Dominik Dubiel SJ: Uświadomiłem sobie, jak bardzo nie wiemy co się dzieje w drugim człowieku

Dominik Dubiel SJ (fot. jezuici.pl)
Facebook.com / tk

Od kiedy towarzyszę duchowo ludziom (już ładnych parę lat), a zwłaszcza od kiedy spowiadam, czyli odkąd bywam dopuszczany do naprawdę delikatnych miejsc w ich sercach, sporo moich poglądów się zmieniło. Najbardziej zmienił się jednak mój sposób wypowiadania się na różne tematy, zwłaszcza publicznie. Kto mnie obserwuje od dłuższego czasu, z pewnością zauważył tę zmianę. Ma to dwie zasadnicze przyczyny – czytamy we wpisie jezuity o. Dominika Dubiela na Facebooku.

Nie wiemy, co się dzieje w drugim człowieku

Po pierwsze, uświadomiłem sobie, jak bardzo nie wiemy co się dzieje w drugim człowieku. Widzimy coś na zewnątrz, a w środku rozgrywają się nieraz naprawdę dramatyczne zmagania. Nie mamy pojęcia o zranieniach, jakie niesie drugi człowiek, o historii, która go ukształtowała i sprawiła, że jest taki, a nie inny. Nie mamy pojęcia o cierpieniu, którego doświadcza i że jego postawa bywa rozpaczliwą próbą ocalenia samego siebie przed wewnętrznym rozpadem. Nie wiemy o ciemności, z której próbuje się wydostać, a którą maskuje uśmiechem, albo ironią. Ignorujemy, że ma w sobie pragnienie dobra i miłości, nawet jeśli realizuje je na drodze, której nie podzielamy. Pomijamy, że kimkolwiek jest, dzieje się dzięki niemu konkretne dobro w życiu konkretnych osób.

Łatwo jest napisać agresywny, paternalistyczny komentarz, "zaorać", wykpić, nie mając pojęcia jak w ten sposób rani się drugiego człowieka. W końcu mamy rację i walczymy o prawdę, więc wszystkie chwyty dozwolone, prawda? Myślę, że jednak nie. Nawet jeśli mamy rację, to nie każda prawda wyzwala. Czasem prawda jest tylko wiedzą, którą niszczymy drugiego. To nie ma nic wspólnego z Ewangelią, ani nawet ze zwykłym człowieczeństwem. Wyzwala Prawda, którą jest Jezus Chrystus. Bóg, który kocha, przyjmuje i zbawia bez warunków wstępnych. Wyzwala Miłość.

DEON.PL POLECA

Brać odpowiedzialność za słowo

Po drugie, słysząc od konkretnych osób, jak zmagają się z nienawiścią, którą zaszczepiają im media obrzydzające i demonizujące drugą stronę (działa to doskonale w obie strony naszego rodzimego podziału politycznego i ogólnokościelnego), zastanawiam się, czy publicyści, dziennikarze, influencerzy, a czasem niestety i księża, mają świadomość i biorą odpowiedzialność za to, co swoimi sążnistymi wypowiedziami pomagają hodować w ludzkich sercach.

Słowo ma moc. Możemy je wykorzystywać do podsycania wzajemnej niechęci i pogłębiania podziałów. Możemy też je wykorzystać do budowania przestrzeni szacunku, bezpieczeństwa i wrażliwości. Od jednego i drugiego dzieli nas parę stuknięć w klawiaturę.

Chrześcijanie w świecie podziałów

Podziały, jakie przebiegają przez Kościół katolicki są coraz bardziej wyraźne. To, co jedni uważają za wypełnianie poleceń Chrystusa, inni uznają za ich odrzucenie i działanie na szkodę Ewangelii.

Przekonywanie myślących inaczej raczej nie wielkiego sensu w tym kontekście. Chyba nie widziałem takiej sytuacji, żeby ktoś stojący po jednej stronie znalazł argumenty, które przekonałyby kogoś o radykalnie odmiennych poglądach. Zwykle następuje raczej próba obrony swojego stanowiska i zabetonowanie pozycji. A nawet jeśli pojedyncze osoby przekonają się, to nie łudźmy się: nie pojawi się nagle argument, który przekona całą grupę do uznania racji tej drugiej strony.

Co w związku z tym możemy i powinniśmy robić jako katolicy? Dążyć do wypracowania jakiegoś kompromisu z tymi, którzy myślą inaczej, żeby ocalić jedność, której znakiem dla świata powinien być Kościół? Robić swoje zgodnie z sumieniem i po prostu zgodzić się, że inni katolicy myślą zupełnie inaczej? Może jest jeszcze jakaś inna opcja?

