Abhishiktananda – chrześcijanin w hinduizmie

(Fot. Abhishiktananda Society)
James A. Wiseman OSB

W dziejach duchowości chrześcijańskiej w Azji w XX wieku pojawiały się wielkie postaci, o których wciąż bardzo mało wiedzą chrześcijanie żyjący na innych kontynentach. Ich myśl i działalność bez wątpienia zasługują na poznanie.

Ciekawy przebieg miał żywot francuskiego mnicha Henriego Le Saux (1910-1973), który stał się znany pod przybranym indyjskim imieniem Abhishiktananda („Błogość Pomazańca”). Le Saux przyszedł na świat w Bretanii, jako najstarszy z siedmiorga rodzeństwa. Po kilku latach studiów w seminarium duchownym dołączył do wspólnoty benedyktyńskiej Sainte-Anne-de-Kergonan nieopodal rodzinnej miejscowości.

W liście, który skierował do mistrza nowicjatu na rok przed swoim ostatecznym wstąpieniem do zakonu, rozbrzmiewa temat charakteryzujący jego najgłębsze pragnienie przez resztę życia:

„Tym, co od początku przyciągało mnie [do klasztoru] i co nadal mnie tam kieruje, jest nadzieja znalezienia tam obecności Boga bardziej bezpośrednio niż gdziekolwiek indziej”.

W pierwszych latach Le Saux pełnił we wspólnocie funkcję bibliotekarza i nauczyciela patrystyki dla nowicjuszy. Jednak nawet przed swoją ostateczną profesją i święceniami kapłańskimi w listach i dzienniku wspominał o narastającej w nim potrzebie wyjazdu do Indii. Pragnął przyczynić się do chrystianizacji tego kraju, swój wzór widząc w benedyktyńskich mnichach, którzy przed wiekami kształtowali oblicze chrześcijańskiej Europy. Le Saux uzyskał zgodę opata i, po kilku nieudanych próbach, otrzymał pozytywną odpowiedź biskupa południowoindyjskiej prowincji Tamil Nadu.

 

Mieszkanie w Indiach

Zamieszkały tam francuski ksiądz Jules Monchanin uznał przyjazd benedyktyna za odpowiedź na swoje modlitwy o pokrewnego ducha, z którym mógłby założyć aśram, odosobniony ośrodek zakonny, gdzie uczniowie zbieraliby się wokół nauczyciela lub guru. Obaj mężczyźni zamieszkali w prostych szałasach w miejscu zwanym Shantivanam („Las Pokoju”), na brzegu rzeki Cavery. To wtedy Le Saux przybrał indyjskie imię, pod którym stał się później znany.

Abhishiktananda opuszczał co pewien czas aśram, odwiedzając okoliczne ośrodki chrześcijańskie i hinduistyczne. Szczególnie pamiętna była dlań wizyta u podnóża świętej góry Arunachala, gdzie zamieszkiwał wraz z uczniami hinduistyczny guru Śri Ramana Maharishi. Spokojny uśmiech mędrca, głębokie skupienie jego uczniów i niezwykłe piękno wedyjskich pieśni, śpiewanych każdego poranka i każdego wieczoru, stanowiły dla Abhishiktanandy „wezwanie, które przenikało poprzez wszystko, rozdzierało [wszystko] na kawałki i otwierało potężną otchłań (…). Doznania te były dla mnie nowe, lecz zarazem tak silne, że nie mógłbym się ich wyprzeć”.

  

 

Mistyka europejska i azjatycka

Benedyktyn począł spędzać całe tygodnie w samotności w jednej z jaskiń, którymi usiane były zbocza góry. Podczas jednego z tych odosobnień przeżył potężne doświadczenie obcowania ze swym najgłębszym ja, któremu towarzyszyło poczucie, że ów najgłębszy rdzeń jego istoty ostatecznie stanowi jedność z Absolutem. Abhishiktananda twierdził, że doświadczenie tego rodzaju, opisywane w hinduistycznych Upaniszadach, jest również obecne w Ewangeliach, np. w wypowiedzi Jezusa: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10, 30).

