6 rzeczy, których na temat wiary w Chrystusa nauczyli mnie Avengersi

(fot. materiały promocyjne)

Uwaga! Jeżeli nie oglądałeś Avengers: Infinity War i Avengers: Endgame, a chcesz je obejrzeć, to miej na uwadze, że poniższy tekst zawiera mnóstwo spoilerów. Zostałeś ostrzeżony.

Zło, które jest krzykliwe, nieraz w historii tego świata wygrywało bitwy. Holokaust. Ludobójstwo Indian, Ormian, Aborygenów. Wojny Światowe. 41 milionów ofiar aborcji w 2018 roku, którym towarzyszą słowa: nie chcę cię. Długo można by wymieniać. Wydawać by się mogło, że zło zwycięża. Jednak te wszystkie zwycięstwa są iluzoryczne. Zło zostało pokonane, raz na zawsze. Przez ofiarę Jednego. Boga-Człowieka. Odbicie tej Prawdy widzimy w ostatnich dwóch megaprodukcjach Marvela, które tworzą jedną całość. Avengers: Infinity War oraz Avengers: Endgame.

W Infinity War zło pod postacią Thanosa, Szalonego Tytana, zwycięża. Avengersi nie zdołali go powstrzymać przed jego jakże okrutnym, ale też dość nielogicznym planem: aby przywrócić równowagę we wszechświecie, postanawia wymazać 50% wszystkich żyjących stworzeń z istnienia. Udaje mu się. Taka demoniczna wersja końca czasów. Tam też jest powiedziane: jeden zostanie wzięty, drugi pozostawiony (por. Mt 24,36-41). Jednak koniec historii tego szaleńca jest zwieńczony samą śmiercią, niczym więcej. Thanos w tym filmie jako pokręcony bóg śmierci, antyteza Boga Stworzenia, zbiera sześć kamieni nieskończoności, na swą modłę imitując Boga, który w sześć dni stworzył świat i za pomocą tych sześciu kamieni realizuje scenariusz unicestwienia. Zamiast Pana i Ożywiciela - Tyran i Uśmierciciel. Co ma zamiar zrobić po wykonanej "pracy"? Planuje odpocząć. Natomiast po zrealizowaniu swojego scenariusza, zapytany co było ceną, odpowiada, że... wszystko. Czy czegoś nam to nie przypomina?

Kiedy wychodziłem z kina po Infinity War, byłem poruszony. W końcu połowa bohaterów, która od kilkunastu lat gości w moim życiu, nagle zginęła. Ale czy nadzieja wraz z ich śmiercią również umarła? Oglądając to, co działo się na ekranie - miałem nieodparte wrażenie, że gdzieś już coś takiego widziałem. Te emocje. Poczucie straty i całkowitej przegranej. Poczucie winy z powodu błędów, które popełnili, walcząc o przetrwanie. Gorzkie łzy.

DEON.PL POLECA

Pełny obraz tej nauki, którą Pan Bóg dla mnie przygotował przez ten świecki, może nawet dla niektórych nieczysty duchowo film (przecież tam jest magia) - zobaczyłem dopiero po obejrzeniu drugiej części. Endgame. Koniec gry. Wykonało się.

W tym filmie, dwójka bohaterów, i co trzeba podkreślić - nie superbohaterów (bo tak naprawdę nie posiadali żadnych supermocy) - ta dwójka zwykłych ludzi oddaje życie, aby inni, i to wielu, mogło żyć. Natasha Romanoff - oddaje życie tak naprawdę za jednego człowieka, ale rzutuje to na cały wszechświat, bo dzięki jej "tak" otwiera się droga dla ratunku istnień. Zbawienia. Natomiast Iron Man w kulminacyjnym momencie całego filmu - oddaje swoje życie, zadając ostateczny cios Thanosowi oraz całej jego upadłej armii, obracając ich w perzynę za pomocą jednego pstryknięcia palcami. Brzmi znajomo?