Facebook.com / tk

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dominik Dubiel SJ: Uświadomiłem sobie, jak bardzo nie wiemy co się dzieje w drugim człowieku
Komentarze (11)
MN
Mariusz Nowak
25 sierpnia 2024, 21:00
Gdyby ksiądz miał rodzinę, poznałby problemy...
HN
~Hejter Nie Katolik
24 sierpnia 2024, 20:31
A, tak, my hejterzy pozamykaliśmy się w swoich skorupach. I wy nic nie jesteście w stanie z tym zrobić. My możemy coś z tym zrobić.
RC
~Roman Czytelnik
23 sierpnia 2024, 23:42
Oczywiscie ze publicyści, dziennikarze, influencerzy, a czasem i księża, mają świadomość ale nie biorą odpowiedzialności za to, co swoimi sążnistymi wypowiedziami pomagają hodować w ludzkich sercach.
EM
~Ewa Maj
23 sierpnia 2024, 18:42
Jasne, że katolicy nie są jednomyslni we wszystkich ważnych sprawach i nie-katolicy też nie są jednomyślni. Może chodzi o to, by nie odbierać ludziom prawa do identyfikowania się (tak, wiem, że to modne i zapalne słowo) jako katolicy, gdy widzimy, że różnią się od nas. I odwrotnie, nie wmawiać ludziom katolicyzmu, gdy podkreslają, że daleko im do tego. Oczywiście to wszystko wymaga założenia, że "katolicyzm" jest ważnym elementem tożsamości każdego czlowieka i dlatego zasługuje na szczególną ochronę, by nie razić ludzi w ich czułe miejsca.
BD
~Bo D
23 sierpnia 2024, 12:16
Jakoś, gdy przez osiem ostatnich lat poprzedni rządzący wyśmiewali i ośmieszali oraz poniżali przeciwników politycznych Kościół milczał lub wręcz popierał rządzących, więc skąd teraz zdziwienie, że tak gleboki podział w społeczeństwie i w Kosciele polskim.
PN
~P N
24 sierpnia 2024, 07:03
Okreslenie "moherowe berety" Lider PO do obiegu wprowadzil w 2005r., po raz pierwszy w najnowszej historii naszego kraju obrazajac publicznie grupe wyborcow. Dla mnie od tamtego czasu liczy sie nowy, niespecjalnie radosny standard w debacie publicznej, okres "mowy milosci" - zapoczatkowany przez prezesa partii sponsorujacej, jak wiemy, dopiero co, Pablo Moralesa. Mowiac jedynie o ostatnich osmiu latach w kontekscie trudnych do przyjecia, wprowadzajacych podzialy komunikatow sygnalizuje sie, w moim odbiorze, ze 1) trwajace juz niemal dwie dekady podsmiechujki (nieraz podszyte pogarda i agresja) z wyborcow PiS/Samoobrony/LPR nie urazaly wrazliwosci mowiacego lub ewentualnie 2) mlody wiek i/lub 3) nie do konca spojny obraz spolecznej rzeczywistosci, korelujacy byc moze z przebywaniem w tzw. "swojej bance". Tak to widze.
NK
~Nie Katolik
24 sierpnia 2024, 22:34
@P N - Odnoszę wrażenie że wy właśnie tego chcecie. Chcecie by ludzie tacy wobec was byli, a jeśli nie są to tym gorzej dla nich. W jakiś sposób jest to wam potrzebne do życia.
PN
~P N
30 sierpnia 2024, 09:24
Dziękuję za szczerą odpowiedź. Czy zechce Pan(i) ją - w możliwie konstruktywny sposób - rozwinąć?
NK
~Nie Katolik
31 sierpnia 2024, 23:53
Cóż, po takim pana komentarzu... Pamięta pan jakieś głupie stwierdzenie pana Tuska sprzed 20 lat, i buduje na nim swoją opinię... Tusk przeprosił za nie, o ile się orientuję. Poza tym, myślę że moglibyśmy się licytować na liczbę pogardliwych zachowań i określeń, jakich więcej padło po której stronie. Ale też nie lubię i nie chcę babrać się w takich rzeczach. Poza tym, mógłbym zacytować panu powyższy artykuł, pod którym mógłbym się podpisać.
AB
~Artur Bąk
23 sierpnia 2024, 11:38
Gwoli uściślenia ostatniego zdania, Faryzeuszy oczywiście nie odrzucał, co potwierdzają losy Szawła, czy Nikodema ale nawracał, a zatwardziałych po prostu pozostawił w ich zatwardziałości.
AB
~Artur Bąk
23 sierpnia 2024, 11:01
Bardzo ładne słowa ks. Dubiela. Tylko jak w praktyce "dążyć do wypracowania jakiegoś kompromisu z tymi, którzy myślą inaczej, żeby ocalić jedność, której znakiem dla świata powinien być Kościół". Jeśli w moim odczuciu ludzie deklarujący się jako katolicy są zatwardziałymi grzesznikami popierającymi np aborcję to jaki kompromis można osiągnąć między dobrem a grzechem? Oczywiście to moja subiektywna ocena tej grupy osób i może być błędna. Ale historia pokazuje, że Kościół dzielił się niestety bo szatan tak działa. Rolą ludzi Kościoła jest dbać o czystość własnej duszy i jasno wskazywać grzeszącym drogę do Chrystusa a nie szukać kompromisu z trwającymi w grzechu w imię fikcyjnej jedności. Chrystus nie szukał jedności z Faryzeuszami którzy formalnie byli wyznawcami tego samego Boga.