Benedyktyn był przekonany, że doświadczenie jedności - które określał hinduistycznym terminem „adwajta” (advaita) - nie stanowi specyfiki indyjskiej, lecz było udziałem wielu chrześcijańskich mistyków w Europie, chociaż zwykle wyrażali je w nieadekwatny sposób, byli bowiem spętani terminologią zakorzenioną w filozofii greckiej i scholastycznej:

„Gdyby tylko znali myśl wedanty, posługiwaliby się całkiem naturalnie językiem adwajty, tak jak czynią to mistycy Indii. Niektórzy, zaiste, podejmowali takie próby, bowiem ich doświadczenia były tak silne, że przełamywały wszelkie ograniczenia - lecz cena, jaką musieli płacić za podążanie nieprzetartym szlakiem, była niekiedy wysoka. Mistrz Eckhart został potępiony. Marguerite Porete spłonęła na stosie. Nawet pisma Jana od Krzyża traktowano podejrzliwie”.

Nic dziwnego, że wypowiedzi samego Abhishiktanandy zaczęły budzić zastrzeżenia władz kościelnych.

Niektóre jego prace nie uzyskały zgody na publikację, a większość jego spuścizny ukazała się dopiero pośmiertnie. Decyzje cenzorów nie były jedyną przyczyną strapienia benedyktyna. Przeżywał również wątpliwości co do swej tożsamości religijnej: Czy – chociaż wciąż odmawiał Liturgię Godzin i odprawiał mszę – nadal był chrześcijaninem? W jaki sposób, jeśli w ogóle, mógł pogodzić swą przynależność do chrześcijaństwa i pociąg do hinduizmu?

Dylemat adwajtyczny

Sedno problemu stanowił, jak to określał, „dylemat adwajtyczny”:

„W doświadczeniu unicestwienia [dualności] nie można już niczego przed sobą rzutować; nie istnieje żaden drugi «biegun», do którego można odnosić siebie i który można nazywać Bogiem”. Poczucie związku z Bogiem – które wyrażał Paweł, pisząc o widzeniu Boga „twarzą w twarz” (1 Kor 13, 12) – znika, gdy „pochłania nas tajemnica, w obliczu której nie można już używać takich pojęć jak «Ty» i «ja»”.

Targanemu wątpliwościami Abhishiktanandzie pod koniec życia (zwłaszcza w okresie pięciu miesięcy pomiędzy pierwszym a drugim, śmiertelnym atakiem serca) dane było jednak zaznać spokoju ducha podobnego do doświadczeń z początków jego poszukiwań duchowych, gdy jako młodzieniec wstąpił do wspólnoty w Kergonan. Osiągnął go nie tyle w wyniku dojścia do klarownych odpowiedzi na stawiane pytania, ile raczej poprzez radosną akceptację życia w obliczu boskiej tajemnicy, o której mówił niekiedy, że czuje się nią „okryty”.

 

Jego duchowość, podobnie jak duchowość pewnych innych postaci w dziejach chrześcijaństwa – zwłaszcza Grzegorza z Nyssy, Mistrza Eckharta i Marguerite Porete – była konsekwentnie apofatyczna.Abhishiktananda jak wszyscy apofatyczni mistycy stopniowo coraz bardziej skłaniał się ku milczeniu. Wyrażał wręcz przekonanie, że nacisk na milczenie, tak powszechny w nauczaniu indyjskich mędrców-pustelników, stanowi najważniejszy element, jakim Indie mogą wzbogacić duchowość reszty chrześcijańskiego świata:

Indie traktują z absolutną powagą to słowo, które tradycja przyjęła z Psalmu 64: silentium tibilaus.

Chrześcijanin Zachodu i Wschodu, którego prowizoryczna akulturacja zbyt często odcina od źródeł modlitwy, musi ponownie nauczyć się od wiecznych Indii owego milczenia duszy przed Bogiem (…).