Jak wiadomo, archetyp zbawiciela, kogoś, kto istnieje, żeby oddać swoje życie za innych, wyrzekając się swojej woli, życia, planów i wszystkiego "własnego", istnieje od bardzo dawna. Oglądając kino superbohaterskie widzę, jak wielu scenarzystów czerpie z tego niewysłowionego źródła, jakim jest Ewangelia, która mówi, że nikt nie ma większej miłości od tego, który oddaje swoje życie za przyjaciół… i wrogów. Nieważne, że ci scenarzyści są niewierzący. Nie da się wymyślić niczego lepszego, bo to Ewangelia, historia zbawienia człowieka przez dobrego i kochającego Boga jest największą superbohaterską historią tego świata i każdy wyimaginowany bohater wprost z kart komiksów nosi cechy Tego, który jest największym i tak naprawdę jedynym prawdziwym Superbohaterem.

Więc czego mnie te dwa filmy, wieńczące 11 lat kinowego uniwersum Marvela, uczą?

1. Ludzkość, nawet wypierając się Chrystusa, wciąż z głębi duszy woła: "zbaw nas!"

Śledząc to, co dzieje się w dzisiejszym kinie, szczególnie w filmach o superbohaterach, widać tam przebłyski bezinteresownej miłości, która ma tylko jedno prawdziwe źródło. Między wierszami wielu filmów możemy to zobaczyć. Każdy człowiek głęboko w duszy ma tę pustkę w kształcie krzyża. Pustkę, którą tylko Zbawiciel może wypełnić. Pragniemy być uratowani!

2. Nawet nie mamy pojęcia, jak wiele od nas, szarych, nie mających sami z siebie żadnych supermocy - zależy

W końcu żyje w nas Ten, który chce dokonywać cudownych rzeczy... przez nas, a wszystko to jest możliwe, jeżeli wyrzekniemy się siebie na rzecz miłości. Bezinteresownej ofiary z samego siebie. Właśnie to zrobiła Czarna Wdowa, która prócz nabytych umiejętności nie miała jakichś wyjątkowych supermocy, lecz postanowiła oddać siebie całą dla dobra innych.

3. Prawda stara jak świat: zło wygra tylko wtedy, kiedy dobrzy ludzie wybiorą bezczynność

Swoje dobre, miłe, komfortowe życie. Było blisko, bo przecież przed taką kuszącą opcją stał Tony Stark. Mógł pozostać przy szczęśliwej rodzinie, nie angażując się w kolejny konflikt. Postawić na egoistyczne zapędy, pozostawiając walkę o coś więcej, za sobą. "Przecież inni też mogą coś zrobić". Mógł wybrać swoje własne i tylko własne dobro.

Zamiast tego wybrał swoje unicestwienie, w zamian za życie wszystkich innych. W tym momencie filmu wiele osób na sali wylewało łzy. Ja tego nie robiłem. Moje myśli od razu wędrowały do Jezusa i Jego ofiary. Była ona dużo wyższa niż to, co zrobił Tony. Kiedy patrzyłem na tę scenę, kłębiła się we mnie mieszanina bojaźni, że tak wielki Król dobrowolnie oddał za mnie wszystko, co miał do oddania oraz radości ze zbawienia, które On ofiaruje człowiekowi bezinteresownie... za darmo. Schodząc po schodach zmierzających do wyjścia z kina, w głowie rozbrzmiewały mi słowa: "lepiej jest dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród". Innej drogi nie ma. Z czternastu milionów sześciuset pięciu możliwości, różnych dróg, którymi ten konflikt mógł podążyć, tylko jedna droga dała prawdziwy ratunek i zwycięstwo. Tak jak jest tylko jedna Droga do zbawienia - poprzez Jezusa Chrystusa.

4. Pycha poprzedza upadek

W scenie walki Kapitan Marvel z Thanosem, zbytnia pewność siebie bohaterki i buta, którą w nielicznych scenach z jej udziałem widać wyraźnie - doprowadziły do przegranej. Pokora to klucz do zwycięstwa nad wrogiem. Przede wszystkim naszym.

Innym bohaterem, którego zgubiła pycha, co skutkowało porażką całego zespołu był Thor.Tak pewny siebie i zaślepiony pragnieniem zemsty, że w kulminacyjnym momencie Infinity War postawił wyżej swoją dumę i tymczasowe poczucie triumfu nad życie wielu ludzi… stąd jego opłakany stan w drugiej części. Wyrzuty sumienia go zżerały. Zalękniony, pełny poczucia niegodności, wycofany i zaniedbany. My też tak się czujemy, kiedy przegramy z wrogiem, popadając w grzech, nieprawdaż?

