Logo źródła: Nowy Dziennik Arek Braniewski / slo
Na Sardynię polecieliśmy pod koniec listopada, czyli już po sezonie turystycznym. We dwóch – syn i ojciec. Wymarzyliśmy sobie, że objedziemy wyspę dookoła. Każdy z nas miał inne wyobrażenie tego miejsca. Jak różne, okazało się dzięki tej wyprawie pełnej zabawnych, ale i mrożących krew w żyłach wrażeń.
Na Sardynię polecieliśmy pod koniec listopada, czyli już po sezonie turystycznym. We dwóch – syn i ojciec. Wymarzyliśmy sobie, że objedziemy wyspę dookoła. Każdy z nas miał inne wyobrażenie tego miejsca. Jak różne, okazało się dzięki tej wyprawie pełnej zabawnych, ale i mrożących krew w żyłach wrażeń.