Czego może nas nauczyć święty Jan XXIII? Tego, że warto całkowicie zdać się na Pana Boga
Jan XXIII całe życie był zupełnie normalnym człowiekiem, pochodził z przeciętnej rodziny, prowadził zwykłe życie kapłana i biskupa, w którym jednak musiał czasem rozwiązywać trudne, choć skądinąd całkiem prozaiczne problemy. Nie spotkamy u niego mistycznych przeżyć, nie był cudotwórcą, nie miał stygmatów, nie nawrócił w swym życiu setek tysięcy pogan, ateistów i innowierców, wreszcie nie zginął męczeńską śmiercią, lecz umarł we własnym łóżku. A zatem po co nam taki święty? I skąd się nagle wzięło aż tylu ludzi żywiących do niego tak głęboką cześć, że Kościół zdecydował się obdarzyć go chwałą ołtarzy? Publikujemy fragment książki Jacka Święckiego "Jan XXIII. Wypróbowany święty".
Jan XXIII całkowicie zdał się na Pana Boga
Najważniejszym postanowieniem Angela Roncallego (przyszłego papieża Jana XXIII - przyp. red.), które przesądziło o jego losach, było zaprzestanie układania sobie planów na życie i całkowite zdanie się na Boga. Trzymał się Go przez całe życie, niczym alpinista liny. Zasada ta była dla niego naturalną konsekwencją świętej obojętności znanej mu z Ćwiczeń duchowych, nad którą długo medytował w trakcie przełomowych rekolekcji z o. Pitocchim w grudniu 1902 roku. Niemniej mógł ją także przyswoić z rozważań średniowiecznego mnicha Tomasza a Kempis zawartych w O naśladowaniu Chrystusa. To klasyczne dzieło literatury ascetycznej, zalecane także przez św. Ignacego jako lektura uzupełniająca do Ćwiczeń trzeciego tygodnia, było bardzo popularne w bergamskim seminarium. Młodemu Angelowi musiał głęboko zapaść w serce następujący fragment:
Synu, nie zdołasz osiągnąć prawdziwej wolności, jeśli nie wyrzekniesz się w pełni samego siebie. Posiadający, zakochani w sobie, chciwi, ciekawi, wiecznie zaaferowani, wygodni, ci, co nie pragną tego, co Jezusowe, ale żyją tylko wyobraźnią i planowaniem tego, co trwać nie może, wszyscy oni mają związane ręce. Bo wszystko, co nie jest zrodzone z Boga, zginie. Trzymaj się tych zwięzłych i dosadnych słów: zgubić wszystko, żeby wszystko odnaleźć, porzucić pragnienia, żeby uzyskać spokój. Przemyśl to i wprowadź w czyn, a wszystko zrozumiesz.
Rezygnacja z własnego pomysłu na życie nie oznaczała jednak dla niego biernego oczekiwania na decyzję przełożonych. Wprost przeciwnie: duchowość św. Ignacego inspirowała go do takiego rozważania Ewangelii – i przypatrywania się poprzez nią Jezusowi – aby dzień po dniu odkrywać wolę Bożą i zgodnie z nią podejmować działania, które odbiegały często od obowiązujących kanonów i norm. Wiedział przy tym dobrze, że taki sposób rozeznawania wiąże się niejako z przekreśleniem samego siebie i nabraniem dystansu do swoich naturalnych talentów i upodobań.
Gdyby za nimi poszedł, zostałby z pewnością cenionym profesorem historii Kościoła, wziętym organizatorem i może z czasem doczekałby się także biskupstwa. Przypuszczalnie byłby z tym na swój sposób szczęśliwy. Nie zostałby jednak nigdy wielkim papieżem, który okazał się nie tylko nauczycielem historii Kościoła, lecz także jej twórcą. Dzięki swej natchnionej kontemplacji dziejów Kościoła i świata zdobył się bowiem na odwagę otwarcia ich kolejnego rozdziału.
