Co robić, gdy czujesz, że Bóg cię zostawia, że mimo starań mocno brakuje Go w twoim życiu?

Co robić, gdy czujesz, że Bóg cię zostawia, że mimo starań mocno brakuje Go w twoim życiu?
Co robić, gdy mocno czujesz brak Bożej obecności? Fot. Isi Parente / Unsplash

Może właśnie to jest najważniejsza nauka i najistotniejszy wymiar medytacji o obecności Boga – uświadomić sobie, że nam Go brakuje. Zaczynam więc snuć te refleksje jako człowiek, który nieustannie gubi Jezusa, który nie zwraca na Niego uwagi i często nie jest na Nim skoncentrowany. Nie mam Jezusa, brakuje mi Go. Źródłem dla naszych medytacji musi być ów niedosyt, deficyt - pisze ks. Robert Woźniak w książce "Obecność".  

Publikujemy fragment książki. 

Obecność Boga dobrze jest odkrywać poza naszymi własnymi ścieżkami

Boża obecność – bycie Boga z nami – to wielka tajemnica. Także dlatego, że bywa z nią w naszym życiu różnie. Ewangelia opowiada nam zarówno o obecności Pana, jak i o Jego nieobecności. To, co aktualnie przeżywamy w świecie i w Kościele, wzywa nas do myślenia i mówienia o obecności Stwórcy oraz uczenia się, by odkrywać ją na drogach, na których do nas przychodzi, a nie na naszych własnych ścieżkach i nie w sposób, w jaki sami ją sobie wyobrażamy. Pochylmy się najpierw nad fragmentem, który wprost odsyła nas do tajemnicy Bożej obecności. Mówi on o Jezusie zgubionym w świątyni. To brzmi przedziwnie: Pan Jezus przepadł bez śladu, zgubił się swej Matce – Maryi. To rodzi w nas pytania – m.in. o to, jak to się stało, że pozwoliła, aby Syn zniknął jej z oczu? Czy dobrze się Nim opiekowała? Chcielibyśmy zawsze myśleć o Bogu obecnym, czyli o takim na wyciągnięcie ręki, a tymczasem On lubi się gubić i – przynajmniej w naszym poczuciu – pozostawiać nas samych, tak jak w Pieśni nad Pieśniami. To jest swego rodzaju „gra” Jego obecności i nieobecności.

DEON.PL POLECA

 

 

W pewnym sensie wszyscy zgubiliśmy Jezusa

Przywołana perykopa jest dobrym punktem wyjścia do rozważań, bo przypomina nam, że w pewnym sensie wszyscy zgubiliśmy Jezusa. Mówię to w swoim imieniu, bo sam jestem człowiekiem, który nieustannie, przez własną nieuwagę, traci Go z oczu. Zaczynam więc snuć te refleksje jako człowiek, który nieustannie gubi Jezusa, który nie zwraca na Niego uwagi i często nie jest na Nim skoncentrowany. Rozpoczynam je z perspektywy mojego niedostatku, a nie aby się pochwalić takim czy innym charyzmatem. Nie mam Jezusa, brakuje mi Go. Dlatego źródłem dla naszych medytacji musi być ów niedosyt, deficyt.

Im dalej w wierze jesteśmy, tym mocniej może nam brakować Jezusa

Bywa, że nawet jeśli znajdujemy się już na drodze wielkiej mistycznej intymności, to im dalej na tej ścieżce jesteśmy, tym bardziej powinno nam Jezusa brakować. Brakuje Go każdemu grzesznikowi, każdemu, kto przechodzi proces oczyszczenia. Jednak najbardziej „odczuwa się niedosyt” Jezusa wtedy, kiedy się Go zaczyna doświadczać coraz głębiej – dużo bardziej niż wówczas, gdy człowiek dopiero się oczyszcza. Tymi, którzy najlepiej wiedzą, jak bardzo „nie wystarcza” im to, co mają z  Jezusa już teraz, są mistycy. Dlatego oni także wołają za natchnionym autorem Apokalipsy: Maranatha – „Przyjdź, Panie Jezu!”. I niech „przeminie ten świat” – jak dodaje z kolei autor Didache. Także u św. Jana czytamy, aby nie miłować tego świata, za bardzo w  niego nie inwestować. Innymi słowy: pragnijmy Jezusa! Niech pragnienie Go tworzy nasz świat duchowy, świat zewnętrzny. W Nowym Testamencie zostało napisane, że Chrystus jest ho erchomenos  – Tym, który przychodzi, który nadchodzi.

Bóg jest Tym, który wciąż i wciąż nadchodzi

Jeśli zatem On jest Tym, który nadchodzi, nie wystarczy powiedzieć, że już nadszedł, że już Go mamy. To znaczy tyle, że można nadać Mu inne imię: On jest Tym, którego zawsze możemy mieć więcej. Niezależnie od tego, na jakim etapie drogi duchowej jesteśmy, mamy iść właśnie z  tym dążeniem w sercu. Czy znajdujemy się w purgatoriach, czy widząc pierwsze lampki nowego światła lub niestworzone światło, potrafimy je rozróżnić, czy przyzwyczailiśmy się do Jego głosu, zawsze możemy mieć Go więcej, zawsze możemy pragnąć Go mocniej. Chrześcijaństwo jest niekończącym się „ćwiczeniem się w tęsknocie”. Święta Teresa z Ávili mówiła, że na pewnym etapie życia duchowego wiedziała, kiedy mówi do niej Ojciec, kiedy Syn, a kiedy Duch Święty. Nawet jeśli jesteśmy już na tym etapie drogi wewnętrznej, to rzeczywiście – im głębiej wchodzimy w mistyczne wtajemniczenie, tym mocniej doświadczamy, że chcemy jeszcze więcej Jezusa.

Żyć tak, by nigdy nie powiedzieć sobie dość

Dlatego punktem wyjścia tych swoistych rekolekcji o obecności – dla każdego, nie tylko dla grzesznika, ale także dla największego świętego – jest „nigdy nie napotkać granicy swojego pragnienia”, nigdy nie powiedzieć sobie dość. Ojcowie Kościoła tak o pragnieniu Boga mówili: jeśli pijesz ze źródła, pij tak, żeby się nie nasycić, ale żeby jeszcze więcej pragnąć. Wszyscy zatem zgubiliśmy Jezusa, co znaczy, że wszystkim nam Go brakuje. Może właśnie to jest najważniejsza nauka i najistotniejszy wymiar medytacji o obecności Boga – uświadomić sobie, że nam Go brakuje. Kluczowe jest, żebyśmy jeszcze raz uzmysłowili sobie ów brak, żebyśmy jeszcze raz wzbudzili pragnienie w naszych sercach, umysłach i ciałach.

DEON.PL POLECA


Gdybyśmy pozwalali Bogu prowadzić siebie tam, gdzie nas wiedzie 

Jezus nie jest moją własnością. Jezus nie jest własnością człowieka. Według wielkich tradycji: duchowej, mistycznej i teologicznej, kiedy Bóg udziela się nam przez łaskę, możemy Go wówczas niejako kosztować. On jednak nie jest naszą własnością. W pewnym sensie Go „mamy”, ale nie dlatego, że sami Go sobie zabieramy, że możemy Go związać ze sobą na płaszczyźnie psychologicznej bądź duchowej lub za pomocą naszej świętości, dobrych uczynków itd. Nie! Mamy Go tylko dlatego, że On tego chce, i na tyle, na ile On zechce nam się dać. Jezus nie należy do nas. Osoba powołana do życia małżeńskiego z każdym rokiem wspólnej drogi coraz wyraźniej doświadcza tego, w całej tej intymności, bliskości oraz ofiarności, że im bardziej kocha, tym lepiej zdaje sobie sprawę, że osoba, na którą patrzy, jest wolna. Drugi człowiek nie jest nasz, ale jego miłość każe mu do nas należeć. Nie chodzi jednak o to, że niczego nie powinniśmy oczekiwać, niczym buddysta, który wszedł w stan nie-oczekiwania, nirwany. Nie! Miłość zawsze każe nam się wydawać, a nie brać, nie posiadać, chociaż tego pragniemy. Boga posiada się w taki sposób, że pozwala się Mu posiadać siebie. I Bóg sam posiada nas tylko w ten sposób, że nam się daje. (…) Gdybyśmy pozwalali Mu prowadzić siebie tam, dokąd nas wiedzie, gdybyśmy pozwalali Mu posiadać siebie, jakże bardzo doświadczalibyśmy tego, że On jest w nas i że jest dla nas, i jakże głęboko przeżywalibyśmy Jego obecność. My jednak wolimy ją wymuszać: chcemy Go podporządkowywać własnym oczekiwaniom, a wtedy zyskujemy tylko tyle, ile sami jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. A przecież Bóg ma nieskończenie większą wyobraźnię niż my.

---

Tekst jest fragmentem książki "Obecność. W świecie, w liturgii, we wspólnocie, we mnie" autorstwa ks. Roberta Woźniaka, wydanej przez Wydawnictwo WAM. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
ks. Robert J. Woźniak

Co to znaczy, że Bóg jest Obecnością?
Czy można podzielić się doświadczeniem Jego bliskości z innymi?
Czy wspólnota Kościoła jest przestrzenią, w której możemy realnie doświadczyć Chrystusa?

Bóg jest wszechobecny. Wierzymy w to,...

Skomentuj artykuł

Co robić, gdy czujesz, że Bóg cię zostawia, że mimo starań mocno brakuje Go w twoim życiu?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.