Zaskakująco nieschematyczna Holland
Tym razem Agnieszce Holland udało się uniknąć prostych uprzedzeń i podgrzewania atmosfery wokół oceny zachowania Polaków wobec Żydów w trudnych momentach historii.
Tydzień temu na ekrany kin wszedł polski kandydat do Oskara "W ciemności". Najnowszy film Agnieszki Holland opowiada prawdziwą historię ocalenia Krystyny Chiger, opisaną w jej autobiograficznej książce "Dziewczynka w zielonym sweterku". Poznajemy wojenne losy rodziny Chigerów oraz kilkunastoosobowej grupki Żydów ukrywających się przez czternaście miesięcy w lwowskich kanałach. Jest to adaptacją powieści "In The Sewers of Lvov", autorstwa Roberta Marshalla.
Budząca kontrowersje
Szczerze mówiąc, nie przepadam za jedną z najbardziej znanych polskich reżyserek, ponieważ często w jej wypowiedziach można znaleźć wiele krytycznych (i wydaje mi się, że również krzywdzących) wypowiedzi w stosunku do "polskiego katolicyzmu" i w ogóle do Polaków ("Polski katolicyzm był zawsze filozoficznie szalenie płytki, patriotyczno-polityczny, a nie teologiczny czy mistyczny.", "W katolicyzmie, w jego często bezmyślnej obrzędowości jest pewien rodzaj ułatwienia. Człowiek czuje się zwolniony z zadawania sobie pytań o sens własnego działania. Szczególnie w polskim Kościele koncepcja wolnej woli jest nieustająco kwestionowana przez praktykę" - to tylko dwa krótkie przykłady). Również jej dotychczasowe filmy pokazywały polski antysemityzm w sposób, według mnie, wyolbrzymiony.
Jednak po uroczystej premierze "W ciemności", usłyszałem i przeczytałem dużo ciekawych i pochlebnych recenzji (m. in. wypowiedź kardynała Kazimierza Nycza, który stwierdził, że film może stać się ważnym elementem debaty polsko-żydowskiej i dialogu chrześcijańsko-żydowskiego, bowiem pokazuje te relacje sprawiedliwie). To właśnie zachęciło mnie do pójścia do kina i wyrobienia sobie własnej opinii na temat tej produkcji.
Złożona rzeczywistość
Poza małymi prztyczkami w stronę ludowego katolicyzmu (kilka scen, w których u prostych ludzi ogromne zdziwienie budzi fakt, że Jezus był Żydem), tym razem Agnieszce Holland udało się uniknąć prostych uprzedzeń i podgrzewania atmosfery wokół oceny zachowania Polaków wobec Żydów w trudnych momentach historii.
Główny bohater (znakomita rola Roberta Więckiewicza), którego na samym początku poznajemy jako pospolitego złodziejaszka pracującego w kanałach, przechodzi bardzo ciekawą i znaczącą ewolucję. Od człowieka, który podjął się "pomocy" Żydom tylko i wyłącznie ze względu na kasę do osoby zdolnej do bezinteresownego działania, narażającej bezpieczeństwo swoje i swoich bliskich, dla ratowania życia ukrywających się w kanałach uciekinierów z lwowskiego getta.
Z drugiej strony, oglądając film, nie zobaczymy całkowicie wybielonych bohaterów żydowskich. "Oryginalność Holland polega na pokazaniu nam innej twarzy Holocaustu, bez martyrologii i politycznej poprawności, co było widoczne w «Liście Schindlera» Spielberga. Przecież nawet ofiary, czyli Żydzi z kanałów, to zbiór różnych typów ludzkich, nie zawsze sympatycznych. Jesteśmy świadkami zdrad małżeńskich, zazdrości, pychy i kłamstwa. W namiętności seksualnej w zaduchu kanału i przy dochodzących z góry odgłosach rozstrzeliwania ludzi jest coś z grozy i lęku, połączonych z czymś fascynującym, co pociąga nawet w perspektywie okrutnej śmierci. Poród dziecka, poczętego, zresztą w wyniku zdrady małżeńskiej, i dramatyczna decyzja matki (która zabija noworodka - przyp. red.), nadają całej historii cechy tragedii antycznej" - pisze ks. Andrzej Luter.
Na łamach "New York Times" Robert Więkiewicz powiedział, że film, w którym zagrał główną rolę, jest dziełem o "tajemnicy ludzkiego serca".
- Jestem zafascynowany tymi, którzy w czasie wojny, mimo grożącego im niebezpieczeństwa, byli gotowi wyjść naprzeciw drugiemu człowiekowi i powiedzieć - daję wam pomocną dłoń. To trudna do pojęcia zagadka ludzkiego serca, której nigdy nie będziemy w stanie rozwiązać - stwierdził.
Dawno nie widziałem polskiej produkcji poruszającej ważne i drażliwe tematy, która nie byłaby jakimś zubożonym i uproszczonym obrazem rzeczywistości, mającym na celu udowodnienie z góry założonej tezy. Dlatego również ja przyłączam się do tych wszystkich, którzy uważają, że ten film trzeba zobaczyć. A polskiej reżyserce życzę więcej tak dobrych i nie "czarno-białych" produkcji.
Skomentuj artykuł