Stan wewnętrznego uśmiercenia i zmartwychwstanie
Postawę tę wyraża najpełniej jego biskupia dewiza: „Posłuszeństwo i pokój”. Jej realizacja nierzadko wymagała od Angela heroizmu. W Bułgarii sam doświadczył, że najpierw doprowadza ona do stanu wewnętrznego uśmiercenia, a dopiero potem owocuje zmartwychwstaniem. Przekonał się wtedy, że Bóg nigdy nie prowadzi człowieka ku unicestwieniu, ale ku pełni życia. Przypomina to doświadczenie kogoś, kto nie potrafi jeszcze pływać i zostaje nagle wrzucony na głęboką wodę. Jeśli się będzie szarpał i usiłował ratować na własną rękę – niechybnie utonie. Jeśli jednak na moment da się pochłonąć wodzie, ona sama wypchnie go już za chwilę na powierzchnię, tak że będzie miał czas, aby nabrać oddechu przed ponownym zanurzeniem. I tak do upadłego, dopóki nie znajdzie się na brzegu lub też nie nadejdzie pomoc.
Tak też czynił właśnie Angelo: nie wpadał nigdy w panikę i ufał, bo dzięki poznaniu płynącemu z wiary wiedział, że trudny moment wkrótce przejdzie. Gdy zaś wszystko szło dobrze, wiedział doskonale, że wkrótce mogą się pojawić trudności. Tak właśnie, jak stwierdza to reguła św. Ignacego przypominająca, że ten, kto przeżywa pocieszenie, powinien przygotować się na przyszłe strapienie, a ten, kto jest w stanie strapienia, nie powinien nigdy wątpić w pomoc Bożą (por. ĆD 324).
List Jana XXIII do brata
Z tego też powodu nigdy nie zwątpił w Kościół, chociaż ze strony tylu wpływowych hierarchów doznał wielu przykrości. Owszem, zdawał sobie sprawę, że Kościół nie jest wolny od grzechu, ale to właśnie poprzez niego realizuje się w czasie tajemniczy Boży zamiar wobec świata. Posłuszeństwo może wiązać się z upokorzeniami i w pierwszej chwili wydaje się bezowocne. Potem jednak przynosi plon obfity. Tę postawę Angela świetnie ilustruje jego list do brata, napisany w Stambule:
Przede wszystkim staraj się unikać wszelkiej niezgody, [i to] nawet lekkiej, z Księdzem Rektorem. Lepiej jest niczego nie robić [jeśli chodzi o zaangażowanie się w działalność parafii] i zachować z nim zgodę, niż zabrać się do pracy, sprzeciwiając się mu. [Chyba] mnie rozumiesz. Ja sam byłem w Bułgarii 10 lat, cierpiąc, że nie mogę zrobić więcej; a nie mogłem dlatego, że musiałbym [wtedy] sprzeciwić się biskupom. Teraz jednak wydaje się, że zrobiłem wiele; to znaczy widzi się, że Pan sprawił, iż owoce mojego milczenia i mego poprzestawania na małym – [tak] aby nie naruszyć miłości i pokoju – dojrzały w inny sposób (LdR 276).
Dzięki takiemu podejściu Angelo był zawsze przygotowany na śmierć i nie obawiał się odejścia z tego świata. Był bowiem pewien, że koniec nadejdzie dopiero wtedy, gdy zdoła wykonać wszystkie swe ziemskie prace zgodnie z wolą Bożą. Nie odczuwał więc lęku, że umrze przedwcześnie, zanim zdąży wykonać to, co do niego należy. W konsekwencji starał się żyć dniem dzisiejszym i pracował tak, jakby niebawem miał umrzeć. Był jednak zawsze gotowy podjąć się nowych zadań. I co ciekawe, z czasem myśli o śmierci stawały się jego pocieszeniem, a nie strapieniem.
Fragment pochodzi z książki "Jan XXIII. Wypróbowany święty" (Wydawnictwo WAM)
Skomentuj artykuł