(…) Dopóki Boga – lub Tajemnicę – sprowadza się do pewnego imienia, jakie nadaje Mu jakaś grupa ludzi, lub do jakiegoś uformowanego przez nich Jego wyobrażenia, a Jego niewypowiadalność nadal pozostaje pewną koncepcją, ideą – jak w teologicznym apofatyzmie – dopóty wierzącym bardzo trudno jest (…) rozpoznać wszędzie całkowitą tajemnicę tej Obecności. Dopiero gdy dusza doświadcza, że owo Imię poza wszystkimi nazwami może być wypowiedziane tylko w milczeniu Ducha, człowiek jest zdolny osiągnąć ową całkowitą otwartość, która pozwala dostrzegać Tajemnicę w jej znaku (…).

Ów nacisk na milczenie był z natury bliski Abhishiktanandzie, który niekiedy spędzał w odosobnieniu całe tygodnie, lecz zarazem głęboko doceniał znaczenie liturgii Kościoła. Poprzez rekolekcje i pisma – zwłaszcza po wezwaniu Soboru Watykańskiego II do reformy liturgicznej – benedyktyn starał się z całej mocy ukazać innym znaczenie zakorzenienia tej reformy w doświadczeniu kontemplacyjnym.

Jedna z jego najwybitniejszych książek, zatytułowana po prostu Prayer (Modlitwa), zawiera następujące refleksje na temat liturgii w epoce posoborowej:

Medytacyjny śpiew po czytaniu [Pisma Świętego], który umożliwia wiernemu delektowanie się tajemnicą, powinien wywodzić się nie tylko z biblijnych źródeł, lecz również z pism „kosmicznego przymierza”, których autorzy doświadczali tajemnicy i wyrażali to doświadczenie w terminach, które mogły wywołać podobne pragnienie u innych (…). Dopiero wtedy liturgia Kościoła odzyska swoją prawidłową funkcję w życiu.

Po śmierci Julesa Monchanina w 1957 roku w Abhishiktanandzie zaczęło narastać pragnienie, aby opuścić aśram w Shantivanam. W następnych latach benedyktyn zaczął spędzać coraz więcej czasu w północnych Indiach, zwłaszcza w pustelni nad brzegami Gangesu. Na dobre opuścił aśram w 1968 roku, przekazując go angielskiemu mnichowi Bede Griffithsowi (1906-1993) i dwóm jego towarzyszom.

To już jednak temat na inną opowieść.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Abhishiktananda – chrześcijanin w hinduizmie
Komentarze (4)
X
x44
15 października 2009, 19:24
Do Przemka: nie chcesz zatracić własnej tożsamości, czy swojego ego?
X
x44
15 października 2009, 19:21
Sam termin 'duchowość chrześcijańska' zakłada, że istnieją inne duchowości religijne, a może także niereligijne. Moim zdaniem to nieporozumienie, tworzenie 'graven images', klatek dla umysłu - duchowość jest jedna, do której można dojść różnymi drogami, a religie są tylko próbą (mniej lub bardziej udaną) wskazania tych ścieżek. Nie dajmy się zamykać w klatkach mentalnych - w tym życiu, czy w następnych i tak trzeba je będzie wszystkie przekroczyć :-)
CD
chodzący do tyłu
13 października 2009, 10:46
Gdy Bóg zaczyna być utożsamiany bardziej z Absolutem niż z Chrystustem, to można rzeczywiście najeść się wątpliwości, gubiąc się nieco przy tym.
PB
Przemek Blicharski
12 października 2009, 13:57
Bardzo ciekawy artykuł, przy tej okazji faktycznie warto postawić pytanie(abstrahując od bohatera tekstu), gdzie jest granica szacunku i poznawania innych religii, a zatracenia własnej tożsamości? Do jakiego wspólnego mianownika można zejść szukając porozumienia i zrozumienia, a co jest już granicą nieprzekraczalną?