5. Szatan może w taki sposób przedstawić swoje zamierzenia, że nawet może nam się wydawać, że jest godny sympatii

Ilu ludzi po Infinity War pałało sympatią do Thanosa z powodu emocjonalnego zaangażowania w jego misję i pozornie logicznych, ba, nawet mogłoby się wydawać, że właściwych motywacji. W końcu chciał ratować życie, prawda?

Nasz nieprzyjaciel ma to do siebie, że potrafi najgorsze zło przedstawić w takich barwach, że wydaje się: logiczne, dobre, nęcące i pozytywne. Białe nazwie czarnym, czarne białym. Czy pozwolimy mu na zredefiniowanie świata i pojęć, co pogrąży nas w chaosie?

6. Nadzieja

Infinity War, pomimo porażki, którą się zakończył, pozostawiał nadzieję na to, że bohaterowie znajdą jakiś sposób, aby odnaleźć odkupienie. Stało się. Powrót do życia. Cała ludzkość marzy o tym, aby śmierć nie miała nad nami władzy, abyśmy mogli być z tymi, których kochamy - wiecznie. Bogu dzięki, że śmierć już nie rządzi, bo Chrystus zwyciężył. Teraz, czy faktycznie jesteśmy tymi, którzy niosą tę nadzieję życia wiecznego, do każdego, kogo spotykamy?

Ciebie czytelniku, zachęcam do uważności w trakcie oglądania tego, co oglądają miliony osób w Polsce i na świecie.. Możemy bazując na tym, co ludzie dobrze znają z ekranów kin, telewizorów i popkultury, przekazywać Prawdę Ewangelii. Szczególnie jeśli chodzi o filmy z superbohaterami, które całymi garściami czerpią z historii przeżytych przez Chrystusa i Świętych Kościoła. W końcu te filmy w różnych formach przekazują treści o ofierze z samego siebie dla dobra innych! Bądźmy sługami dobrymi i wiernymi, którzy wykorzystując to, co zostało im powierzone, zdobywają bliskich i dalszych dla Królestwa Bożego.

Koniec gry naprawdę jest końcem. Szatan został pokonany raz na zawsze. Zbawienie jest na wyciągnięcie ręki. Jak potraktujemy to wezwanie, by głosić Ewangelię na wszelkie możliwe sposoby (również używając do tego Avengersów i innych superbohaterów!) jako naszą misję? A może pozostawimy to w rękach tych "innych, którzy mają to robić". Biskupów, księży, sióstr zakonnych… a co z nami, świeckimi? Tak samo jak oni, na mocy chrztu, jesteśmy wezwani do tego, aby głosić Ewangelię, a znając ten świat i kulturę, którą ten świat przemawia: czyż nie zdołamy trafić idealnie w serce człowieka, niczym Hawkeye w każdy cel? Czas jest krótki. Gra skończona!

Krzysztof Sowiński - ojciec, mąż, ewangelizator, lider młodzieżowy we wspólnocie Głos Pana. Pasjonat żywotów świętych i filmów z superbohaterami. Razem z żoną i córką celebruje życie w Skierniewicach. Prowadzą na facebooku stronę oraz kanał na YouTube, za pośrednictwem których chcą dzielić się swoimi talentami, aby budować Królestwo Boże na Ziemi.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

6 rzeczy, których na temat wiary w Chrystusa nauczyli mnie Avengersi
Komentarze (1)
B
bodok2
28 czerwca 2019, 09:52
Też wychowałem się na komiksach Marvela, ale nie mogę zgodzić się z tezą że mogą one czegoś nauczyć o chrześcijaństwie. W większej częsci w uniwersum M rządzą prawa przedchrześcijańskie, które są uniwersalne dla wielu religii i kultur (np. pkt. 3,4). Jednak fundamentalna różnica między wizją komiksów (w gruncie rzeczy bardzo niespójną) a chrześcijańską jest taka, że w uniwersum Maravela mamy grecko-rzymską wizję walczących ze sobą bogów/herosów/superbohaterów.  Jest to więc manichejski obraz świata, gdzie stale toczy się wojna między siłami światła i siłami ciemności – między dobrem a złem. I co prawda, dobro zwykle triumfuje, ale tylko na chwilę bo zły bohater zawsze może się odrodzić czy być wskrzeszony przez innych złych etc. Niemniej doceniam próbę wykorzystania popkultury do szerzenia dobrej nowiny.