Logo źródła: WAM Andrzej Kozioł
Tuż po wojnie, z dorożkami było i lepiej, niż dzisiaj, i gorzej. Lepiej, bo jeszcze po Krakowie jeździli fiakrzy klasyczni – każdy w meloniku, często zielonkawym ze starości, ale autentycznym, przepisowym. Jeszcze wtedy żaden fiakier nie włożyłby na głowę cyklistówki, pilśniaka, beretu – po prostu nie pozwoliłby mu na to fiakierski honor. Gorzej, ponieważ nie do przejażdżek wykorzystywano fiakrów i fiakry (pojazd, podobnie jak woźnicę, nazywano fiakrem, od paryskiego kościoła św. Fiacrusa, przy którym rezydowali dorożkarze), ale do transportu zakupionych w mieście przedmiotów - pisze Andrzej Kozioł w książce "Magia dawnego Krakowa", której fragment publikujemy.
Tuż po wojnie, z dorożkami było i lepiej, niż dzisiaj, i gorzej. Lepiej, bo jeszcze po Krakowie jeździli fiakrzy klasyczni – każdy w meloniku, często zielonkawym ze starości, ale autentycznym, przepisowym. Jeszcze wtedy żaden fiakier nie włożyłby na głowę cyklistówki, pilśniaka, beretu – po prostu nie pozwoliłby mu na to fiakierski honor. Gorzej, ponieważ nie do przejażdżek wykorzystywano fiakrów i fiakry (pojazd, podobnie jak woźnicę, nazywano fiakrem, od paryskiego kościoła św. Fiacrusa, przy którym rezydowali dorożkarze), ale do transportu zakupionych w mieście przedmiotów - pisze Andrzej Kozioł w książce "Magia dawnego Krakowa", której fragment publikujemy.
PAP / sz
Zarzuty znęcania się nad zwierzęciem usłyszał dorożkarz w związku ze śmiercią konia Pilsnera. Do zdarzenia doszło w styczniu ub.r. na krakowskim Rynku. Zwierzę ciągnące dorożkę przewróciło się, a obrażenia były na tyle poważne, że weterynarz zdecydował o uśpieniu konia.
Zarzuty znęcania się nad zwierzęciem usłyszał dorożkarz w związku ze śmiercią konia Pilsnera. Do zdarzenia doszło w styczniu ub.r. na krakowskim Rynku. Zwierzę ciągnące dorożkę przewróciło się, a obrażenia były na tyle poważne, że weterynarz zdecydował o uśpieniu konia.