny, dzień później miał je mój trener, 15 było Marii, imienny mamy, a wczoraj moje. Sezon trwa dalej" - powiedziała PAP.
Krzysztof Kaliszewski dodał, że jeszcze w niedzielę chce zabrać podopieczną na trening. "Jesteśmy zawodowcami, przed nami kolejne starty. We wtorek w Dubnicy, za tydzień jest Memoriał Kamili Skolimowskiej w Warszawie. Do połowy września nie ma czasu na odpoczynek. W zależności, jak Anita będzie się dzisiaj czuła, podejmiemy decyzję, czy udamy się na stadion".
Rodzice pogodzili się z tym, że na prawdziwe przywitanie spokojnie poczekają. "Jak będzie odpowiednia chwila to ugościmy córkę w rodzinnym domu w Rawiczu. A tam już czekać będzie jej ulubiony kotlet schabowy" - zapowiedziała Maria Włodarczyk.
Do tego czasu mistrzyni Europy z Helsinek zadowoli się innym smakołykiem, za który uważa kawę z popularnej sieci.
"Na pierwszym zgrupowaniu w Kalifornii +zaraziłam się+ kawą ze Starbucks’a. Od trzech lat jestem jej miłośniczką. Kolekcjonuję nawet kubki tej sieci i z każdej miejscowości na świecie, w której uda mi się napić, przywożę takie pamiątki" - wyjawiła.
Na inne przyjemności lekkoatletka pozwoli sobie dopiero po sezonie. Przede wszystkim zamierza nadrobić zaległości, jakie ma wobec windsurfingu.
"Nauczyłam się pływać w ubiegłym roku i od tej pory bardzo mnie ciągnie na deskę. Chwile pokusy pojawiły się na zgrupowaniu w ośrodku "Cetniewo" we Władysławowie, ale wiedziałam, że na miesiąc przed mistrzostwami świata nie mogę sobie na to pozwolić. Ale po sezonie na pewno pojadę nad Bałtyk" - zaznaczyła.
Podsumowując 14. mistrzostwa świata od "polskiej strony" podkreśliła, że uważa je za udane, ale należy poczekać na rywalizację sztafet. "Tam wszystko może się zdarzyć, to najbardziej nieobliczalna konkurencja. Generalnie było lepiej niż w Daegu, ale nie dorównaliśmy naszemu wspaniałemu występowi w Berlinie. Ze stolicy Rosji utkwi mi również w pamięci słaby aspekt, do jakiego zaliczyć trzeba kiepską organizację".
Jak opisywała przede wszystkim dlatego, że na stadionie zasiadało mało ludzi. "Pierwszy raz na imprezie tej rangi widziałam pusty obiekt. To duże zaskoczenie, bo dopiero wczoraj trybuny się zapełniły i można było poczuć atmosferę mistrzostw globu. W dodatku hotel, w jakim nocowaliśmy nie był ciekawy, a jedzenie słabiutkie".
Plany po zakończeniu kariery sportowej? "Nie mam wielkich, nietypowych marzeń. Chcę założyć rodzinę i być szczęśliwa. Na razie jest sport i co będzie później to zobaczymy. Zresztą... gdybym nie była lekkoatletką to zostałabym jakimś innym sportowcem".
Fakt, że do wysiłku została stworzona potwierdził jej ojciec. "To urodzony sportowiec, od dziecka była bardzo ruchliwa. Rower i piłka interesowały ją bardziej niż lalki. Była grzecznym dzieckiem, ale nigdy nie miała koleżanek, zawsze trzymała się z chłopakami..." - wspomniał Andrzej Włodarczyk.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł